Problem jest wielce zawiły. Poczynając od słynnego przepisu PTTK nakazującego "utulić" spóźnionego turystę by go przepadkiem po nocy wilcy i misiowie nie rozdarli a i by do przepaści nie spadł nieszczęsny. Ok, teoretycznie to możliwe ale raczej gdzieś w jakiś zakazanych odstępach beskidzkich gdzie do najbliższej wioski 30 km i schroniska też. Ale w takim miejscach na ogół kierownik czy dzierżawca schroniska wiedział o co chodzi i to bez zakichanego okólnika PTTK, służącego (aktualnie) głównie do propagandy jak to PTTK jest organizacją turystyczną zrzeszającą prawdziwych turystów a nie Firmą turystyczną i to szemraną, podejrzanej konduity.
Bo, powiedzmy sobie drogie koleżanki i koledzy z ręką na sercu i tymże sercu czystym, najlepiej po spowiedzi (za kilka dni pierwszy piątek miesiąca - polecam), że w Tatrach Polskich to trzeba przeżyć wprost nieprawdopodobne przygody i mieć totalnie sakramenckiego pecha aby RZECZYWIŚCIE być tym spóźnionym turystą co to chciał za dnia ale nie zdołał i teraz tu stoi, sierota, przed recepcjonistą lub dzierżawcą, łzy rzęsiste roni i zmiłowania błaga aby go nie wyrzucać no bo jak, toż schodząc z Murowańca do Kuźnic już koło Betlejemki wilcy go napoczną a jak tylko na Rówń Królową trafi to misie srogie dzieła wilków dokończą.
Bo tak naprawdę to ci "spóźnieni przechodnie" (był chyba taki film) to gromadzą się w okolicach schroniska koło południa, zalegają wszystkie klamoty i trawki i czekają na ogłoszenie pory dla spóźnionych czas oczekiwania skracając wydatnym wspieraniem wzrostu spożycia produktów przemysłu browarniczego.
Powie ktoś - no i komu to przeszkadza! Bardzo rzetelne pytanie. Otóż z całą pewnością nie przeszkadza to dzierżawcom schronisk, którzy z tej "podłogi" ciągną całkiem niezły szmal i to praktycznie nieomal bez kosztów, bo przecież łóżka niet, pościeli niet, koca niet, trochę może wody ale i tej niewiele bo glebant na ogół przesadnym zamiłowaniem do czystości nie grzeszy (zaraz ktoś tu przytoczy mrożące krew w żyłach opowieści jak to jakiś dzierżawca przeprowadzał rzeź wśród kandydatów na glebantów - pic i fotomontaż szanowne koleżanki i koledzy - proszę sobie policzyć - podłogi mam np. na 100 glebantów, gleba 15 złotych od ryja, czyli 1500 zł za noc - piękne pieniądze; ale stronami słychać, że ci normalni z łóżek się burzą, straż pożarna coś podejrzewa itd to trzeba więc od czasu do czasu pokazówkę uskutecznić aby wszyscy wiedzieli jaki to pan dzierżawca praworządny; no a poza tym człowiek też od czasu do czasu rozrywki potrzebuje a cóż może lepiej ubawić jak pognanie od progu nieszczęsnych kombinatorów, amatorów na glebę).
Wracam do "KOMU PRZESZKADZA"? Ano mnie przeszkadza, ale nie Markizowi, który od dawna ma schroniska w rzyci i woli wcześniej wstać ale spać jak człowiek na kwaterze a nie w upodleniu w schronisku, tylko STATYSTYCZNEMU TURYŚCIE, który w lutym czy marcu zamówił noclegi na sierpien, potwierdzono mu je i je ma. Ale z jakim "dodatkiem" gratis i franco. Ano prawie 100-u procentową pewnością, że jak pożar wybuchnie to albo nie zdąży uciec albo zostanie zadeptany na zajętych przez glebantów korytarzach (zwanych też w żargonie budowlańców "wyjściami ewakuacyjnymi"). Przesadzam z tą możliwością pożaru? Nie, nie przesadzam, proszę zajrzeć do źródeł ile się schronisk w Tatrach sfajczyło, po obu stronach zresztą.
Komu jeszcze przeszkadza? Ano tym co legalnie na łóżku śpią ale za to mają trudności z skorzystaniem umywalki, prysznica i kibla bo ich ilość obliczono w normowej proporcji do ilości łóżek a nie metrów podłogi.
Pewien mój znajomy, człowiek już swoje lata mający (a mimo to bezrozumny bo w schronisku spać mu się zachciało) jak to w nocy chciał nawiedzić kibelek. A trzeba wiedzieć, że ów mąż cierpiał na pewną przykrą doległość, która w powyżej 50-ki spotyka ok. połowę męskiej populacji (tak więc statystycznie co drugiego z was spotka moi drodzy młodzi koledzy w glebanctwie zamiłowani), a objawia się m.in. tym, że i trzy lub cztery razy kibelek w nocy nawiedzać trzeba, co go też spotkało w czasie tych pielgrzymek do kibla w niepokoju dusznym i fizycznym bo nacisk wielki - najkrócej - byłby to wielce pouczający materiał dla psychologów, socjologów, pedagogów itp a także zamiłowanych w zbieraniu przekleństw i słów uznawanych powszechnie za obelżywe tudzież gwar i slangów, nie powiem już jakich grup społecznych.
Jak było kiedyś? Schronisk było tyle samo. Nacisk na nie taki sam. Ale jawnej lipy nie było. Kierownicy schronisk umieli rozpoznawać rzeczywistych pechowców, którym coś tam się przydarzyło i żaden z nich za drzwi wyrzucony nie był a i na podłodze nie spał. A i ci "łóżkowi" też byli ludźmi. Bo jeśli śpiąc w pokoju np. 6-osobowym widzę, że na podłodze kuli się w śpiworze facet siódmy to mi to nie przeszkadzało, tymbardziej, że wiem, że jest to chłopak lub dziewczyna, który od rana pójdzie czy to na szlak czy na ścianę (czyli tak jak ja) a nie osobnik, który dzień rozpocznie od rozerwania opakowania na czteropaku pewnego napoju w browarach warzonego.
PS.
Podobno część miejsc schroniska sprzedają wg. kolejki oczekujących. Okienko otwiera się około 12-ej czy 13-ej i sprzedaje miejsce TYLKO NA JEDNĄ NOC. Jeśli tak jest to mam pytanie PO CO bo gdzie ja pójdę w góry o tej godzinie 13-ej. Prosiłbym o potwierdzenie czy tak jest bo o ile to prawda to znaczy, że suma absurdów w polskich schroniskach tatrzańskich przekroczyła masę krytyczną.
|