Nakreślę troszkę sytuację

Siedzimy sobie na przełęczy Krzyżne i podchodzi do nas (ze szlaku od strony Koziego Wierchu) właśnie ta kobieta z pytaniem.
"Dzień dobry, gdzie ja jestem?"
Troszkę zmieszani odpowiadamy, że na przełęczy Krzyżne. Widać było, że nazwa za wiele jej nie mówi.
"Którędy do schroniska?"
Pytamy się którego, ale sama nie wiedziała. Mówimy, że najłatwiej teraz do 5ki, albo po śniegu do Murowańca.
"O właśnie! Murowaniec"
Wskazaliśmy którędy prowadzi szlak. Pytamy, skąd Pani idzie?
"Nie uwierzycie... z Zawratu"
Byliśmy w lekkim szoku, bo dzień wcześniej byliśmy na Zawracie, kilka godzin wcześniej na Kozim Wierchu gdzie wycofaliśmy się ze względu na niebezpieczny śnieg w jednym ze żlebów, którego nie było jak obejść. W tym samym miejscu wiele osób wycofało się ze sprzętem (raki i czekan).
Po powrocie do schroniska, rozmawiamy o całej sytuacji, czy to była bezmyślność czy wytrwałość? Do rozmowy dołącza się dziewczyna siedząca obok. "Tak, spotkaliśmy Panią we flanelowej kraciastej koszuli na Zawracie około godziny 7 rano"
W Roztoce znowu spotkaliśmy ludzi, którzy widzieli ją na Granatach - ponoć próbowała dogonić jakiegoś chłopaka, myśleli że to duch. Ale my faktycznie kogoś takiego widzieliśmy.
Okazuje się, że właśnie ta Pani, przeszła w tych warunkach, bez sprzętu (raki i czekan) tak jak ją tu widzicie na zdjęciu, całą Orlą Perć z jednego powodu.
Jak sama powiedziała:
"To zawsze było moim marzeniem"
Kilka zdjęć, jak wyglądała wtedy sytuacja:
Widok na podejście pod Zawrat od strony Murowańca:

Podejście pod Zawrat:

Widok na początek Orlej Perci (podobno ktoś w niebezpiecznym miejscu zostawił swoją linę dla bezpieczeństwa innych)
