Stracony |
 |
Dołączył(a): Cz sty 13, 2005 2:03 pm Posty: 11112 Lokalizacja: Poznań
|
Chyba już na wszystkich forach górskich ten felieton Cywińskiego jest dyskutowany więc wkleje go i tu.
PORA UMIERAĆ
Starczy pesymizm czy rzeczywisty marsz ku klęsce na wszystkich frontach ? Przez długie lata każde niepowodzenie w życiu osobistym, porażkę moich faworytów sportowych czy politycznych -- mam od zawsze duszę kibica -- rekompensowałem Tatrami. Wspinaniem, podziwem, miłością... Teraz nawet w Tatrach więcej powodów do zmartwień niż do radości. Im rozsądniej dzieje się w Tatrach Polskich, tym więcej idiotyzmów na Słowacji. Niestety proporcje te, tak jak powierzchnie, mają się jak 1:4. Na szczęście pozostaje apolityczna muzyka, równie apolityczna nauka, i całkowicie apolityczne Tatr opisywanie. Ale może i do tych dziedzin dobiorą się Kaczory ? Zamykają artystów plastyków, likwidują kabarety i cenzurują internet. Może dekretem prezydenckim zmienią nazwy Rysów, Mnicha czy Alei Przewodników Tatrzańskich ? Lokalni działacze byli za słabi.
*
W TANAP-ie katastrofa. Nie idzie mi o "kalamitę" z listopada roku 2004. Wiatrołomy, nawet na taką skalę, to rzecz normalna i powtarzająca się z częstotliwością w przybliżeniu stuletnią. Takie rany zabliźniają się, a nawet -- na dłuższą metę -- mogą uzdrowić strukturę lasu. Idzie mi o coraz groźniejsze plany -- trudno to inaczej nazwać -- likwidacji tatrzańskiej przyrody. Planowana jest, przyklepnięta przez PRAWIE wszystkich świętych, zmiana kategorii ochrony. Ściślej: nie zmiana lecz drastyczne obniżenie. Po to by mogli dowolnie hasać, w zgodzie z nowym prawem, rozmaici technokratyczni szaleńcy. Kolejność wydarzeń: brutalne wtargnięcie -- dramatyczne zniszczenia -- obniżenie kategorii. Żelazno-wandalska logika. Pisałem już o tym w poprzednim numerze TATR. Teraz kilka nowych szczegółów. W pasie o obniżonej kategorii ochrony, na północ od Starego Smokowca i Tatrzańskiej Łomnicy, powstaną sztuczne jaskinie, trasy joggingowe, altanki, hipodromy... Praktycznie: dowolność inwestowania. Ponawiam swój apel: zlikwidujmy TANAP i powołajmy przedsiębiorstwo "Tatrzańskie Wesołe Miasteczko". Będzie gorzej ale uczciwiej! Inna możliwość: zabrać małpie z ręki brzytwę.
*
Co tam Panie w polityce? Marszałkiem Sejmu zostaje facet, który wręczał ryngraf z Matką Boską zbrodniarzowi, a bicie dzieciątek uznaje za najwłaściwszą metodę wychowawczą. (Tu ciekawostka. Parlamentarno-partyjny kolega marszałka, minister sprawiedliwości, w ramach zaostrzania kodeksu karnego, proponuje uznać bicie dzieci za próbę zabójstwa, a bicie ze skutkiem śmiertelnym -- za zabójstwo. Pewnie panowie nie zdążyli uzgodnić poglądów, lub, jakże słusznie, liczą na kiepską pamięć elektoratu.) Na swoim stołku, formalnie drugim co do ważności w Rzeczpospolitej, daje popisy nieudolności, stronniczości i bezczelności. Szefem służb specjalnych zostaje paranoik podejrzewający hydraulika o polityczny zamach na życie przy pomocy wanny. "Nowo-starym" ministrem ochrony środowiska zostaje prof. Jan Szyszko. Pełnił tę funkcję już pod Krzaklewskim (och! pardon! pod Buzkiem). Wybitny ekspert, ale jednocześnie wielki łowczy, zapalony myśliwy! Sprzeczność sama w sobie. Zdegenerowana żądza zabijania i ochrona przyrody. Wkraczamy na słowacką drogę. Tam większość ważnych funkcji w TANAP-ie pełnią "polowace". Wiedzą po co zakazują i dlaczego gonią turystów, taterników, narciarzy... Pozbyć się niewygodnych świadków i usunąć przypadkowy element z pola rażenia. Czy naprawdę nie ma u nas w tej branży ideowych fachowców ? Jednak to i tak wielki postęp. W końcówce e,,,,,,,,,,,,,,,,,,,poki Krzaklewskiego stołek ministerialny zajmował niejaki Antoni Tokarczuk. Miał referencje nie do odparcia: dyplom z KUL-u i stryjek biskup.
