A teraz mój krótki opis....
pobudka o 4-50.... zaraz telefon do Seby - wstawaj - bo znowu zaśpisz!
Pierwszy raz w życiu Sebastian dzwonił spod domu pytając, co się dzieje, dlaczego jeszcze nie zeszliśmy? Przecież pociąg nam ucieknie!
Dojeżdżamy do Katowic. Sebastian udaje się po chleb forumowy a ja z Hermią pod kasy... Stamtąd zgarniamy Roberta... Pociąg już czeka, wsiadamy, otwieramy piwka i rozmawiamy...
Dojeżdżamy do Bielska, pks nam ucieka, więc po licytacjach udajemy się do Szczyrku taryfą. Fiat panda wozi za pół ceny.
O, to już Szczyrk. A tu czeka ekipa samochodowa. Stonka wita mnie mocnym uściskiem dłoni (o pardon, Pan Stonka, bo niektórzy wątpliwości mieli...), Maćko wita mnie siarczystym klepnięciem w plecy, które zresztą odwzajemniam. Jak dobrze znów się widzieć!
Gosia jakaś przestraszona, pewnie zmęczona podróżą.
Zakładamy osprzęt i wio w górę.
Jest nieźle, pogoda naprawdę dopisuje. Idziemy powoli, nie ma sie co spieszyć. Po drodze kilka przerw...
Tuż przed szczytem gubi się Robert. Zawieruszył się gdzieś w zaspach. Na szczęście się odnajduje.
Włazimy do schroniska, full ludzi, czekamy na pokoje. Sebastian zastanawia sie, gdzie tu można iśc na mszę..
Maćko wyciąga laptopa i oglądamy foty ze zlotu lipcowego. Dochodzi Corno Nero oraz Anka z Łukaszem. Pokoje już sa, więc czas na jakieś atrakcje. Włazimy na szczyt i najpierw są zdjecia i podziwianie panoramy.
Potem szaleńcze zabawy.
Ania, Sebastian i Marta zjeżdżają na czterech literach po stoku i ustawiają sie na stanowiskach. Nagle z góry wylatują skoczkowie. Mój pierwszy skok nie był udany, ale zabawa jest przednia. Seba z początku niechętny - gramoli sie na górę i zjeżdża w ekwibrystyczny sposób, nogami w górze
potem zdjęcia na szczycie z kratami i foty. zachód słońca.
idziemy sie ogrzać i ruszamy na małe skrzyczne.
Tam totalne szaleństwo, rzucamy sie po śniegu jak wariaci.
Wieczorem Maćko w schronisku tańczy z podpitą starszą panią i wznosi okrzyki na cześć Legii
w pokoju imprezuje z nami kot. ten sam, który rano z powodu braku wody został zatrudniony do wylizywania talerzy po śniadaniu.
Wcześniej jednak wschód słońca.
żegnamy Anię i Łukasza i wio w dół. Ale nie szlakiem. Lepiej zjechac na dupie. Bryluje w tym Sebastian, któremu nawet drzewa między nogami nie przeszkadzają.
po drodze Sebastian zostaje nieco w tyle a Hog okazuje sie jasnowidzem...
(Seba - na zdrowie )
Potem obiadek, ostatnie piwko i rozstanie.
Marta, Robert, Seba i ja wsiadamy do pociągu. W Katowicach zegnamy Roba a w Bytomiu nagle gubi się Seba. Pewnie poszedł do dworcowego baru na pierogi, które tak zachwalał.
Było cudownie
|