prof.Kiełbasa napisał(a):
Gruby -nie widzę powodu by ukrywać i udawać że czegoś niema, skoro ktoś zrobił trasę opisuje jak to zrobił- nie sądzę by to spowodowało większy odsetek żywców.
Człowiek, gdy coś robi a gdy zobaczy że inny robi to inaczej i w opinii społecznej lepiej, to też by tak chciał (lepiej). Jeżeli żywiec uznawany jest za lepszy styl przejścia jakiejś drogi, to niewątpliwie ktoś kto np. przeszedł Grań Wideł w 3h i uważając to za mocarny wynik (bo to jest mocarny wynik

), przeczyta następnie o King-Kongu ktry zrobił podobnie tylko jeszcze dołączył Hokejkę "wymięknie" i spuści nos na kwintę.
"Ja tam się nie znam", ale rywalizacja jest elementem górskiej działalności w większym lub mniejszym stopniu, są tacy co chodzą w góry dla własnej przyjemności, są tacy co dla "celów towarzyskich", są tacy co "rywalizują z samym sobą", sa tacy którzy chodzą aby podjąć jakieś trudne wyzwanie i nim "dokopać kolegom", są jeszcze inni, a najczęstszy przypadek to pewna mieszanka wszystkiego po trochu - a więc i tego ostatniego - "rywalizacji".
Wniosek logiczny (mamy (nareszcie!

) w dyskusji logika to może potwierdzić/zaprzeczyć ) jest taki, że opisując żywca, świadomie czy też mimo woli, tak czy inaczej pewną część odbiorców "zachęcasz do żywca".
Chodzi mi o sam skutek - nie ma tu znaczenia, werbalnie czy nie, intencjonalnie czy nie.
A ja uważam - nie wiem czy jest już jako taki consensus - że żywiec jest zwiększeniem ryzyka*. Oczywiście trudno byłoby ukryć fakt, że na tej czy innej drodze się żywcowało. Nikt przy zdrowych zmysłach nie pomyśli, że gdy prof.Kiełabasa (przepraszam piszę z pamięci - także explorer i fanatyk? ) przeszedł Grań Hrubego to nie żywcowali, bo przejście tej grani w jeden dzień bez żywcowania prawdopodbnie nie jest w ogóle realne, zresztą byłoby głupie. Nie da się przedrajtulowac północnej ściany Matterhornu w trzy godziny nie żywcując. I tak dalej.
Ale czy na przykład, jeśli przejdę Grań Kościelców na żywca, co by było gdybym pochwalił się tym relacją na forum turystyka-gorska.pl? Z punktu widzenia obecnego poziomu taternickiego jest to żaden wyczyn, takich przejść rocznie jest pewnie z 10, a samego odcinka od Przełęczy Kościelcowej może i z 50. Ale jeszcze tak powiedzmy 5 lat temu na FTG taki człowiek zostałby King-Kongiem i nawet MA może by mu jakie wpadło. Dajmy zatem na to, że jakiś King-Kong robi relację ze swojego żywca GK na FTG, tak sobie piszę hipotetycznie, (być może hipotetyczne przykłady są najlepsze). Opisuje jak to srał pod Uszatą Turnią, omal nie odpadł na ściance z ringiem, a także swoją nieopisaną, niewymowną radość "wolności" jaką odczywał na ostatnich ruchach na szcycie WK.
Po pierwsze twierdzę - taka relacja wkurzy te 1/n "z "górołaza-wyczynowca" w czytelnikach, którzy przeszli GK asekurując się. Te 1/n też w tym momencie mówi do głowy wspinacza -> "też możesz więc teraz musisz powtórzyć, albo jeszcze lepiej, jakoś przebić". Niektórzy są mocni i mówią "spadaj", a inni mniej mocni mówią "OK", idziemy przeżywcować Grań Mięguszy. Aż w końcu ktoś odpada, jak już ustaliliśmy, to się jednak czasem zdarza.
