Fajne te twoje relacje. Bardzo je lubię. Gdybym swoją chciał napisać to może zaczął bym tak:
Mój ojciec wielokrotnie bywał na szczycie Jaworzyny i Leskowca, Królewizny, Dzwonka, Łysej Góry, odwiedzał również schronisko. Wędrował tu już będąc jeszcze małym chłopcem, później jako uczeń wadowickiego gimnazjum, student, ksi...się w porę opamietał, ale wędrował dalej. I tak po równych 55 latach znowu znalazł sie na Leskowcu.
Relacji nie będzie, tylko parę słów. Łyżka dziegciu w beczce miodu, niestety. Ale czułbym sie jak oszust, gdybym nie opisał tego co mnie spotkało. Choć dobrych parę dni biłem się z myślami.
Zaczęło się już przy schronisku. Pożałowali Juniorowi miski wody dla psa. Jak chce mu dać pić, to niech sobie kupi mineralną. No to kupił, w końcu to jego młodszy brat, a i spragnionego nie napoić to tys psecie nie po krześcijańsku, choć to zwycojny gowiednik a nie cłowiek, prowda ? Potem juz było tylko coraz gorzej.
Pod kaplicą przyczepił sie do nas jakiś cieć handlujący w wejściu dewocjonaliami i książkami o to, że sie opieramy o barierkę, i że młody spadnie i że GOPR trzeba będzie wzywać i że jeszcze go żmija ukąsi. Bredził.
Zwróciłem mu grzecznie uwage, że chłopak jest ze mną, i nie musi sie o niego martwić, bo już nie w takich miejscach bywał i jak dotąd nic mu sie nie stało. No to wyszło na to, że mu to połamiemy, a to tyle pieniędzy kosztuje. Taki kawał dyszla złamać? Jeszcze coś bluzgał, że to przez takich jak my coś tam... nawet nie wiem co, bo mi to z jednej strony wpadło a z drugiej wyleciało. Bałwan.
O rzut kamieniem czworo młodzieży średnio szkolnej acz za pewne nieletniej w składzie damsko męskim radośnie i wylewnie półlitra per gwint opróżniało. Drugiego z kolei. Albowiem pierwszy półliter już opróżniony bez celu obok w trawie się walał. I w walaniu się onym celu nijakiego nie było. Jak i mądrości żadnej w opróżnianiu jego. Tak jego jak i tego, który po nim nastapił i ciągle jeszcze opróznianym był. Bo wszystko co oprózniane jest, pełnym nie zostanie a pustym będzie. I pustość owa jako sromota, płacz i zgrzytanie zębów świadectwem i przyczyną tychże i upadku ich będzie. A na to wszystko cieć i Wielki Polak spoglądali. Dosłownie i jakoby symbolicznie , ale zawsze. Zgroza.
I tylko Jezusek Umęczony u wejścia do sankutuarium w przedsionku, z boku na swoim drzewsku wisząc oczy zdawał się mieć zamknięte, jakby wolał nie patrzeć. Smutek.
Góra jak góra. Zawsze tu była i będzie. A my jak mrugnięcie oka, na krótką chwilę. I mawiają niektórzy jest w tym jakiś głeboki zamysł, cel. Ale ja nie wiem jaki.
Historia prawdziwa, ale tak całkiem na serio wszystkiego brać nie radzę
