rafau8 napisał(a):
Czekam na relację i wrażenia z pobytu u Miroslava.
No więc tak: Hołd Rafauowi za wskazanie miejsca. Cicho jak makiem zasiał, tylko burza rzeki, nad którą malownicza ławeczka. Zaraz obok Hotel Tri Studnicky, przed nim zaparkowane merce i ferrari - autko klasy B mogłoby zostać przez nie przepchane, a to właśnie to miejsce przykuło moją uwagę na początku - i gdyby nie Studia u Mirosława, to pewnie stracilibyśmy pieniądze i nerwy

Co robiliśmy? Ogólnie to pełen relaks, nie do końca aktywny - ale co tam, Wam się mogę (prawie anonimowo) przyznać. Lodova (wpuszczają tylko pełnych, więc nie ma co się spieszyć, bo i tak się człowiek spóźni, a lepiej iść na chybił-trafił i być pół godziny przed czasem, niż gnać na styk i spóźnić się 2 minuty, co przytrafiło się nam

) - potem wjazd na Chopok, ale było już późno i nie szliśmy dalej - tylko na szczycik. Panie w klapeczkach, pan nawet w garniturze się zdarzył... Jakąś chatę z żarciem na samej górze budują, za nią kupa śmieci, ale widok z balkoniku ładny. Ostatni zjazd: 15:45 z góry, 16:00 z Rovnej Holi (tak jak mówił Rafau - w cenie wjazdu na górę). Wieczorem Tatralandia: kompletne rozczarowanie. Praktycznie żadnych basenów, tylko rury, w których cielsko się zatrzymuje (chyba że mknie się na takich zielonych piankach) albo też można się poobijać, stracić zęby i porysować pupę, bo elementy rur są jakoś tak topornie poklejone). Info praktyczne: po 17:00 wchodzi się taniej, czynne do 21:00, choć nie wiem, jakim cudem przez cały rok, skoro nam pod koniec czerwca organizmy nam wymroziło (istota parku polega na tym, że po chodniku przechodzi się z rury do rury: ratownicy w kurtkach i swetrach, z politowaniem spoglądają na golasy, które zapłaciły tyle kasy, żeby się pomęczyć). Drugi dzień - Jaskinia Slobody i tłumy dzikie, bezczelne, pstrykające lampą błyskową w ciemnościach egipskich, stojąc ramię w ramię z przewodnikiem (podczas gdy foto bez zezwolenia jest tam zabronione) - krzyki i ustawianie się do zbiorowych zdjęć. Ale sama jaskinia jak zawsze piękna. I teraz hit: Żarska Chata: przepiękne podejście (Rafau, nie trzeba asfaltem: szliśmy zwykłym górskim szlakiem) - boskie widoki otaczających nas groźnie chmurnych szczytów, ławeczki w każdym punkcie widokowym, i teraz uwaga: przez półtorej godziny na szlaku spotkaliśmy tylko trzy osoby (schodzące razem) - więc ławeczki puste, bez śmieci: dzikość w połączeniu z faktem, że szlak był zadbany, opisany, czyściutki i naprawdę urokliwy. W schronisku wyprażany syr z hranolkami 105Sk i soczewicowa zupa z chlebem za 33Sk. Zjazd na hulajnogach niestety trwa krócej niż podejście, bo jakieś 10minut (z kręceniem filmu i zdjęciami wyszło nam to dłużej oczywiście, ale jakby bez zatrzymywania to niecały kwadrans, myślę). 100Sk za 1 hulajnogę, kask na łeb i podpis, że bierze się odpowiedzialność na siebie. Szosa jest właściwie non stop pod nachyłem, więc nie ma popychania sprzętu szwają. Szosa ma specjalnie wyznaczony fragment (wąziutki) dla hulajnóg, ale zawsze to on jest bardziej poniszczony, więc z uwagi na rzadki ruch jechaliśmy całą szosy rozpiętością. Ogółem wyjazd fajny, tylko trzeba wziąć pod uwagę, że Liptovsky Mikulas umiera o 21 - wtedy trudno jest już coś zjeść, pizzerie zamknięte, restauracje w większości też. Coś tam jeszcze się świeci, ale zazwyczaj to już tylko bary piwne, gdzie zjeść kiełbasę - straszno.