*
Jestem staroświecki i nie mogę przyzwyczaić się, ani nawet zrozumieć słowa "sport" i pojęcia "sportowa wspinaczka" stosowanych dla działań na sztucznych ściankach (to jest jeszcze do przyjęcia), w skałkach i na tatrzańskich ścianach. Ale w tym ostatnim wypadku tylko wtedy gdy spity są co dwa metry, w najtrudniejszych miejscach nowe stopnie i chwyty wykute są w skale lub po prostu skonstruowane z betonu. W takim rozumieniu Świerz, Stanisławski, Puskas i Pochyly byli rekreantami (?) lub turystami (?). A prawdziwi sportowcy rżną w skale stopnie i robią drogę przez 6 lat. Czy tak? Za komuny zohydzono piękne słowo socjalizm; teraz kompromituje się słowo sport.
*
Bardzo oddaliliśmy się od naturalnych górskich zabaw i pasji. Powstają kolejne "prawie wydziały" uniwersyteckie. Jedna książka o "krótkiej linie". Inna o teorii asekuracji. Następna o lawinach. Wszystkie pisane z całą powagą przez największych ekspertów. A mnie jest trochę żal... Czyż nie jest istotą alpinizmu (i pokrewych zajęć; jak zwał tak zwał) wziąć plecak, d..ę w troki i ruszyć na szlak, w ścianę czy w dzikie chaszcze ? Dziś za największego znawcę lawin uchodzi Werner Munter. Gdy w 1992 roku wchodził w środowisko z rewolucyjnymi poglądami koledzy--fachowcy rzekli: "że jest skręcony wiedzieliśmy, ale teraz to mu już naprawdę odbiło". Czas płynął. Munter wybił się na światowego eksperta. Ale... Po kilku latach sam rzekł i napisał: "Niestety, nowa, jednolita teoria nie umożliwia jednoznacznej oceny pojedynczego stoku. Przeciwnie: postęp idzie w kierunku nieprzewidywalności". Trwa sezon lawinowy. Ilość śniegu, jak na tę porę roku, olbrzymia. Czy pomogą uniwersytety czy też intuicja, zdrowy rozsądek, szczęście i -- co tu ukrywać -- strach? Oprócz głodu i miłości najbardziej ludzkie uczucie.
*
Bardziej niż lawin boję się polskich mudżahedinów. Pełnych nienawiści, żądnych zemsty. Nie tyle boję się, bo nie mam czego, lecz mam wstręt. Jak do węża czy -- to chyba lepiej pasuje -- do kleszcza. Pod rządami afgańskich mudżahedinów niszczono niesłuszne pomniki, obowiązywał zakaz słuchania muzyki, a kobiety musiały być ściśle zamaskowane. W Polsce PIS-u usunięto liczne niesłuszne nazwy ulic i placów. W pobliżu pomnika papieża nie można handlować damską bielizną (wyjątkiem są barchanowe majty do pół uda w komplecie z moherowym beretem); w Nowym Sączu wprowadzono zakaz sylwestrowej zabawy na placu wokół papieskiego pomnika. Ponieważ ilość pomników rośnie lawinowo więc ilość miejsc do tańca i temu podobnych obrzydliwości zbliża się asymptotycznie do zera. Za Fuhrera niesłuszny był ekspresjonizm, kubizm i dadaizm. Za mudżahedinów pomniki Buddy. Teraz niesłuszna jest Dorota Nieznalska, Paweł Huelle przegrywa proces z Henrykiem Jankowskim a Jerzy Urban z niejakim Benderem. Przypominam, że pisarz Huelle przyrównał Henryka Jankowskiego do gauleitera (i przegrał); Bender przyrównał Urbana do Goebellsa (i wygrał). Oto niezawisłość sędziów! Wysługiwali się za komuny, wysługują się i dziś. Jednym zdaniem (cytuję filozofkę Bożenę Umińską): "Dokonało się przesunięcie Polski nie na wschód i nie na zachód. Polska leży dziś na skraju Europy, wysunięta w stronę krajów fudamentalizmu islamskiego." Podobnie ocenia sytuację reżyser Janusz Kijowski: "Kiedyś czułem się wolnym człowiekiem w zniewolonym kraju, dziś czuję się zniewolonym człowiekiem w wolnym kraju".
