Sobota 15.10:
Po kilkunastu godzinach przebijania się przez polskie, czeskie i austriackie autostrady lądujemy w Gries w dolinie Sulztal.
Podchodzimy do Amberger Hutte:
Pagór na wprost to nasz jutrzejszy cel:
Zgodnie z oczekiwaniami schronisko jest zamknięte, natomiast dobrze wyposażony winterraum stoi otworem.
Jak miło przycebulić w tym nieprzyzwoicie drogim kraju...
Widok sprzed schroniska nieodparcie kojarzy mi się z jakimś filmem
:
Niedziela 16.10: próba wejścia na Schrankogel (3497m) granią wschodnią.
Wyruszamy bladym świtem (który, ze względu na długość geograficzną, ma miejsce jakieś półtorej godziny później niż u nas):
Podczas podejścia efektowną, a przy tym wygodną moreną mijamy górę o niezwykle uroczej nazwie- Westliche Schwarzenbergspitze (3364m):
Pogoda idealna.
Trójkątny wierzchołek z tyłu to Wilde Leck (3361m)- dość trudny szczyt z pięknymi graniówkami dla osób które się wspinają:
Tubylcy zerkają na nas z pogardą:
To niewinnie wyglądające zbocze po prawej okazało się zaskakująco trudne- stroma kruszyzna wymieszana z rozmiękłym, topniejącym śniegiem:
Mimo wszystko przyjemna temperatura oraz brak wiatru zachęcają do dalszej wędrówki:
Widoczność jest bardzo dobra.
Na pierwszym planie Wilde Leck (3361m), z tyłu po lewej m.in. Similaun (3603m), w głębi Ortler (3905m), natomiast po prawej stronie zdjęcia dominuje otoczony lodowcami Wildspitze (3770m):
Z drugiej strony pięknie prezentuje się Ruderhofspitze (3474m):
Niestety- na grani szczytowej leży zbyt mało śniegu by można podążać ostrzem, a jednocześnie za dużo by można bez problemu wędrować wariantem letnim.
Na dodatek śnieg jest rozmiękły i mało stabilny, przez co trawersowanie stromych podszczytowych zboczy staje się mocno ryzykowne.
Decydujemy się na odwrót.
Jedna osoba z naszej ekipy podchodzi jeszcze kilkadziesiąt metrów, ale ostatecznie zatrzymuje ją ścianka na grani z jednej strony i nawis śnieżny na letniej ścieżce z drugiej.
Do wierzchołka zabrakło nam naprawdę niewiele:
Początek zejścia jest jeszcze w miarę ok:
Natomiast schodzenie wschodnim zboczem mocno podnosi ciśnienie.
Wszystko się sypie i jest bardzo stromo.
Śniegu zdążyło nieco ubyć, przez co warunki są jeszcze gorsze niż podczas podejścia.
Idziemy powoli bardzo ostrożnie stawiając każdy krok.
Zejście pomiędzy ~3300m a ~3100m zajmuje nam ponad dwie godziny:
Na szczęście pogoda trzyma do końca dnia.
Około godziny 17-tej kończymy najtrudniejszy fragment.
Można odetchnąć i uchwycić ciągle wystający zza grani Wildspitze (3770m):
Do schroniska docieramy przy świetle czołówek grubo po zmroku.
Następnego dnia opuszczamy Rohan
... :
...niegościnne pagóry pozostawiając za sobą:
Mijamy zielone pastwiska...:
... po czym wracamy do naszego rodzimego, deszczowego Mordoru.