Ave. Jak to powyżej się rzekło 12 lipca Czarny Mięguszowicki był tłumnie odwiedzany. My ( Ali i ja ) byliśmy tam sztukami 4 i 5.
Zaczeło się rano. Traktem asfaltowym do Moka. Mile pustego. Tam po zwyczajowym odwiedzeniu lokalu gastronomicznego i postraszeniu sąsiadów pogodą ( sprawdziła się - wróżyliśmy burzę i grad ) o 8.15 ruszamy na szlak znakowany. Celem jest niejaka Przełęcz. Celem znakowanym oczywiście
Za nami betonem pomyka radosna , 19 osobowa grupa z mojego koła z pracy ( Lechu - pozdrwiam Cię, Masowcy ponad Wszystko ). W sumie to jako organizator nie spotkalem się z nimi tego dnia ani razu
.
Przechodzimy koło Czarnego ( na razie brak plażowiczów ) i idziemy do Koliby potwierdzić wrześniową rezerwację. Jest ok. Przed nami może z 5 osób. Miniemy ich potem w momencie jak jeden pokazuje na Żabią Lalkę i mówi, że tam odbija oficjalny szlak na Rysy.
Po drodze jest tylko jeden płat śniega. Brudnego i miękiego. Za 3 - 4 dni go nie będzie. Po użyciu rąk górnych wtaczamy się na kazalnicę. Sesja zdjęciowa i pogadanka na temat masowości turystycznej na szlaku na Rysy. No i potem Galeryjka i powitalny słowacki wiatr w mordy. Piękny wiatr, od razu nam kwiaty we włosach potargało. Po zamaskowaniu się odbijamy na lewo ( mac ap - Baczność !!!! ). No i zaczeło się to co opisał Kris. Swoją drogą to jak czytaliśmy opisy drogi z netu to wpadliśmy w lekką depresją. Takiego zagmatwanego bełkotu dawno nie widzieliśmy. Ale wracając do tematu w końcu weszliśmy na pagórek. Jestem na Czarnym drugi raz. Widoki piękne. PKP i inne . No ale czas wracać. Schodzimy kominkiem ze szczytu ( notabene wcześnie chciałem tam ubić Aliego ale zdołał odskoczyć i dostał tylko w nogę kamieniem ). I w pewnym momencie , jak lewą ręką szukałem chwytu , kamień w prawej rozdwoił się. W eter poszło moje radosne: motyla noga mać. Zdążyłem się chwycić lewicą. Czyli wychodzi na to, że lewica w tym kraju jest pewniejsza
. Potem przewijamy się znów w górę, potem granią , w porywistym wietrze, do żlebu zejściowego . Kruchego. Potem trawersem na Przełęcz. Tam Ali przeistacza się w klasycznego Etosowca ( dowód będzie ). Udzielamy jeszcze informacji turystycznej samotnej turystce ( jeszcze się pojawi ) i staczamy się na Kazalnicę. Znów sesja i pogadanki. Przepuszczamy , jako gentelmeny , przed nas ową bardzo sympatyczną turystkę i idziemy razem w stronę Koliby. Pogoda jeszcze ok, dopiero za pewien czas zacznie się lekki deszczyk. Przy Kolibie pogadanki. Wracamy na plaże nad Czarnym. I tu następuje ciekawy motyw. Otóż, być może , wreszcie podpiszemy kontrakt z szympansem transportowym. Owa turystka, Ania, wyraziła wstępnie ochotę zatrudnienia się u nas jako szympansica transportowa. Jesteśmy zdumieni i szczęśliwi jednocześnie. Już rozpoczynamy skup bananów. Dziękujemy Ci , Aniu za wstępne zainteresowanie ofertą. Na pewno nic na tym nie stracisz. Uradowani staczamy się do Moka. W pięknie odzianym tłumie. Za nami pojawiają się chmury i Sokół.
No i to na tyle. Wchodzimy do Moka, zasiadamy pod parasolami. I dobrze, bo za chwilę walneło gradem. Mocno. Potem kierujemy się w stronę Palenicy, a Ania przez Świstówkę do 5. Trochę się obawialiśmy czy się Jej nic nie stało bo burza nad Miedzianym rozgorzała na nowo. Po drodze pozdrawiamy kolegów tekstem: "A gdzie, ..., Etos ? ". Palenica i jazda. Zdjęcia będą w tym tygodniu.
Amen.