Na początek - drobna korekta. Zygmunt - nie masz racji z automatycznym niejako zezwoleniem na biwak w ścianie lub na szczycie dla taterników - tego w przepisach nie ma, Golanmac ma rację. Istnieje natomiast problem i to znacznie szerszy, niż tu napisano.
Tak naprawdę, to w Tatrach, a już Polskich w szczególności, przy normalnym, podkreślam normalnym, przebiegu wspinaczki, nie powinno być biwaku w ścianie, na szczycie czy zejściu. Odchyłka od normalności może nastąpić, gdy zespół wspinaczy wchodzi niefrasobliwie w ścianę o Bóg wie której - to jest naganne nie tylko ze względu na parkowe przepisy i stan zdrowia psychicznego naszych ukchanych zwierzątek. Druga przyczyna - to rozmaite trudności zakłócające przebieg wspinaczki a może być ich wiele. To powinno być przez TPN honorowane, ale nie wiem czy komendant Wlazło o tym wie, podejrzewam, że nie ale może jestem pesymistą.
Odrębne zagadnienie to długie graniówki - ponoć parki wydawają zezwolenia ale nie wiem czy to prawda i czy nie tylko dla krewnych i znajomych królika.
Natomiast problemem, szczególnie w niektórych regionach w Tatrach Słowackich jest biwak PRZED wspinaczką - do niektórych ścian jest tak daleko od miejsc zamieszkałych, że takiej ściany w czasie od świtu do zmierzchu po prostu nie idzie zrobić (w przypadku Tatr Polskich wygląda to nieco inaczej - to jest kwestia dalszej zgody na taborisko przy Moku, czemu Park się sprzeciwia - jak mi się wydaje na zasadzie NIE BO NIE, bo innych rzetelnych argumentów nie ma.
W kwestii biwaków pod ścianą (koleba, namiocik) parki a w zasadzie tylko Tanap, bo w TPN problemu nie ma, udaje Greka. Oficjalnie nie wolno, nieoficjalnie się śpi - problem nie jest nawet promilowy w stosunku do całości ruchu, korona by z głowy ochroniarzom nie spadła gdyby to po ludzku uregulowano.
No i teraz chyba warto powiedzieć coś o ochroniarzach. Niektórzy twierdzą, że istnieją cztery rodzaje faszyzmu - ten pierwotny, czyli włoski, niemiecki, komunistyczny oraz... ochroniarski. Coś w tym jest.
Ile razy oglądam w telewizji naszych ukochanych Zielonych w akcji czyli obronie jakiegoś robactwa lub zielska to mam nieodparte wrażenie, że ich kadry składają się wyłącznie z rozhisteryzowanych panienek, które mają zasadnicze kłopoty w poderwaniu chłopczyka, oraz cherlawych chłopczyków z identycznymi problemami ale z dziewczynami. Wleźliby sobie do swoich śpiworków i byłby wreszcie spokój. Ale to tak półżartem...
Tak nnaprawdę, to w całym tym ostatnim gromkim pokrzykiwaniu dyrektora Skawińskiego i jego Wlazły widzę leczenie własnych kompleksów. Dyrektor Skawiński i jego ludzie wiedzą doskonale, że brną w ustawiczne kłamstwa. Bo uporczywe twierdzenie, że dywizja piechoty, która w lecie codzień za.pierdala do Morskiego Oka przyrodzie nie szkodzi a pojedyńczy wspinacz lub turysta w miejscu niedozwolonym to ruina przyrody jest obrzydliwą hipokryzją a problemem dyrektora jest to, że doskonale zdaje sobie sprawę, że tej dywizji nie powstrzyma a najmniejsza próba zrobienia jej nawet drobnego 'kuku" skończy się tym, że wyleci z hukiem z swego stanowiska a następca będzie pokorny, co zresztą dyrektor Skawiński ma doskonale przećwiczone.
