Plany były jak już wcześniej , w różnych tematach się przewijało, wejść na Grzesia i zejść co by "liznąć" trochę Tatr zimą.
Ale od początku.
Akcja dramatu rozpoczęła się w sobotę wczesnym rankiem, podróż do Krakowa przebiegła bez zakłóceń, co nie przewidywało dalszych problemów komunikacyjnych. Już pan kierowca zaczął chyba śrubować nowy rekord na linii Kraków - Zakopane i poskutkowało to zatrzymaniem przez policje i mandacikiem

Ale nic tam dzień bezproblemowo straciliśmy przeznaczając go na transporty. Pozostała reszta dnia została spędzona w duchu niedzielnego turysty zakopiańskiego, tzn. rozrywkowo - konsumpcyjnym. Krótkie spotkanie z
Łukaszem T i
Lufką i na kwaterę kimać. Tak minął dzień pierwszy.
Drugi dzień był dniem Żylety przez duże Ż. Pobudka 5.30 bo nie do końca wiedziałem o której rusza najwcześniejszy transport na Siwą. Poskutkowało to postojem na przystanku około pół godziny. Początek truchtu przez Chochołowską ok godziny 7.30. Mroźno i bezchmurnie także szykowała się typowa Żyleta. Po drodze zaczęła mnie zastanawiać jedna kwestia. Chodziło konkretnie o o odchody końskie w drodze do Chochołowskiej, z początku zastanawiałem się nad obowiązkiem sprzątania "własnego gnoju" po zakończeniu pracy przez górali, ale projekt szybko upadł. Doszedłem do wniosku, że celem górali w chochołowskiej jest takie zasranie tej trasy żeby żaden pieszy turysta nie był w stanie przejść i musiałby w tym wypadku wynająć sanie.
Kolejną katastrofą komunikacyjną był brak ciuchci , która by się mogła przydać przy powrocie.
No i tak po śniadaniu wyruszamy na szlak ze schroniska. Szlak pięknie przetarty , widać że zimowo szlak bardzo popularny. Wejście nie robiło nam żadnych większych problemów techniczno-kondycyjnych. Na szczycie kilka osób co uznałem za swoisty tłok. Szlak na Rakoń też dobrze przetarty i raczej dobrze zaludniony. Dookoła roztaczają się piękne widoki. Prawdziwa żyleta. Podziwiamy dłuższą chwilę na różne możliwe sposoby i zastanawiamy się - cel zdobyty , przed 11, co robić. W tym momencie Żyleta została zakłócona przez co kumpel zaczął się wahać. W takim przypadku podszedłem go w sposób taki: " Ty to chodź przejdziemy się trochę granią porobimy fot i wrócimy". a potem " jak już tu jesteśmy to chodźmy na Rakoń" Żyleta powróciła a my już przez resztę dnia podziwialiśmy powalające i szczęko-opadające widoki. Powrót przez Bobrowiecką Przełęcz tam już słabiej przetarte miejscami zapadaliśmy się po pas. Miałem z tego ogromną radochę

Z Bobrowieckiej nieistniejący szlak na Bobrowiec przetarty. Zejście, w chochołowskiej krótka przerwa i powrót.
W tym miejscu zaczął się dramat komunikacyjny. Wpierw stłuczka w Zakopanem uniemożliwiła nam szybkie dotarcie na dworzec. Potem do Nowego Targu w wyniku korków jechaliśmy gdzieś ok godzinę dwadzieścia , w wyniku czego spóźniliśmy się na autobus do Kielc z Krakowa. Nie bardzo się tym przejmując, mówię: " Spoko, jest pociąg o 22". A tu zonk, zmiana rozkładu od połowy grudnia była

To zostały nam dwa autobusy docelowo do Warszawy 0.15 i 23.35. Tego o 23.35 tak jakby nie było , na stanowisku się nie wyświetlił także byliśmy pewni że nie przyjedzie. W końcu przyjechał. To była moja najdłuższa podróż do domu - trwała od godziny 18 do godziny 3 w nocy. Pozdrawiam PKP i PKS
Zdjęcie na zachętę:

_________________
https://www.facebook.com/PortugalTripExtreme2013 <------ Wyprawa rowerowa z Polski do Portugalii
http://www.pomagamoli.pl/ <------ Akcja Pomagam Oli
