Stoje przed moim blokiem i slysze jak plandeka od samochodu dostawczego uderza o naczepe. "Chyba jednak nie uda nam sie zrealizowac naszego planu"... tak pomyslalem.
Razem z Luka i Golanmaciem ruszamy do Tatrzanskiej Kotliny. Mial to byc taki lightowy treking KEGa... Ale juz na poczatku bylo tak:
"Idac na skroty idziesz na latwizne"
Generalnie to zgubilismy szlak i improwizowalismy. Jeszcze nigdy tak nie zasuwalem po lesie jak wtedy. No wlasciwie to chyba wszyscy z nas mieli niezle w porach jak natknalem sie na ta gawre niedzwiedzia. Zdjec nie mam... ale chyba rozumiecie, ze nie mialem wtedy do tego glowy. W sumie to taki bieg przez plotki byl.
Pozniej wrocilismy na szlak i po lekkim dojsciu do siebie znalezlismy dalsza droge i poszlismy w strone schroniska pod szarotka.
Po lekkim odpoczynku i wyciagnieciu kawalkow galezi z ubran poszlismy dalej szlakiem zielonym. Wiatr wial niemilosiernie ale to dopiero byl poczatek.
Troche rozkminy i walimy juz dolina Przednich Koperszadow. Genialnie stad widac grzbiet Jatek i Szalony Wierch. Trasa po grzbiecie musi byc rewelacyjna.
My podchodzimy dolina na przelecz Miedzy Kopami. Wiatr smaga sniegiem, ktory wpada do oczu i probuje mi przeszkodzic w robieniu zdjec (przewaznie mu sie udaje).
Jest ciezko. Czlowiek nawet nie mysli o tym, ze to kiedys sie skonczy, bo przeciez jeszcze nawet nie doszlismy do przeleczy. Luka to czlowiek o wielkim entuzjazmie i niesamowitej radosci:
- To sie uspokoi!
Ja tak jednak nie mysle, czuje, ze to dopiero poczatek. Wiatr smaga drobinami sniegu i przepiekne widoki na Bielskie i Jagniecy zakrywa biala chura. Kosmos, pieklo, co ja tu robie? Nie! To jest sielanka w porownaniu z tym co zaraz sie zacznie.
Moje przeczucia sie sprawdzily w stu procentach. Dochodzimy do przeleczy i uderza w nas sciana pedzacego powietrza. Miota mna na wszystkie strony, musze zalozyc raki, bo sie poslizgne i mnie zwieje. Podpieram sie kijkami ale i tak jest masakra. Walcze z wiatrem zeby zrobic jakiekolwiek zdjecie.
Co dalej? Wracamy? Co robic?
- Ja bym spróbował...
Ja nie wiem skad ten czlowiek bierze tyle entuzjazmu. Idziemy chowajac sie za malym nawisem. Troche to pomaga ale i tak trzeba walczyc o kazdy centymetr. Do przodu metr i w bok dwa. chociaz na chwilke zeby sie uciszylo albo chociaz jakies miejsce gdzie nie wieje... Moje wargi sa juz tak wysuszone, oczy ciagle lzawia, rozpedzone kawalki sniegu uderzaja o twarz, a czasami wpadaja z impetem i uderzaja w galke oczna. Pieklo!
Skulam sie pod nawisem, musze chwile odpoczac. Obok staje Luka z ogromnym usmiechem:
- Zejebiista pogoda.
(no widoki sa ekstra to trzeba przyznac)
- Wieje jak sk...
- Eeeeeeee Kilerus, nie jest zle. No wiatr... No ale taki wiatr jak to zima w gorach.
No dobra moze jednak nie jest jeszcze taka tragedia.
Dochodzimy w koncu do nastepnej przeleczy (Szalony Przechod). Sorry ale tutaj to nawet Luka zwatpil. Ze 100km/h jak nic. Golanmac stal z boku i robil nam zdjecia (wygladaja dosc ciekawie). To byla ogromna walka. Walka o to zeby zrobic jakas fote i nawet mi sie udalo walnac panorame ale co wiatr ze mna nawyprawial to juz inna historia.
Luka mial tez ciekawy incydent z wiatrem.
dajemy spokoj z dalsza wedrowka i schodzimy dolina (ja robie ciekawy dupozjazd). Na koncu Jeszcze Golanmac loi po drodze Jagniecy:
Troche mu zazdroszcze ale juz nie mam na to sil. To miala byc taka spokojna lekka wycieczka, a skonczylo sie na najdluzszej akcji gorskiej (13 godzin). A ja z Golanmaciem jescze musze dojsc do Moka.
Wszystkie sklepy byly juz pozamykane, a my nie mielismy chleba do schroniska ale na szczescie Lukka chociaz zmeczony podrzucil nas do Bukowiny (Monokliny) i pozniej do Palenicy. Plecaki tez pojechaly samochodem, wiec kolejne godziny akcji gorskiej uplynely juz na lekko. Pozniej zaczela sie akcja z reszta braci gorskiej w schronisku.
Musze przyznac, ze ta wycieczka byla bardzo ciekwym doswiadczeniem, no i widoki byly tez przednie

.