Sorki, że tak póżno, ale ostatnio tak dawaliśmy sobie w plecy, że już nie miałem siły turlać się do kafejki...
Więc tak:
Czwartek: Kasprowy (znowu kolejką - rozpuściliśmy się, nie ma co

) - Czerwone Wierchy - Hala Ornak - Kiry. Już na pierwszy rzut oka widać, że śniegyu ubyło - na Kasprowym już leżało niewiele, i podobnie przez całe Goryczkowe. Na Wierchch też lepiej, ale tu już było trochę puchu - na Krzesanicy porobiły się zaspy, czasami trzeba było kombinować, gdzie iść. Po wejściu na XCiemniak postanowiliśmy trochę trasę wydłużyć, no i zeszliśmy przez postanowiliśmy zejść przez Dolinę Tomanową - jak się odrobinkę obniżyliśmy, to śniegu drastycznie ubyło. Nieco już zmordowani, popodziwialiśmy trochę Taterki z Ornaku, i stoczyliśmy do Kir
Piątek - znowu w Wysokie. Kużnice - Boczań - Murowaniec - Zawrat - Piątka - Szpiglasowa - M.Oko - Palenica. Po rutynowym przejściu na Halę Gąsienicową (piękna pogoda, trochę gorąco) popatrzyliśmy na OP (śniegu ubyło rochę, ale mniej niż by się, sądząc z kamery internetowej, wydawało) ruszyliśmy na Staw. Pod Kościelcem maluteńkie łatki śniegu. Po wejściu na próg Zmarzłego Stawu zobaczyliśmy, że chyba jednak nie będzie tak łatwo - cały ZSawratowy Żleb zawalony śniegiem, tak samo Nowy Zawrat. Widać, że o przejściu szlakiem letnim nawet lepiej nie marzyć. Po konsultacji z lekarzem lub farmaceutą postanowiliśmy iść żlebem - jak się okazało, nie my pierwsi na to wpadliśmy. Stopnie w śniegu wydeptane, wchodzi się łątwiehj, niż nie po śniegu górą. Na górze popatrzyliśmy, jak jacyś pionierzy próbowali się przebijać wzdłuż łąńcucha. Jak siedzieliśmy na górze, doszło pięciu chłopa ze inicy - przetarli szlak. Odnotowując, że da się tam iść, stwierdziliśmy jednak, że lepiej będziemy kontynuować wcześniej ustaloną trasę (Szpiglasowa wyglądała niezbyt niebezpiecznie). Po kolejnym rutynowym kawałku (no, może poza zejściem z Zawratu, na którym ślisko jak trzy pierony) dotarliśmy pod Przełęcz. Niestety, śnieg "turystów" nie odstrasza - staliśmy 15 minut, zanim dostaliśmy się do drogi. Niestety, na Mięgusze i Rysy widoków brak - chmura.
Po zejściu ze Szpiglasa (chyba rekord, 1h20minut) sturlaliśmy się powolutku do Palenicy.