No i teraz możemy jeszcze słów parę o tych zwierzaczkach, którym to podobno nie dajemy spać. O jakie tu chodzi? Przecież nie o świstaki i kozice, mają swoje miejsca wysoko i kolizji nie ma. No to może o jelenie i sarny? Proszę państwa - kto widział w TPN jelenia lub sarnę. Ja nie. A wystarczy, że wyjadę kilkanaście km z domu i czasami widzę całkiem spore stadka tych zwierząt jak się pasą na łąkach, czasem dość blisko ruchliwej drogi o dwucyfrowym numerze. Czyżby tu żyły, o zgrozo, tylko dlatego, że w moich stronach nie ma parku narodowego. No nie, sam w to nie wierzę.
Co pozostało - ukochane zwierzątko TPN, nasza słodka maskotka, przedmiot rozczulań histerycznych panienek czyli sam PAN MIŚ czyli niedźwiedź. Koronny argument wszelkich niedźwiedzich pięknoduchów za dalszą HODOWLĄ (bo to jest hodowla) niedźwiedzi w Tatrach jest taki - on tu jest gospodarzem, on tu zawsze był itd. Ok, panie i panowie - był również na Mazowszu, wnioskuję o natychmiastowe podjęcie hodowli niedźwiedzi w Parku Łazienkowskim i innych parkach warszawskich tudzież laskach otaczających rozmaite Komorowy, Podkowy Leśne czy Pruszkowy. Powie ktoś, że nie jestem przy zdrowych zmysłach. Owszem, jestem z tym skłonny się zgodzić ale to samo wobec tego dotyczy parkowych hodowców niedźwiedzi w TPN (w TANAP jakoś o tym cicho)
Jak miałem lat naście i trafiłem w Tatry, to ruch turystyczny już był spory ale jakoś potrzeby otaczania schronisk na noc elektrycznym pastuchem nie było, śmietniki przy schroniskach były raczej mniej hermetyczne niż dzisiaj ale misie jakoś w nocy do nich nie przychodziły. Czyżby, kurde, ich nie było? Ponoć były, ale było ich znacznie mniej i nie były zdemoralizowane tak jak dzisiaj, karmione bułkami i snikersami wrzuconymi w krzaki przy drodze z Palenicy oraz w Strążyskiej i innych miejscachn tłumnie odwiedzanych przez ceperię.
Powiedzmy sobie szczerze - jak się powiedziało A to trzeba i B. To A w tym przypadku to zbudowanie molocha z dziesiątkami tysięcy kwater, którym jest Zakopane z okolicą co w efekcie spowodowało, że obciążenie 1 km kwadratowego gór turystami bije tu wszelkie rekordy światowe. A B? Ano to, że tego z misiami za cholerę nie idzie pogodzić. Szczególnie z tymi, które bez kroplówki w postaci żarcia podrzucanego przez ludzi nie potrafią funkcjonować.
I tu bardzo kształcąca może być historia parki słoweńskich misiów, które kilka lat temu przywieziono w bawarskie Alpy, w których od dzisiątków lat misi nie było co powodowało nadkwasotę i wrzody żołądka u tamtejszych zielonych. W końcu wyjednali import 2 sztuk z Słowenii a miejscowi zieloni zgotowali im uroczyste przyjęcie, oczywiście w bawarskim stylu czyli z hektolitrami piwa. Potem jednak sielanka się skończyła bo owe misie zamiast stanowić ozdobę Alp wzięły się za odwiedzanie obiektów gospodarczych w tutejszych farmach i rżnęły owieczki aż miło. No to się farmerzy zdenerwowali i poprosili bawarski rząd aby coś z tym zrobił. Rząd, bojąć się zielonych nie zrobił nic. No to farmerzy wzięli sprawę w swoje ręce, zupełnie tak jak by to im Wałęsa doradził, zorganizowali polowanie z nagonką i słoweńskich intruzów ustrzelili - farmerzy i owce odetchnęły i nikt już nie roni łez nad brakiem niedźwiedzi w Alpach.
|