don napisał(a):
Czyli jak posiadam umiejętności to mogę chodzić z przewodnikiem i mieć pełną satysfakcję?
Don, zadajesz mi cokolwiek dziwne pytania. Mógłbym odpowiedzieć bardzo krótko,
ale trudno, jako że znowu zostalbym i tak źle zrozumiany,
wysilę się i odpowiem długo i "pokrętnie".
Pisałem tu coś o wejściu Bonattiego na MontBlanc Wielkim Filarem Narożnym,najbadziej "niemożliwą" drogą na tej górze. To bardzo dobry przykład,któreś tam z kolei wejście (a więc jak by tu niektórzy chcieli nie "zdobycie"), ale jak dla mnie, wyczyn innej kategorii co np. moje "samodzielne" wejście Granią Gouter, którego przy tamtym najlepiej byłoby poprostu nie wspominać i rzeczywiście nie ma coś w kronikach.
I co, mam się z tego powodu czuć nie usatysfakcjonowany,
bo nie umiem powtórzyć tego co zrobił Bonatti?A może powinienem obstawać, że Bonatti nie ma co się wywyższać, bo przecież weszliśmy przecież na tą samą górę, więc co za różnica?
Specjalnie dla Ciebie himalaisto znajdę przykład jak sądzę bliższy sercu:
wejście Reinholda Messnera na Everest z 1980 roku. Przypomnijmy: bez szerpów, dotarcie pod Everest w małej dwuosobowej wyprawie trekkingowej, pora nieodpowiednia do ataku na Everest więc takze zero zespołów atakujacych górę, po czym w ciągu trzech dni Reinhold Messner wchodzi na górę i schodzi z niej samotnie i bez tlenu z czekanem w garści i małym plecaczkiem na plecach. Dla wszystkich żyjących alpinistów wyczyn którego nikt jeszcze nawet nie spróbował powtórzyć.
Szaleństwo? Nieodpowiedzialność? Może jakaś nerwica?
Przecież Everest był juz dawno zdobyty. Przecież nieledwie dwa lata wcześniej Messner stał na wierzchołku po "niemożliwym" wejściu bez tlenu.
Nic z tych rzeczy. Ten człowiek miał taki plan, taką potrzebę, inną skalę mozliwości, którą sobie wypracował i której był świadomy, poprostu chciał to zrobić i zrobił to. Na pewno nie robil tego dla pieniędzy, nawet nie dla sławy. Dla mnie "pokonał" Everest wręcz Everest upokorzył, a nie tylko na niego "wszedł".
I co? czy w związku z tym należy przestać wchodzić na Everest np. normalną drogą, bo przez takich jak Messner "zwykłe" wejścia już się "nie liczą"? Czy Martyna Wojciechowska nie może mieć satysfakcji ze zdobycia Everestu, dlatego że inni robią to w lepszym stylu?
Postawiła sobie cel i zrobiła tyle na ile ją było stać, a i tak przecież niewielu wróżyło jej sukces. Coś pokonała, coś innego niż boski Reinhold,
ale nie ma powodu żeby nie czuć z tego satysfakcji. To samo dzieje sie z każdym który stawia sobie w górach jakiś subiektywnie ambitny cel i go osiąga.
Czty Don ma być niezadowolony z tego że wszedł na Island Peak bo było to w ramach organizowanej wyprawy?
To co zrobił Messner leży poza zasięgiem większości śmiertelników.
Ale każdy ma pełne prawo cieszyć się tym, że osiągnął coś co sobie sam zamierzył i tego dokonał.
Dla mnie takim "zdobyciem" było między innymi samodzielne wejście na MontBlanc granią Gouter. Taki sobie postawiłem cel wejść na MontBlanc w pełni o własnych siłach i go dokonałem.
Nie jest to to samo co wejście Bonnatiego Wielkim Filarem Narożnym
i mam tego pełna świadomość, co nie odbiera mi radości z tego osiągnąłem.
Nie odbierze mi jej żaden idiota czy inny geniusz jakkolwiek oceniający
to czego dokonałem bo to jest poprostu moja sprawa.
W tym wątku wyszło tak że wielu postawiło sobie za cel zdezawuoować różnicę między wejściem samodzielnym i wejściem z przewodnikiem (niektórzy jej zdaje sie w ogóle nie widzą). Czy znowu powodem nie jest właśnie zawiść? A może czują się urażeni tym że ktoś "dezawuuje" ich osiągnięcia dokonane z przewodnikiem (kilka razy zaznaczałem że wcale nic takiego nie robię, tylko oni tak to odbierają, pewnie ze względu na to że użyłem nieostrożnie pewnego sztampowego sloganu).
Ich sprawa, ja mówię co myślę, różnica jest i to spora.
Koncząc Don, odpowiedź na twoje pytanie jest prosta,
mianowicie tylko ty sam ją znasz jakokolwiek jest
i jeśli będziesz usiłował uzależniać ją od poklasku bądź szyderstwa innych
to poprostu wybrałeś złą drogę i nigdy nie będziesz mógł być zadowolony z tego co w górach robisz.
Ja staram się mieć w d..e jak kto ocenia to czego w górach dokonałem i z czego sam jestem dumny (no, zawsze warto się nad krytyką troche zastanowić ale nie o to mi tutaj chodzi).
Kończę i tak na mnie zaraz wjadą hurtem młode wilczki...