Każdy ma swoje ulubione szczyty i takie na które czasem się wychodzi bez większego przekonania. Siwy Wierch z pewnością należy dla mnie do tej pierwszej grupy. Powodów mojej sympatii jest wiele, ale zasadnicze są takie, że cały obszar Siwego Wierchu charakteryzuje się niesamowitą oryginalnością geograficzną. Zielona, bujna kosówka kontrastująca ze śnieżnobiałymi skałami – z całym labiryntem skał wapiennych. Drugi pozytyw jest taki, że ci co z wywieszonym jęzorem biegają po Rysach, Orlich Perciach i innych honornych szlakach (tudzież poza nimi) często nie zdają sobie w ogóle sprawy z istnienia tego szczytu. A on sobie spokojnie stoi i strzeże zachodniego krańca Tatr. Choć sam Siwy Wierch (przynajmniej wg. niektórych geografów) nie stanowi części Tatr Zachodnich lecz oddzielną jednostkę fizyczno-geograficzną zwaną Grupą Siwego Wierchu. Granica z Tatrami Zachodnimi przebiega przez przełęcz Palenica. Wśród Słowaków jest to szczyt szalenie popularny i stanowi obowiązkowy punkt na liście każdego górołaza. Polacy wybierają zwykle inne zakątki Tatr Wysokich czy Zachodnich.
Zgodnie z tytułem relacji, ja wybrałem się na SW po raz trzeci. Przy czym dwie pierwsze wycieczki były zorganizowane przez UJ, co było o tyle pozytywne, że przetestowałem 2 różne warianty zejścia do Doliny Jałowieckiej. Za pierwszym razem przez Ostrą i Babki, a za drugim razem przez Przełęcz Palenica.
Tym razem wraz z kolegą Andrzejem pojechaliśmy na własną rękę.
Październik ub. roku był ładny, więc należało to wykorzystać. Była moja kolej na wzięcie samochodu, więc już o 5:30 mknęliśmy w stronę Krakowa, a następnie przez Chyżne i Twardoszyn aż w rejon Wyżniej Huciańskiej Przełęczy, skąd bierze początek czerwony szlak na Siwy Wierch. Zaparkowałem samochód nieopodal i ruszyliśmy nie tracąc czasu. Wrześniowe śniegi spowodowały, że część trasy, biegnąca lasem była mocno zabłocona. Im wyżej tym zimniej. Po niecałej godzinie marszu dotarliśmy do Białej Skały. Aby ją zdobyć należy zboczyć z głównego szlaku i wdrapać się wąską piarżystą ścieżką jakieś 50 m w górę. O to i Biała Skała w całej okazałości:
I widok z niej:
Niestety szczyt Siwego Wierchu znowu grzęźnie w chmurach. Czyżby klątwa po raz trzeci zadziałała (po tytule relacji już wiecie, że nie).
Po pół godzinie marszu docieramy w rejon słynnego skalnego miasta.
Wreszcie przez chwile widzimy nasz cel:
Za nami też pięknie. Chmury powoli zostawiamy za sobą.
Kilkanaście minut przed szczytem znajduje się ujście największej jaskini w tym rejonie, tzw. Studni w Siwym Wierchu.
Po drodze przechodzi się 2 kominki ubezpieczone łańcuchami. Na poniższych zdjęciach widoczny drugi z nich.
Po jego sforsowaniu szczyt już tuż, tuż...
Tu i ówdzie pojawiają się oblodzenia. Jest z 5 stopni mrozu. Drugą opcją na ten dzień były Trzy Kopy. Chyba dobrze, że stanęło na Siwym, bo w wyższych partiach gór o tej porze roku bywa już niebezpiecznie. Niewidoczne oblodzenia stanowią spory problem.
Ostatecznie kilkanaście minut po 11 stoimy ponownie na Siwym Wierchu. Wreszcie widzimy czyste niebo. Jest strasznie zimno. Rzadko mi się to zdarza w górach, ale nawet nie mam ochoty na piwo. Podziwiamy widoki, które akurat z tego szczytu nie są zbyt rozległe.
Przełęcz Palenica:
Salatyn:
Ostra:
Panorama:
I ja
Z uwagi na pozostawiony na dole samochód tym razem musieliśmy schodzić tą samą drogą. Pierwszy z kominków okazał się trudny do pokonania w przeciwną stronę. Łańcuch jest zawieszony tak niefortunnie, że nie ma jak go złapać. W pewnym momencie trzeba po prostu zupełnie się na nim zawiesić i merdać nogami w powietrzu. Szczególnie z plecakiem nie jest to przyjemne. Na szczęście jakoś się udało. Tak to mniej więcej wygląda.
Przy schodzeniu towarzyszyła nam piękna pogoda, więc robiłem sporo zdjęć. Wydaje mi się, że wyszły lepiej niż te robione przy podchodzeniu na górę.
I jeszcze 2 ujęcia Siwego Wierchu znad granicy lasu:
I Ostra z tego samego miejsca:
Z powrotem na Huciańskiej Przełęczy byliśmy ok. 14:30. Jacyś dowcipni Słowacy z Bratysławy przenieśli moje wypasione CC o kilkadziesiąt cm, bo nie mogli zaparkować swojego busa. Dowcipnisie.
A tak wygląda Siwy Wierch z rejonu Podbiału.
Przed Chyżnem uwieczniłem jeszcze ładnie widoczny tamtego dnia łańcuch Tatr:
I tak oto opuściliśmy Słowację. Od tamtej pory nie miałem przyjemności odwiedzić tego pięknego kraju, a po wprowadzeniu Euro nic już nie będzie takie samo...
Z pozdrowieniami.
Wojtek