Artur1683 napisał(a):
Ale przemalowanie GOPRu na służbę państwową oznaczałoby, że np liczbę etatów należałoby zwiększyć przynajmniej dziesięciokrotnie (zakładam, że ratowników etatowych, opłacanych, mogłoby być mniej niż ochotników, którzy pełnią dyżury w ograniczonym zakresie, bo poza tym muszą się jeszcze z czegoś utrzymać).
Po pierwsze, żadna służba nie wyklucza wolontariuszy. Po drugie, może tak jest w GOPR, TOPR napewno ochotnikami bez pensji nie stoi.
Arturze, wszystko pięknie, posłannictwo, dobra wola itd. Do tego wszystkiego odwoływały się kolejne rządy podczas protestów lekarskich. No i płace lekarzy efektywnie wzrosły. Teraz czas na pielęgniarki.
Służba to służba. Raczej nie chciałbym aby mnie leczył lekarz - ochotnik, strzegł bezpieczeństwa policjant - ochotnik a pożar gasił strażak - ochotnik (po wsiach to trochę inaczej).
System organizacyjny ratownictwa górskiego powoduje, że Państwo może udawać Greka i finansować TOPR/GOPR na łachę - samy albo nie damy.
Jak się rozwalisz na drodze samochodem to gna do Ciebie pogotowie ratunkowe finansowane z NFZ. Czy górski wypadek jest jakiś inny? Nie, i tu i tu masz np. zmasakrowaną nogę. Jedyna różnica jest taka, że do wypadku drogowego ratownicy jadą samochodem (choć bywa, że i helikopterem) a do górskiego na piechotę lub helikopterem.
I przestańmy gadać o romantyzmie i posłannictwie - gros interwencji TOPR a pewnie i GOPR to wypadki narciarskie. Jaka różnica między złamaną nogą na stoku narciarskim a taką samą na warszawskiej czy pożnańskiej ślizgawce.
Owszem, dotarcie do wypadku górskiego, tego narciarskiego również, bywa trudniejsze dla ratowników a nawet z reguły jest trudniejsze, ale tu znowu nie trzeba gadaniny o posłannictwie tylko LEPIEJ PŁACIĆ.