*
A propos wymiaru sprawiedliwości. Lawinowa tragedia pod Rysami była tak dawno, że już nie pamiętam kiedy. Ale sądy nadal badają sprawę! Wszystko od początku. Może to trwać i 100 lat. Potem słychać narzekania na niedoinwestowanie trzeciej władzy... Nie jestem miłośnikiem ministra Ziobry. Jego rojenia o 24-godzinnych sądach doraźnych przypominają najgorsze, prawdziwie stalinowskie czasy. Czasami przyspieszenie jest jednak konieczne.
*
Wielka (?) polska polityka. Triumf Polski B: ciemnoty i średniowiecza. Oficjalny kurs na ilościowy rozwój, pronatalistyczną politykę, bez oglądania się na otoczenie, bez myśli o przyszłości. Giertychy, Kaczory et consortes chcą z Polski zrobić Bangladesz. Wszystko zniszczyć i zadeptać a potem wyciągać łapkę po jałmużnę. A może im potrzebne jest, jak Fuhrerowi i Stalinowi, mięso armatnie. Wszak chcą wyzwalać Białoruś od Łukaszenki i Rosję od Putina. Mają dobre i niezbyt odległe przykłady. Przecież to właśnie zbrodniarze tysiąclecia, Hitler i Stalin, najostrzej zakazywali skrobanek i najbardziej dopingowali do mnożenia się. Słonko Karpat, Nicolae Ceausescu, działał identycznie. A co to ma wspólnego z Tatrami i "TATRAMI"? Otóż ma! Rządzi ekipa nie dostrzegająca związku między ekologią a demografią i dążąca, świadomie lub tylko bezmyślnie, do zniszczenia wszystkiego co zielone. Nie ochronimy Amazonii ani dżungli na Borneo, tych zielonych płuc Ziemi, popierając wielodzietność w Brazylii i Indonezji. Nie ochronimy Tatr ani całej polskiej przyrody słuchając bezkrytycznie bredni Giertycha i Kaczyńskiego. Idą ciężkie czasy.
*
Stanisław Lem, człowiek o mózgu stada Kaczorów, dziesięciu Marcinkiewiczów i pięćdziesięciu Ziobrów razem wziętych, rzekł w wywiadzie, że gdyby był o 30 lat młodszy, uciekłby gdzie pieprz rośnie. Wybierałby między Szwajcarią i Kanadą. Ja mam nieco mniej środków, zatem i skromniejszy wybór. Może Litwa, może Czechy, może Białoruś ? Na pewno wolę Łukaszenkę niż Kaczyńskiego. Wolę bowiem zamordystę jawnego, niezamaskowanego, niż takiego, który do władzy doszedł wykorzystując wolnościowe ideały pierwszej (prawdziwej) Solidarności . Z którymi to ideałami dziś nie ma nic wspólnego. Ach! Przenieść tylko nad Świteź Grań Hrubego, Giewont, Mięgusze i Granaty Wielickie.
*
Głośno było w grudniu w Zakopanem (i nie tylko) o iskrzeniu na linii Polskie Koleje Linowe--Wojciech Gąsienica Byrcyn. Szło o brak zgody właściciela terenu na dopuszczenie do masowego ruchu narciarskiego na jego posiadłości. Z jednej strony znany nie tylko z Zakopanego, nie tylko z Polski, syndrom NIMB (Not in my backyard -- zgoda, ale nie na moim podwórku). Walka o Gubałówkę to przejaw tego samego zjawiska, o którym pisałem w poprzednich TATRACH. Tam szło o autostradę. Moje zdanie jest proste: Chcieliście kapitalizmu ze świętym prawem własności to go macie! Wojtek w sensie prawnym ma sto procent racji. A swoją drogą: kto z protestujących pod wojtkową chałupą chciałby spać w pobliżu nieustająco wyjących armatek śnieżnych? Zamiast robić awantury pod domem WGB radziłbym skierować agresję w stronę producentów: róbcie cichsze urządzenia. Tu po nocach wyją armatki, ówdzie od rana biją dzwony, w dzień na narciarskich pólkach przymusowe słuchanie łomotu (och pardon, muzyki), w nocy dyskoteki i noworoczne petardy. Przecież można dostać cholery lub ogłuchnąć. Drobna radosna nowina nadeszła z Roztoki i Morskiego Oka. W sylwestrową noc nie wystrzelono tam ani jednej petardy. Porządku pilnował nieoceniony Jarek Czereśniowski i jego drużyna. Może wreszcie minie ta kretyńska moda? Ciszę zakłócały jedynie korki od szampanów.
Z OSTATNIEJ CHWILI: Na Gubałówce próbuje piec swoją pieczeń sam Roman Giertych. Wymyślił "prawo śnieżne" stojące w istocie ponad prawem własności. W ostatnich wyborach w Warszawie przeszedł różnicą kilku głosów. Teraz usiłuje szukać wsparcia "na prowincji". Mam nadzieję, że się przeliczy.
