kilerus napisał(a):
to dziecko ma jeszcze czas zeby zobaczyc tatry "z tej perspektywy".
po co ryzykowac czyjes zdrowie (bo swoje to inna sprawa, a zdrowie dziecka to juz cos powaznego).
Ale na szczęście nie do Ciebie należy decydowanie, czy dziecko jest gotowe do poznawiania Tatr, czy nie. Jest to zadanie rodziców i najwyraźniej byli przekonani, że można zabrać córkę w góry.
Dlaczego uważasz, że ojciec ryzkował zdrowie dziecka? Czy coś się wydarzyło, o czym my, forumowicze, nie wiemy?
Jeśli zachowane zostały podstawowe zasady bezpieczeństwa, to moim zdaniem ryzyka nie było.
Cytuj:
z drugiej strony spadajacy kamien, ktory by uderzyl taka dziewczynke uczynilby niepomiernie wieksze obrazenia niz gdyby miala np. 15 lat.
wiem ze sie to zadko zdarza ale sie zdarza. a zla pogoda moze tez zrobic swoje. w beskidach sie gdzies zawsze mozna schowac a tam no gdzie sie schowasz? panikujace dziecko moze byc gorsze niz najwiekszzy problem natrafiony na szlaku.
A skąd ta teoria? Pewnie nie wiesz, że organizm dziecka szybciej potrafi się zrgenerowac, niz organizm dorosłego. Gdyby ta dziewczynka zamiast spędzania wakacji z rodzicami bawiła się sama na podwórku, byłaby bezpieczniejsza? W górach jest pod opieką rodziców, a na podwórku mogłaby wpaść pod samochód. Więc jak widać dyskutowanie o tym, czy góry sa niebezpieczne dla dziecka jest bezzasadne.
Pogodę jesteś w stanie przewidzieć, przynajmniej częściowo. Parę lat chodzę już po górach i zauważyłem, że częściej panikują dorośli niż dzieci. Dzieci bowiem mają tę właściwość, że przyjmują rzeczywistość taką, jaka jest. I uafją rodzicom, że ich bezpiecznie sprowadzą na dół. A zdarzyło mi się na przykład sprowadzać w 97 roku trzy kobitki, które wybrały się na Giewont, mimo, że lało (chyba wszyscy pamiętają powodzie w tym roku). I jestem święcie przekonany, że znacznie łatwiej byłoby uspokoić dziecko i sprawić, aby zaufało, niż pomagać zejść ze szczytu tym paniom.
Nie ma więc reguły i tak naprawdę tylko rodzice wiedzą, czy dana wycieczka będzie bezpieczna dla ich pociech.
Idiotyzmem by dla mnie było, gdyby ojciec wnoszący w nosidełku dziecko szedł w klapkach.
Na koniec. Wiedziałem na OP ojca, który szedł z kilkuletnim chłopcem na Mały Kozi Wierch. Chłopiec mial zalożoną uprząż i był przywiązany liną do taty. Czy to też była lekkomyślność? A może już posiadanie profesjonalnego sprzętu zamyka problem, bo "ojciec wie, co robi"?