Sobota - Kasprowy - Świnica - Zawrat - Piątka - Dol. Roztoki - Palenica
W piątek udało nam się dojrzeć, że na Świnicę zdążyły już wleżć niezłe tłumy, więc postanowiliśmy spróbować jezcze raz. Coby się na nas góra nie obraziła

postsnowiliśmy tym razem wejść - poza tym, mimo 7.00 kolejka zawaliła już całe schody, także nie mieliśmy wyboru. Na górze śniegu już dużo mniej, szlak praktycznie czysty. Po przejściu na Przełęcz Świnicką i krótkim odpoczynku rozpoczęliśmy "atak" . Tym razem śnieg nie zasypywał całego szlaku - mniej więcej było wiadomo, gdzie iść, ale w takich warunkach na Orlą bym się nie wybrał. Po przejściu na południowo wschodnią stronę grani rzut okja na półkę - nie powinno być problemu. I nie było - coprawda cała zasypana, ale śnieg bardzo zbity i mało śliski, a łańcuch odkopany. Po wyminięciu jednej bojażliwej pacjentki trasa nabrała nieco tempa. Po łańcuszkach szło się trochę trudniej niż zwykle (ślisko), ale i tak łatwiej niż przez Buczynowe w idealnych warunkach. Krótki odpoczynek i zejście do Zawratu - w niektórych momentach troszkę wzrastały trudności, ale nic ponad przeciętną. I tak najtrudniejsze do zejścia były te kominki na końcu, mimo że na nich nie było śniegu wcale. Po kolejnym odpoczynku postanowiliśmy spróbować schodzić do Murowańca - niestety, w żlebie śnieg zaczął robić sie niepewny, a letni szlak, choć wydeptany, okazał się zupełnie niemożliwy dop przejścia - za dwoma panienkami wciągniętymi na siłę chyba przez mężów zrobił się kilkudziesięcioosobowy korek, i musielibyśmy chyba czekać z godzinę. Jakiś miły facet mówił, że był już na Rysach i że tam też szlak prowadzi letnim wariantem, wzdłuż łańcuchów. Postanowiliśmy więc powtórzyć wariant przez Piątkę, choć tym razem do MOka nie chciało nam się przechodzić. Gdy byliśmy już prawie w Palenicy, zaczęło padać.
Niedziela - Kiry - Hala Ornak - Iwaniacka Prełęcz - Ornak - Siwa Prełęzc - Starorobociański - Kończysty - Jarząbczy - Wołowiec - Chochołowska Polana - Siwa Polana.
Kategoria ciężkawa, na szczęście pod koniec udało nam się trochę odciążyć dzięki wypożyczeniu rowerków (godziny trakie, żę dostaliśmy całkiem sensowny sprzęt). Wejście na Iwaniacką piękne, tak samo Ornak, Starorobociański, i wszystko inne. Kondycja o dziwo dopisywała, także zdążyliśmy przejść wszystko. iegu już całkiem malutko, chociaż trudnawe miejsca były jak na szlak w Zachodnich. Dokuczał nam nieco brak wody, ale roztopiliśmy sobie trochę śniegu.. Natomiast nastroje nam siadły, kiedy przy podejściu na Wołowiec uświadomiliśmy sobie, że zgubiliśmy cyfrówkę!!
Jeśli ktoś jakimś cudem znalazł gdzieś między Jarząbczym a Wołowcem cyfrówkę Sony Cybershot,bardzo proszę o jakiś znak. Po zejściu w umiarkowanie dobrych nastrojach do Polany Chochołowskiej przez dolinę Zadnią Chochołowską, pożyczyliśmy rowerki i za 20 minut dotarliśmy do Siwej.
Poniedziałek, czyli "Poszukiwacze zaginionej cyfrówki"
Choć się pogodziliśmy ze stratą, stwierdziliśmy, że nie zaszkodzi nam poszukać aparaciku ( w niedzielę było za póżno, żeby się cofać). Tak więc po wyruszeniu o 8 z Siwej Polany, o 9 byliśmy już (dzięki rowerkom) na Chochołowskiej, a o 11 na Wołowcu. Niestety, znależć nam się nic nie udało (aparacik zostawiliśmy najprawdopodobniej między Łopatą a Wołowcem, nieco niżej od szlaku (po płn. stronie zbocza). Na Jarząbczym biegała kozica. Po dojścviu do Kończystego nasze stawy przypomniały nam że od 6ściu dni nie odpoczywaliśmy, tak więc poszliśmy na dół przez Trzydniowiański i Krowi Żleb. I w ten sposób dowiedzieliśmy, się, że ten szlak nie na darmo jest nazywany "najbrzydszym w polskich Tatrach". Te półmetrowe schodki dały naszym kolanom nieżle popalić, i w dodatku gdzieś w 1/3 zejścia zaczęło lać, także było niezbyt przyjemnie. O 17 byliśmy w Zakopcu, o 20 wsiedliśmy w autobus do Kielc
Przpraszam za chaotyczność, ale jeszcze nie zdążyłem odespać ')