*
Klimat nie jest nudny. W ostatnich latach częste były bezśnieżne, mroźne grudnie i stycznie. Prawdziwe śniegi pojawiały się w połowie ferii. Tym razem wielkie i groźne opady już od połowy grudnia. Długi okres zasłużonej lawinowej "czwórki". Potem jeszcze dłuższy okres wspaniałej lampy. Pierwszy raz w swym żywocie tatrzańskiego ratownika, spędziłem tygodniowy dyżur w Morskim Oku nie widząc ani jednej chmurki. Oby lato zaczęło się dla symetrii już w kwietniu. W sylwestrowy dzień, wczesnym rankiem, wielka lawina zabiła siedmiu turystów w słowackich Tatrach Zachodnich. Spokojnie biwakowali w namiotach rozstawionych w groźnym Spalonym Żlebie. Mnóstwo ludzi marzy o lekkiej śmierci podczas snu. Ta śmierć przyszła jednak o kilkadziesiąt lat za wcześnie. I nie sądzę by była przedmiotem marzeń. Śniegi olbrzymie, można bezpiecznie chodzić po lasach, po (nie wszystkich !) dolinach. Ale włazić do wielkiego żlebu ? Trochę więcej szczęścia, ale nie rozumu, wykazali dwaj polscy turyści, którzy spędzali upojną grudniową noc w namiocie rozstawionym w Kotle Gąsienicowym. Żyją do dziś tylko dzięki spostrzegawczości kierowcy ratraka. Zobaczył on nieco przyśnieżony namiot w ostatniej chwili. Mogłyby wystąpić kłopoty z identyfikacją: "To nie oni. Moi synowie (znajomi, krewni, przyjaciele -- niepotrzebne skreślić) nie byli tacy plaskaci".
*
Bohaterowie wyżej opisanych wydarzeń mogliby pretendować do THE DARWIN AWARDS: EVOLUTION in ACTION (Nagrody Darwina: ewolucja w działaniu). Nagrody te, nazwane na cześć "Ojca ewolucji", przyznawane są rokrocznie, od kilkunastu lat, osobom, które przez swą bezmyślność przyczyniają się do poprawy puli genowej ludzkości, eliminując z niej samych siebie. By dostąpić zaszczytu (pośmiertnie, rzecz jasna) trzeba spełnić bardzo ostre warunki. Najważniejsze z nich to: zginąć przez głupotę i nie pozostawić potomstwa. Może wreszcie jury przeanalizuje kroniki wypadków tatrzańskich ? Niektórzy antyewolucjoniści powiadają: "Jeśli ewolucja jest faktem, to dlaczego jest tylu idiotów ?" Argument ten łatwo daje się obalić: idioci rozmnażają się intensywniej.
*
31 grudnia to wyjątkowo pechowy dla t0atrzańskich turystów dzień. Czy to tylko zbieg okoliczności? Czy może jakaś siła fatalna towarzysząca zmianie daty? A może niezwykle liczny najazd zupełnie zielonych amatorów? Czy też dekoncentracja i pośpiech przed najważniejszymi wydarzeniami wieczoru? Może warto oprócz tradycyjnych pouczeń i ostrzeżeń wprowadzić jeszcze jedno: NIE WYCHODŹ w GÓRY w SYLWESTRA; SZYKUJ się do BALANGI; JEDZ, PIJ i POPUSZCZAJ PASA już od WCZESNEGO RANKA. PAMIĘTAJ, że ALKOHOL nigdy nie jest SMACZNIEJSZY niż PRZED POŁUDNIEM, a ZWŁASZCZA na CZCZO.
