Na Granaty wyruszyłam 7 sierpnia, był to ostatni dzień mojego pobytu w Tatrach i byłabym niepocieszona, gdyby to nie wypaliło...Ale od początu...
Część I - Przygotowania
Plan wejscia na Granaty urodził się podczas mojego zeszłorocznego pobytu, miałam więc sporo czasu żeby się przygotować
A polegało to na nastawieniu psychicznym że dam sama radę, że nie mogę wymięknąć itd.
Ponadto , jakże istotne przygotowanie teoretyczne: Nyka, portale tatrzańskie z opisem szlaku i komentarzami i fotkami i wreszcie Drodzy Forumowicze

Wasza pomoc pt. porady praktyczne i wskazówki odnośnie trudności
Część II Wykonanie
Nie wiem czemu czekałam do ostatniego dnia z realizacją, tzn trochę wiem: od wtorku zaczęła się chrzanić pogoda ( dopadła mnie burza nad Mokiem), w środe padało, w czwartek lało cały dzień (mimo pozytywnej prognozy pogody wrrr...). Wracajac przemoczona do domu nie liczyłam że w pt coś sie zmieni - bo niby dlaczego?

Aż tu nagle susząc buty na kwaterze suszarką i gazetami na przemian wstąpił we mnie nowy duch i nadzieja: UDA SIE!
Wyposażona w dobry humor i plecak "wszystkomieszczący" wyruszyłam nazajutrz. 8.30 wraz z innymi spragnionymi wrażeń podążyłam Jaworzynką . Pogoda sie klarowała...Wreszcie jakies normalne widoki

PO 1,5-2h dotarłam na Gąsienicową. Nie wiem dlaczego ale lubie widok szałasów i kwiecia fioletowego z górami w tle. Wstąpił we mnie jakiś nowy duch. Jak torpeda próbowałam się przecisnąć nad Czarny Staw, niestety tłum ludzi nie bardzo rozumiał moje zapędy

Wreszcie jest.Tyle że nad moim celem i okolicami chmury i raczej nie takie dla ozdoby...Zatrzymałam się na popas i stwierdziłam że jedzonka to za dużo nie mam i będę musiała racjonować.Ale dobrze że w drodze powrotnej Murowaniec

Jakoś w południe stanęłam pod drogowskazem Granaty 2h. Szlak bardzo trudny. Hmm, nie może być tak źle...I pnę się w górę. Jakoś tłumów nie ma. może i lepiej..Schody i schody, dobrze że widok za moimi plecami naprawdę przepiekny więc pod pretekstem robienia fotek uspokajam moją zadyszkę...

Mijam schodzących i mimo postanowień ( to dla mojego dobra) że nie będę tego robić pytam jak Osiołek: "A daleko jeszcze, ....ale czy bardzo daleko jeszcze???". Nie maja dobrych wieści. Ale w końcu ide tylko 0,5h...

Scieżka kamienna sie kończy i trafiam na żleb, kurczę którędy..gdzie wiedzie szlak?? Przede mną grupka młodych zdolnych...przyczajam się trochę i.. za nimi. Niestety to nie była dobry plan, zauważamy że zbaczamy z lekka za szlaku...Jednak trzeba się troszkę powspinać, wyciagam więc moje rękawiczki - cudowna sprawa i mogę wchodzić dalej. Na którymś kamieniu strużka krwi, dość wyrażna i czerwona - jeszcze całkiem świeża, tak ku przestrodze. Krótka myśl mi przemknęła: "obym wróciła w jednym kawałku.." I ide dalej.
Wreszcie fajniejszy kawałek z łańcuchami, niestety tak krótki że przyjemność znikoma...I znów kamloty, ale cel juz blisko...Mijam taterników, którzy się przed chwilą wspięli. Gdzieś słyszę helikopter...I drugi raz myśl: "wrócić w jednym kawałku..."
Generalnie dałam się wyprzedzić chyba wszystkim, ale przecież 1. czas mam przyzwoity

