Gustaw napisał(a):
Chyba, że jakiś górski wynalazca własną lonżę chce konstruować ... z haczykami, kotwicą i wyciągarką.
No....
Ja jak najbardziej chodziłem na własnoręcznie skonstruowanej lonży. I będe twierdził że została skonstruowana dobrze, mam chyba nawet gdzieś zachowany opis pochodzący z "Taternika", wg którego ją robiłem. Moja praca polegała na przycięciu liny na odpowiednie długości (trzeba uciąć dwa kawałki, przewleczeniu przez płytkę hamującą i porobieniu węzłów gdzie trzeba i jak trzeba. Do tego płytka hamująca Konga (tej nie kułem sam

) i karabinki. Karabinki miałem najzwyklejsze na świecie, pochodzące z mojego setu wspinaczkowego.
Jako że kilka ferrat w Dolomitach zmęczyłem, wszystkie na tym moim sznurku, to coś mogę od siebie napisać.
1)
Karabinki najlepsze byłyby te przeznaczone do ferrat, czyli z automatycznym blokowanym zamknięciem i odblokowywanym guzikiem. Dlaczego?
a) Tych wpięć wypięć jest multum, potrzebna jest wygoda, zakręcanie i odkręcanie za każdym razem w ogóle odpada, niedorzeczność.
b) Używałem czasem najzwyklejszego niezakręcanego, ale uwaga, na pionowej ferracie dopuszcza się loty WO = 5, zwykły karabinek poprostu nie powinien wytrzymać walnięcia w kotwę. Z tych tańszych karabinków nie do ferrat najlepszy byłby jednak właśnie niezakręcany byle jak najgrubszy.
c) Używałem też zakręcanych, oczywiście - te są grubsze i powinny wytzymać WO = 5, ALE jest z nimi jeden problem, od tego ciągłego zakładania i przesuwania zamek potrafi się dość łatwo SAM zakręcić i to cholernie mocno,. Wyobraź sobie treaz że się przepinasz z drabiny do drabiny, nogi drżą a ty walczysz jedną ręką z karabolem co to nie chce się odkręcić.
d) Całkiem dobrze sprawdzał się mój jedyny Twist (mam nadzieję że szanowny czytelnik wie co to Twist

.
2)
Rozwiązanie Petzla (zszywka działająca na rozrywanie) wydaje mi się bezpieczniejsza jeśli chodzi o pewność zadziałania absorbcji, ale niekoniecznie jest to rozwiązanie praktyczniejsze. Ja miałem (mam) zwykłą płytkę Konga z 10 otworami i nawet usiłowałem robić delikatne eksperymenty, bo miałem spore obawy jak to zadziała gdy będzie już miało zadziałać. Takie przegięcie liny jak w tej płytce wedle moich doświadczeń prędzej spowoduje że lina się albo w ogóle zakleszczy (i gucio z absorbcji), albo się.. urwie na przegięciu. No i moim zwykłym ciężarem (hm...) w ogóle tego nie ruszyłem!
Na (nie)szczęście ani razu nie odpadłem na ferracie więc nie miałem okazji sprawdzić w boju w rzeczywistym walnięciu.
Jedna konkretna zaleta tej płytki - ponieważ naprawdę trzeba jakiejś niezłej siły żeby przewleczona lina się ruszyła, więc można się w tej lonży czasem poprostu spokojnie powiesić na jakiejś klamrze czy kotwie. Na Petzlu bym się nie odważył, jeszcze się zacznie rozrywać....
3)
Klecenie lonży z liny polecam tylko tym którzy naprawdę są pewni że umieją wiązać węzły. Pozostałym - zakup gotowego układu.