nie wiem czy cos z tej relacji wyjdzie bo juz prawie 24h na nogach i wlasnie wrocilem z grilla...
jeszcze w piatek nie bylem pewny czy wyjazd dojdzie do skutku. jakos nikt albo nie mial czasu albo byl zajety czyms innym

a ze nie wiem kiedy nastepna sobote bede mial wolna postanowilem jechac. jak zwykle tuz przed 2 dzwoni budzik. wstaje, sprawdzam czy wszystko spakowane i po chwili wychodze a tu niespodzianka... pada deszcz. no ale prognozy mialy byc ok wiec ruszamy w droge. czym blizej tatr tym bardziej pada ale na szczescie gdy dojezdzamy na parking w popradzkim plesie przestaje

pierwszy postój przy popradzkim stawie. niebo zachmurzone ale nie pada. dalej ruszamy sciezka przez las i po chwili wchodzimy na szlak prowadzacy na rysy. po drodze z wiadomych powodow co chwila spogladam w lewo na szatana

jeszcze tylko kilka lancuchow i ok 7 docieramy do chaty pod rysami. gdzie niegdzie pokazuja sie pierwsze promyki slonca. w koncu czas na sniadanie, jeszcze chwila odpoczynku i ruszamy w kierunku przeleczy pod waga. a z tamtad niesamowite widoki.... morze mgiel a ponad nimi lodowy, lomnica jednak najwieksze wrazenie sprawia galeria gankowa. no ale czas na nas. ubiermay kaski, uprzeze i ruszamy grania ciezkiego szczytu. poczatkowo idzie sie bardzo fajnie i w niedlugim czasie docieramy do ok 50m komina wprowadzajacego na przelecz pod kogutkiem. kominem tym w gore po klamrach i lancuchach by po chwili stanac na waskiej przeleczy. tutaj jeszcze sesja fotograficzna i ruszamy w dol. po kilku metrach zaczynamy sie wspinac w gore pierwszym zlebem. z kazdym krokiem trudnosci staja sie coraz wieksze. w koncu docieramy na przelecz pomiedzy ciezkim szczytem a wysoka. chyba weszlismy w nie ten zleb... no ale z lenistawa, moze z checi zaoszczedzenia czasu postanawiamy nie schodzic w dol tylko kawalek przetrawersowac zbocza wysokiej. juz po paru krokach okazuje sie ze to byl glupi pomysl. na trawersie jednej z polek odrywa sie kawalek skaly... na ktorym stalem. heh zobaczylem zycie przed oczami

ale na szczescie skonczylo sie tylko na stloczonej nodze i kilku obdarciach. po chwili przerwy postanawiamy jednak schodzic w dol. dochodzimy do wyraznie opadajacego komina. to musi byc ten... jednak znowu z kazdym krokiem trudnosci sie zwiekszaja. ale powli zblizamy sie do celu. kilkadziesat metrow nad nami dostrzegamy krzyz a wiec jest szczyt. tylko jak pokonac ten ostatni fragment. nad nami dostrzegamy kilka spitow. wyciagamy wiec line i ruszamy w gore. jednak okazuje sie ze to nie jest takie proste jak sie wydawalo z dolu. w tym czasie dzwoni do nas
Don po wymienieniu kilku uwag na temat miejsca w ktorym sie znajdujemy pada od niego cytat tersci mniej wiecej "sperd.....ie z tamtad" na domiar zlego nadchodzi mgla. po glowie chodza mysli iz dzisiaj przegralismy... poczatkowo zjezdzamy na linie ale pozniej zaczynja sie skalne plyty wiec nie ma o co zaczepic liny. zaczyamy schodzic bardzo powoli, w glowie mam jeszcze dzisiejsza przgode. podczas zejscia widzimy jak przewodnik wchodzi ze swoja grupa w kolejny zleb. po dluzszej chwili udaje sie nam zejsc na dol. chwila odpoczynku... postanawiamy podejsc jeszcze kawalek zobaczyc jak wyglada ten zleb w ktory wszedl przewodnik. po drodze odnajdujemy Lawice o ktorej byla mowa w WHP a wczesniej nie moglismy jej znalezc. w gorze zlebu widzimy wspomniana grupe z przewodnikiem. chwila zastanowienia i zapada decyzja... probojemy jeszcze tego zlebu. po chwili okazuje sie ze zleb jest bardzo przyjemny... szybko nabieramy wysokosc. w koncu dochodzimy do kilku klamer. do kilku sie wpinamy. jeszcze pare metrow i w koncu jest!! stajemy na wierzcholku Wysokiej. niestety widocznosc z powodu mgly mamy jedynie na... krzyz. czasami odslania sie rowniez drugi wierzcholek. na szczycie kilka zdjec i zaczynamy schodzic tym samym zlebem w dol. zejscie okazuje sie troche trudniejsze od wejscia ale nie jest zle. w koncu jestesmy na dole a z tamtad z powrotem w strone przeleczy pod kogutkiem. jeszcze tylko komin, gran ciezkiego i stajemy na wadze. calkiem inna perspektywa niz rano. wtedy byslismy tu sami... zejscie do popradzkiego zajelo nam ok 1h 15min

jeszcze tylko kawalek asfaltu i jestesmy na parkingu.
szkoda ze nie wyszlo wczesniej zaplanowane spotkanie w zakopanem. a moze dobrze ze nie wyszlo bo by na pewno nie bylo dzisiaj tej relacji
