Dzień IV
o 4:30 pobudka, gotowanie, pakowanie i jazda w stronę przełęczy (po prawej)
Mimo znaczącej poprawy widoczności, na ponowne wchodzenie na grań było już za późno - o 18.00 trzeba było być przy samochodzie.
Dlatego totalnie zrewidowaliśmy plany i czym prędzej chcieliśmy się dostać do kraju naszych przodków.
Po drodze mijaliśmy ładny jęzor lawiny
Później było już tylko pod górę.
Spojrzenie na srogiego Hrubego
... i na rozległą Kobylą Dolinę oraz Zawory. W dolinie ogrom śniegu, mimo że słońce ostro tam się zabawia
Na przełęczy spotkaliśmy całkiem sporą grupkę Słowaków.
Wymieniliśmy przyjazne spojrzenia, serdeczne braterskie uściski dłoni i poszliśmy w stronę kolejnej przełęczy. Zwą ją Gładką
Jeszcze ostatnie spojrzenie na wczorajszą trasę, Mięgusza i Cubrynę (na mnie robiły ogromne wrażenie)
Za nami podążał jakiś skiturowiec i to szybko, więc i my przyśpieszyliśmy i już po 30 minutach mogliśmy podziwiać widoki siędząc przy granicznym słupku -
Gładki (stąd mieliśmy przyjść)
Walentkowy i Świnica (tam mieliśmy iść)
Zawrat (tam poszliśmy)
Trzy czwarte drogi do doliny pokonaliśmy przy zastosowaniu metody pośladkowej, zwanej również "dupozjazdem". W mokrym śniegu moje stare spodnie Alpinusa spisały się znakomicie
Skiturowiec okazał się zwykłym posjonatem o dobrej kondycji. To pewnie dlatego szedł tak szybko. Później też zjechał z przełęczy.
W trakcie krótkiego popasu podziwialiśmy jeszcze liczne nawisy w okolicach Walentkowego
Solidnie udokumentowaliśmy całą grań od polskiej strony, by kiedyś zrobić z dokumentacji użytek i zaczęliśmy podchodzić na Zawrat
W między czasie nad Małym Kozim zaczęła się akcja. Jak później sie okazało chodziło o turystów, którzy utknęli w Honoratce
Obowiązkowe ujęcia z Zawratu
Porównanie łagodnej gładkiej grani (na pierwszym planie), która nas pokonała i prawdziwego wyzwania - Grani Hrubego (na drugim planie), a z tyłu Krywań
... a do tego Rysy, Wysoka, Mięgusze i Cubryna
Zachciało nam się jeszcze szybkiego Małego Koziego - tak na otarcie łez
Później kolejny dupozjazd
No i przyszedł czas na ostatni punkt programu: kwaśnica w Murowańcu.
Jak już pisałem kilka postów wcześniej to było jedyne, co poszło zgodnie z planem.
A na koniec chyba jeden z najczęściej fotografowanych widoków w Tatrach
Pozostał niedosyt, plany na przyszłość i trochę więcej doświadczenia.