Gawith napisał(a):
Nie roztrząsam kwestii, czy ci rodzice powinni być ukarani, czy nie. Z Twojego postu wywnioskowałem po prostu, że uważasz, że kara od państwa dla tych rodziców jest większym straszakiem na przyszłość dla innych, niż sam fakt utraty dziecka. Tylko to neguję, bo ktoś wysyłający syna w góry prędzej pomyśli "eee, w zeszłym roku tak zrobili i się chłopak zabił, nie puszczę go" niż "jak go puszczę to się może zabić, jeszcze pójdę siedzieć, lepiej nie ryzykować". Uff. Rozumiesz już?
Po pierwsze nie "kara od państwa". Sądy od władzy zostały oddzielone dobre 2000 lat temu choć zdarzały się odstępstwa. Jednak nawet Stalin dbał o to aby fikcyjny bo fikcyjny ale jednak sąd istniał.
A teraz co do reszty. Wyrok nie ma spełniać tylko roli kary dla winnego. W nowoczesnym sądownictwie wyrok ma przestrzegać innych. Przykład z górskiej łączki:
W 2003 roku nauczyciel licealny z Tychów, Mirosław Szumny zabrał na Rysy 12 osób, w większości uczniów. Zeszła lawina, zginęło 8 osób. Szumny miał opinię znakomitego pedagoga, był wytrawnych turystą (choć nie wspinaczem sportowym). Złamał jednak kilka przepisów, m.in. ten, że wycieczka powinna iść z przewodnikiem. W tamtych warunkach (koniec stycznia) przewodnicy UIAGM twierdzili, że dla takiej ilości osób przewodników powinno być trzech a tak w ogóle to by w tych warunkach zlecenia nie przyjęli.
Proces toczył się długo, w dwóch instancjach w końcu zapadł wyrok - dwa lata w zawieszeniu.
Czyli Szumny został ukarany tylko moralnie, nie siedział nawet godziny. Oczywiście będzie miał do końca życia koszmarne wspomnienia bo to człowiek przyzwoity.
Tyle o karze dla niego.
A prewencja czyli odstraszanie (przestrzeganie innych)?
Do czasu nieszczęsnej lawiny (po której tragicznym skutku prokuratura od razu powiedziała, że będzie postępowanie) sporo wycieczek szkolnych pod wodzą samego nauczyciela chadzała sobie i zimą i wiosną i jesienią po rozmaitych miejscach czasami w zimie jeszcze bardziej niebezpiecznych niż Rysy (np. Babia Góra). A potem GOPR latał i szukał pogunionych we mgle uczniaków. Szczęście jednak sprzyjało i nikt nie zginął.
Po zaistnieniu casus "Szumny" każdy nauczyciel mówi "chromolę, niech wycieczka będzie droższa, nie chcę siedzieć w razie czego" i wynajmuje przewodnika a gdyby nawet znalazł się nieostrożny nauczyciel to jest jeszcze dyrektor gimnazjum lub liceum, który w trosce o własną d. powie "nie". Bowiem wszyscy wiedzą, że w katowickim procesie ława była za krótka, oprócz Szumnego powinna na niej zasiąść i pani dyrektur Liceum bo i wewnętrzne przepisy MEN były olane.
Można powiedzieć, że problem "awanturniczych" wycieczek szkolnych się skończył.
Odpowiednie nagłośnienie tej sprawy (gdyby do niej doszło, co jest niewykluczone) mogłoby spowodować, że więcej rodziców się zainteresuje bliżej co robi ich pociecha. Miał iść do Wodogrzmotów? Miał. Poszedł na Krzyżne. Wystarczy teraz w wywiadzie środowiskowym poszukać świadka co ew. zezna, że chłopak był znany z nieposłuszeństwa i samowoli (hipoteza) i prokurator tatę i mamę ma na tacy.
Nie dyszę zemstą, niby dlaczego, boję się tylko o innych. A podobnych w typie wypadków ostatnio trochę było.