Oczywiście taka sytuacja wcale nie jest częsta, ludzie podejmuja żywca w większosci z bardziej naturalnych pobudek - strategia, brak partnera, wreszcie odnosze wrażenie, że po prostu wiek, żywcowanie "wielokrotnie udane" zwyczajnie niestety "wchodzi w nawyk" - obserwują to u wielu starszych taterników. Być może w ogóle bardzo rzadka. Ale zwyczajnie jestem zwolennikiem poglądu i raczej nie jestem sam, że żywcowaniem się zwyczajnie nie chwali, ponieważ jest to "niemoralne". Takie moje zdanie. BTW. Polecam Siódmy Stopień (nie tylko w tym temacie, w ogóle polecam, ta książka to "zwiastun ery" nowoczesnego alpinizmu), Messner też miał ten problem i tak prawdę mówiąc, nie widział nic złego w swoim żywcowaniu i często to opisywał, ale przyznał otwarcie, że dostawał pogróżki od rodzin osób, które straciły bliskich którzy zabili się na drogach które przeżywcowwał i rodziny oskarżały go, że to jego wina, bo tamci chcieli powtórzyć jego wyczyny w Dolomitach. Więc w każdym razie to co napisałem wcześniej - to nie jest teoria, tylko tak zwyczajnie bywa.
* Zombi to poniekąt słusznie opisał, zakładałem że to co napisał jest oczywiste, ale słusznie jest to jakoś "zwerbalizować". Dla mnie jest zresztą nieco inaczej, o dziwo nawet z nieco wyższą tolerancją dla żywca - zdarza mi się nie brać liny, nawet mojej kilogramowej trzydziestki, bo plecak bez liny (1kg), uprzęży (0,5kg), repa (200g), i HMSa ( 200g) jest zwyczjanie lżejszy, tylko że to skutkuje czasem koniecznościa przeżywcowania czegoś. Ale ogólnie tekst Zombiego o zywcowaniu jako pewnym elemencie strategii górskiej a nie celu samym w sobie jest bardzo dobry.
Tak jeszcze do Krabula i Olgi, bo zdaje się że prof. wywołał ten wątek w wyniku dyskusji z wątku pood relacją Krabula, mojej uwagi i małej dyskusji która sie wywołała. Po pierwsze potwierdzam - w samej relacji Krabula nie ma nic co by miało sugerować jakiekolwiek "chwalenie", to faktycznie ja nieco "wyłuskałem" sytuację jaka niewątpliwie miała miejsce, bo akurat znam teren i potrafiłem sobie co nieco wyobrazić. Po drugie - no właśnie nie pasowała mi ta sytuacja do czegoś, co uważam za pewna naturalną strategię i to opisałem - długa wycieczka, sprzęt i tak wzięty, a ten niewątpliwie natrudniejszy fragment na drodze ma może trzydzieści metrów w sumie i to mi jakoś całościowo "nie trzymało sie logicznej kupy". Oczywiście - gdyby Olga zaasekurowała z góry Krabula, to by powstało pytanie czy Krabul wszedł na szczyt "samodzielnie", w sensie taternickim byłoby że nie. I ja to przyjmuje sobie za wytłumaczenie sytuacji, nie przyjmuje tłumaczenia, że tam jest "łatwo", ponieważ tam jest "dość trudno" i jest gdzie spaść. Bardzo lubię te opisy słowne stopni z WHP, zresztą to przecież nie jest wcale wymysł WHP, tylko tłumaczenie skali Welzenbacha i nie może być tak, że się "zdeaktualizowały". Poziom taternicki się podniósł, ale to chodzi o to że mamy teraz Ondrę czy Stecka, a grubyilysy wspina się pewnie podobnie albo tak samo jak Leon Loria, a przecież w swoim czasie, Leon Loria* to był nie byle jaki King-Kong.
*
(
O "zagadnieniu butów" nie będziemy sie rozpisywać.