W środę tydzień temu o 22 siedziałem przed kompem (Poznań) nagle pomyślałem, że pojadę do Zakopca i polatam sobie po górach, znalazłem bezpośredni autobus o 23.05, szybko się przebrałem, założyłem 2 pary skarpet, treningowe asicsy, 2 pary długich legginsów (chude i grube), na górę- 1 koszulka "legginsowa", na to druga zimowa, na to chudy golf, polar i na koniec lekka wiatrówka do biegania, opaska polarowa na głowę, rowerowe rękawice i w droge, 8.25 dojazd do Zakopca, od razu łapię busa do Kuźnic, 8.35 start, do Murowańca gdzie się dało to biegłem (czyt. kiedy nie było pod górę), z Murowańca w moment do Czarnego Gąsienicowego, po minięciu go zaczęły się schody, były tylko jedne ślady, śnieg był mięciutki, często wpadałem między kamienie, na Kościelisko i Granaty zero śladów, uderzałem więc na Zawrat, śniegu było naprawdę dużo, zdarzało się, że wpadałem po pas, dwa razy wpadłem w szczeliny - tam było już po pachy, ślady zniknęły, szlak zgubiony, obrałem trasę, która wydawała mi się najrozsądniejsza, nie miałem mapy co by sprawdzić czy ta mała przełęcz przy Świnicy to już Zawrat czy nie, wszedłem na ścianę, i wtedy zaczął się problem, po kilku chwilach, poślizgnięciu się i najedzeniu się strachu, pokonałem tą przeszkodę, jednak za chwilę była następna, znowu mało brakowało abym odpadł. Wtedy powiedziałem sobie - koniec wygłupów, wracasz do domu! Prędzej miałem inne podejście do tego typu spraw - do przodu!! teraz zyskałem inne spojrzenie - nic za wszelką cenę. Powrót do Murowańca szybki, mimo kilku problemów. W Murowańcu zrzuciłem jedną parę przemoczonych skarpet, buty, jedną parę legginsów, zjadłem pomidorową, wypiłem herbatę, nie musiałem się spieszyć, było krótko po 13, autobus miałem o 17, dopiero wychodząc ze schroniska zobaczyłem komunikat meteorologiczny, 38 cm śniegu, Zakop. -10., Hala Gąsienicowa -6, wyższe partie gór -8 stopni C, pomyślałem, że jak na moje przygotowanie, prawie 5 godzin działania, przy tej temp. trzymałem się całkiem nieźle, buty i rękawice przemokły całkowicie, czemu nie ma się co dziwić, jednak nie przeszkadzało mi to ani trochę. Cała akcja była głupia, ale takiej ciszy z pewnością nie można zastać gdzie indziej, piekne zimowe widoki oraz cudowne lodowe formy, które stowrzył strumyk wpadający do Zmarzłego Stawu, w Poznaniu byłem o 2.10, gorący prysznic (sine nogi), dawno nie spało mi się tak dobrze - zaspałem na zajęcia na 15.
Nie ma co wynosić górskiej działalności na piedestał
Pozdrawiam