*
Wydarzenie miesiąca na Kasprowym Wierchu. Ok. 15 grudnia raczył wjechać tam kolejką Pan (słowo premier - dosłownie pierwszy-nie przechodzi mi przez usta) Kazimierz Marcinkiewicz. Ktoś ze świty (oficjalny doradca? członek rodziny? borowiec?) dziwi się, że nieoświetlone są narciarskie stoki. Nie rozumie żadnych wyjaśnień. To jest poziom! *
Jożo Janiga, szef słowackiej Horskiej Służby, z całą powagą mówi (TATRY nr 1) o szkodliwości przewodników opisujących zakazane tereny (wiem kogo ma na myśli). Jożo! Topograficzno-fizyczne opisy Tatr w moich przewodnikach będą ważne i za sto lat. Może wtedy w Morskim Oku, na Kalatówkach i w Szczyrbskim Jeziorze będą ścisłe rezerwaty? Może cyrk narciarski rozwinie się na Szerokiej Jaworzyńskiej i Szalonym Wierchu? Może głównym boiskiem wspinaczkowym będzie masyw Nowego Wierchu a Łomnica i Kazalnica zarosną pajęczyną? Przepisy, zakazy, nakazy są w porównaniu z geologicznymi zmianami, a nawet z turystyczno-taternicką modą, istnym mgnieniem oka. Dyrektorzy z obu stron granicy także z całą powagą debatują o niebezpieczeństwach dla przyrody związanych z fokowym narciarstwem. Panowie! Czy naprawdę jesteście ślepi? To są problemy? Czy ktokolwiek wspomniał (w czasie debaty relacjonowanej w poprzednim numerze TATR) o zbrodniczych zamiarach inwestycyjnych na Słowacji?
*
Muszę przyznać, że z wielkim zainteresowaniem i jeszcze większym zdziwieniem przeczytałem w poprzednim numerze TATR teksty "Rewitalizacja, ale jaka?" i "Kiedy zginą krokusy". Być może mam skrajne poglądy ekologiczno-przyrodnicze. Cieszy mnie bowiem każda rozwalająca się buda i każda zarastająca polanka. Wzruszają mnie liczne przykłady naturalnej, samorzutnej sukcesji lasu i kosodrzewiny. W Małej Łące i na Jatkach Bielskich; na Opalonem i w Kopach Liptowskich. Chętnie widziałbym też rozpadające się i porastające lasem "dworskie osiedle" w Kuźnicach. Nie wzruszają mnie ani stare szałasy, ani kapliczki, ani stajnie, ani dwory. Tego jest ci wszędzie pod dostatkiem i poza parkami narodowymi. Zupełnie nie wzruszają mnie także krótkotrwałe "wybuchy krokusowe". Ośmielam się, ja profan, zadać profesorowi Zbigniewowi Mirkowi pytanie: czy krokusy w Tatrach były wcześniej czy później niż pasterstwo?
*
Na koniec coś śmiesznego. W najnowszej instrukcji dla górołazów na Słowacji opublikowano zestaw 21 (!!!) obowiązujących punktów. Wyraźny tryb rozkazujący! Minn należy dowiadywać się o prognozę pogody, przygotować właściwy sprzęt i ekwipunek, zaopatrzyć się w stosowną ilość jadła i napojów, skończyć wycieczkę lub jej nie skończyć w razie zepsucia się pogody, nie iść skrajem ścieżki, nie opierać się o poręcze (?), przez mostki nie przechodzić wielkimi grupami, nie rzucać kamieniami ani innymi przedmiotami, brać ze sobą sweter, czapkę i rękawice itd itp... Instrukcja dla idiotów pisana przez ..... Przepisy te żywo przypominają mi samą Amerykę. W USA obowiązują w barach instrukcje używania noży, szklanek i sposobu picia gorących napojów. Czemu Słowacy biorą z tego wspaniałego kraju tylko najgorsze przykłady? Może lepiej byłoby brać wzory z nauki, kultury, gospodarki a nie z idiotyzmów, które mogą przytrafić się każdemu. System jest tym śmieszniejszy (i bardziej nieporadny) im więcej zawiera regulacji. Anglia do tej pory nie ma konstytucji. I doskonale radzi sobie od tysiąca lat. Konstytucja Stanów Zjednoczonych liczy tylko 7 artykułów. Być może wspomniane przepisy obowiązujące w amerykańskich barach świadczą o zbliżającym się upadku wielkiego mocarstwa.
*
Maciek Krupa w TATRACH nr 1 (15) pisze o "Tatrzańskiej Haute Route" i apeluje do czytelników o szczegółowe pomysły. Oto mój pomysł: zgoda co do startu i mety, Zuberec i Zdziar. Ale "w środku" zamiast Tatr, Pasmo Skoruszyny, Magura Witowska, Pasmo Gubałowsko-Spiskie i Magura Spiska. Zamiast fok -- biegówki lub śladówki. Kilka mostków, ratrak biegowy i... pomykamy. A wyciąganie łapki po "fundusze unijne" w takich sprawach, uważam za żenujące. Dodatkowe zezwalanie, znakowanie, wyznaczanie, obstawianie jakichkolwiek nowych tras w Tatrach jest całkowicie zbyteczne. Wystarczy powiedzieć: od grudnia do marca można poruszać się na nartach wzdłuż i w pobliżu znakowanych szlaków. Po prostu rozszerzyć na całe Tatry zarządzenie dyrektora TPN nr 10/2004.
|
|