W niedzielę 24 maja 2009 roku korzystając ze sprzyjającej pogody i niskich cen gazu (LPG) postanowiliśmy się wybrać w góry. Po raz pierwszy w tym roku na Słowację. Po drobnej zaprawie w ostatnich tygodniach (Łysina w Makowskim i Czupel w Małym) przyszła pora na coś bardziej wymagającego. Mała Fatra – park narodowy na Słowacji, który uwielbiam przede wszystkim za zróżnicowane walory przyrodniczo – turystyczne. Dla mnie to miejsce nr 3 na Słowacji, po Tatrach i Słowackim Raju (bądź też po Słowackim Raju i Tatrach). Miałem przyjemność nawiedzać już te tereny dwukrotnie. Dla większości z Was Mała Fatra pewnie kojarzy się głównie ze skalistymi Rozsutcami, wąwozem Diery oraz Wielkim Krywaniem. Niewątpliwie są to miejsca najpopularniejsze. Tym razem przyszła kolej na szlaki, które prowadzą na szczyty niewysokie, ale jednak bardzo ciekawe turystycznie. Poza tym można było zrobić idealną pętelkę, co przy wyjazdach własnym samochodem ma spore znaczenie. Wyjazd zaplanowaliśmy na 5:30, ale coś nie mogłem się zebrać i wyjechałem tuż przed 6. Jednak była to godzina wystarczająca by bezstresowo przemknąć przez Zakopiankę. W Chyżnem na wszelki wypadek kupiliśmy po kilka euro (koron żal ) i tuż po 9 zameldowaliśmy się w Terchovej. Razem z nami podjechało 5 zaprawionych w boju Słowaczek. Później kilka razy mijaliśmy się wzajemnie na trasie. W miejscu, gdzie zaczynają się szlaki na Boboty i Zbójnicki Chodnik (finalnie Sokolie) Słowacy wybudowali niewielki parking. Oczywiście bezpłatny. Najpierw uderzamy na Zbójnicki Chodnik. Szlak stromo wiedzie po piargu między skałkami. Szybko zyskujemy wysokość. Odrobinę przypomina to nasze Pieniny.
W wyższych partiach Zbójnickiego Chodnika zainstalowano kilka sztucznych ubezpieczeń.
Nie są one raczej potrzebne z wyjątkiem jednego miejsca, gdzie bez łańcucha ciężko byłoby się wgramolić. Miejsce to odrobinę przypomina kominek przed szczytem Siwego Wierchu.
Terchova i jej otoczenie z góry prezentuje się bardzo ciekawie, choć pierwsza część dnia wbrew prognozom okazała się dość pochmurna.
Po przejściu Zbójnickiego Chodnika udaliśmy się szlakiem na Sokolie. Już można było podziwiać Rozsutce i okolice grani głównej z Wielkim Krywaniem na czele.
Z Sokolia zeszliśmy na przełęcz Przysłup. Wspaniale, zielono. Rozsutce i Stoh jak na dłoni.
A za nami Sokolie. Z dołu wygląda to dość niepozornie.
Od połowy dnia chmury po prostu się rozpłynęły i zaczęło prażyć słońce. Idąc drogą w stronę Stefanowej podziwiamy widoki na Wielki Krywań i ponownie na Rozsutce i Stoha.
A to nasz drugi poważny cel na dzisiaj: Boboty.
Z przełęczy pod Bobotami Wielki Rozsutec Wygląda zupełnie inaczej.
Za to Stoh wygląda jak Stoh. Rozłożysty „bieszczadzki” wierch.
Po dłuższym odpoczynku na przełęczy ruszamy na Boboty. Podejście „na zapalenie płuc”. Ani przez moment droga się nie wypłaszcza. Cały czas ustawicznie i stromo w górę. Podejście jak na Kralovę Holę w Niskich Tatrach, ale jeszcze bardziej strome. Na szczęście krótsze i w końcu docieramy na szczyt. Tylko 1085 m. n.p.m., ale przy upalnej pogodzie może się mocno dać we znaki.
Panoramka z okolic szczytu bardzo miła dla oka. Od lewej: Wielki Rozsutec, Stoh, Chleb (ale nie Aleksander), Wielki Krywań (swoją drogą ciekawa nazwa, skoro ten „zwykły”,„niewielki” Krywań ma „tylko” 2494 m. n.p.m., a ten fatrzański jeno 1709 m. n.p.m.)
Zejście również strome a na dodatek po piargach. I tutaj w kilku miejscach są łańcuchy. Nie są może niezbędne, ale się przydają, bo jeżdżenie po piargu chyba nie jest ulubionym zajęciem turystów. Po drodze jeszcze żmija czmychnęła nam spod butów, ale nie zdążyłem jej ufocić. Kilka zdjęć z zejścia z Bobotów do Cieśniaw.
Jak przystało na zaangażowanego turystę górskiego mój samochód jako ostatni pozostał na parkingu.
Powrót bez przygód i korków na szczęście. Zastosowaliśmy stary, sprawdzony manewr z trasą przez Zawoję i Zembrzyce, omijając „uroki” Zakopianki. Przed Chyżnem jeszcze tradycyjnie zrobiłem zdjęcie Taterkom.
I na tym wycieczkę zakończono. Całkiem przyjemna trasa jak na początek sezonu tylko niestety jest tam dość daleko. Z Krakowa wyszło mi ok. 200 km. Ale dni są teraz długie, więc na pewno warto.
Z pozdrowieniami.
Wojtek