2. mam wakacje a ścislej do dziś nie licząc weekendu - co się bede spieszyć żeby szybciej wrócić? Granat już prawie, ale jeszcze parę ujęć Wierchu pod Fajki (widziałam do tyle razy na zdjęciu) bo chmury się rozrzedziły..To mi nasuwa skojarzenie z Kapadocją...Znów schodzący i z lekkim sercem i bez wyrzutów ptam: " daleko jeszcze? " I moja ulubiona odpowiedż " już prawie, minuta"

Ufff

Nie było tak źle

Niestety Wierch pod Fajki był ostatnim obiektem nie przysłonietym w ogóle chmurami. Naczytałam się że ze Skrajnego najpiekniejszy widok ze wszystkich Granatów i głównie musiałam go sobie wyobrażać

Ale zmieściłam się w czasie 14.00 - mimo mojego marudzenia, fotek, sprawdzania ile mam wody w plecaku, rozmówek z turystami..Z obawą stwierdzam że na tym Granacie to ciasno jest..Pstrykam fotki jak tylko coś zaczyna być widać: trochę doliny Pańszczycy, trochę D5S...Wyobrażam sobie widok przy bezchmurnym niebie i obiecuje sobie: jeszcze tu wrócę! Zjadam wszystko co mam, bo tam na górze jakoś chłodno, patrzę na odsłaniająca się grań Granatów i ludzi - widok niesamowity. I ja tam będę za chwil parę - myślę z dumą

Komu w drogę, temu... Trafiam na słynną szczelinę, przygotowana teoretycznie że można ją obejść bez stresu do niej podchodzę i ....porażka

Jeden krok człowieka duży dla ludzkości

- cholera nie mogę go zrobić

! Nie można mieć wszystkiego, ale przede mną fajna ścianka do wspięcia - cieszę się że idę w tym kierunku, niektórzy mają rzeczywisty problem z zejściem...Potem już żadnych wrażeń, pośredni, zadni, niestety widokowo coraz gorzej..Ale i tak jestem zadowolona. Docieram do zielonego szlaku,wrzucam na luz z postanowieniem - nie bede sie spieszyć , jest ok 15.00..młoda godzina...Odsłaniają się widoki na Kościelec, Świnicę i chyba Kozi Wierch... - wybaczcie ale mam problemy z identyfikacją szczytów..Schodzę bez pośpiechu do Koziej Dolinki, mijam po lewej dużą połać śniegu...Mijam to za dużo powiedziane, jest w takim oddaleniu że trzeba by troszkę zboczyć z drogi, a nie bede robić konkurencji grupce, która zabawia się w rzucanie śnieżkami...Poza tym śnieg traktuję w TPN trochę jako dobro pod ochroną i nie lubię włazić w niego z buciorami

Nagle zaczyna mi się trochę spieszyć : mój żoładek odzywa się: " widoki widokami, słońce słońcem ale ja zaraz ulegne samotrawieniu"...Mijam Zmarzły Staw -hmm spodziewałam się czegoś większego i dobijam do niebieskiego szlaku..Jaki ten Czarny Staw duuuuuuży, obchodzi się go i obchodzi....

Pocieszam się myślą że jak padnę z głodu to ktoś mnie zgarnie,albo Zawratowcy albo Garnatowcy - w każdym razie tłoczno się znów robi...Idę i fantazjuję na temat naleśników z serem w Murowańcu, o ironio, poprzedniego dnia suszyłam się tam jakieś 1,5h - powinnam mieć kartę stałego klienta

Jest, już jestem na rozstaju dróg - zawrat - Kościelec, już za chwileczkę, już za momencik, ciepła strawa i odpoczynek...Uffff! Jak dobrze!

Jeszcze tylko jedna górka, Karczmisko, krótka decyzja Boczań czy Jaworzynka. Jaworzynka znów wygrywa plebiscyt - chyba dlatego że tak fajnie się nią zbiega
Cześć III Epilog
Wpisuję do mojego dziennika wypraw Granaty z pełną satysfakcją i dziękuję siłom wyższym za ten dzień, może nie idealny pogodowo,ale bez deszczu bez burzy i, co najważniejsze w jednym kawałku

A bądź co bądź to w końcu część Orlej
P.S. Wrzucę fotki jak tylko opanuję ich wstawianie
