tuwu napisał(a):
Jak to wygląda z Twojej perspektywy? Zwłaszcza, że wydaje mi się, że jest to zajęcie raczej sezonowe i w takim listopadzie, czy lutym(?) trudno o zajęcie.
Z mojej perspektywy wygląda to tak, że pracuję na etacie jako informatyk, a w swoim wolnym czasie (urlopy, weekendy) prowadzę wycieczki i dłuższe wyjazdy w różne miejsca.
Tak średnio około 30-35 dni w roku. Ograniczona jestem swoim urlopem i tym, że część tego urlopu wykorzystuję dla własnej przyjemności.
Oczywiście jest to jakiś dodatkowy zarobek, ale normalny człowiek, nawet zarabiając 400 zł netto za dzień - nie wyżyłby z tego.
Mam nie tylko uprawnienia przewodnika tatrzańskiego, ale również inne, w tym pilota wycieczek, więc prowadzę grupy wędrowne do Rumunii, na Ukrainę, krótsze wyjazdy na Słowację. Aby prowadzić za granicą, nawet tylko na Słowację trzeba mieć właśnie uprawnienia pilota wycieczek.
Większość wyjazdów ostatnio jest takich.
Współpracuję stale z kilkoma niewielkimi biurami podróży.
Jestem w na tyle komfortowej sytuacji, że nie mam przymusu ekonomicznego i trochę sobie te wycieczki wybieram, biorę tylko te które mnie interesują (głównie góry, chociaż nie tylko), a nie jeżdżę 60 razy w roku na jedno kąpielisko termalne.
Znam trochę przewodników (tak do 30 osób w Polsce), którzy próbują żyć tylko z tego fachu, ale wówczas działają zwykle w ten sposób, że mają zarejestrowaną własną działalność, prowadzą małe biuro turystyczne i nie tylko prowadzą ale również od początku do końca organizują wycieczki - i to głównie właśnie standardy typu "wyjazd integracyjny" lub "kąpielisko termalne" i na tym zarabiają.
Znam też więcej osób, którzy mają inny wyuczony zawód, własną działalność gospodarczą (np. biuro rachunkowe) i działalność przewodnicką traktują jako jedną z kilku rodzajów działalności jaką się zajmują.
Jak się trafi zlecenie przewodnickie - to biorą je, a jak inne - też to robią.
No i znam tez trochę emerytów i pełno studentów, którzy też traktują tego rodzaju pracę jako okazjonalny zarobek, a nie główne źródło utrzymania.
W niczym nie są gorsi od przewodników "zawodowych" a śmiem uważać, że zazwyczaj są lepsi, bo są to prawdziwi pasjonaci.
B.