18.08.2009.
zejście ze schroniska w Kondratowej, przejazd dołem z mokrymi butami zawieszonymi na wierzchu, wejście do schroniska na Chochołowskiej
po południu weszłam w sandałkach na Trzydniowiański przez piekną Dol. Jarząbczą, pogoda niezła, maliny i jagody po drodze- pychota

i zeszłam przez wstrętny wkurzajacy i złośliwy Kulawiec i Krowieniec, mijajac turystów ze zbolałymi minami... nigdy więcej tamtędy!
19.08.2009.
poszłyśmy na
Rohacze. no w końcu!
piiiiknie było

, ja tam za rok wracam! wejście przez Wyżnią Chochołowską (jedną z moich ulubionych) Wołowiec, zejście ze Smutnej Przełeczy i przez Rakoń do schroniska. wchodziło z nami 2 męzczyzn z Białegostoku, ale oni z Zakopanego, długa trasa im wyszła i męcząca.
a my sie opalałysmy na Rakoniu

na którym to 'podrywali' nas 5letni wyrypiarze, jeden z nich ponoc 50tke oblewał na Mnichu
ciekawostka- jeden z Białostoczan zakupił za 15 PLN butelke 1,5 l wody w bufecie Rohackim. a 5 minut wczesniej taka smaczna wola leciala ze strumyka, kranik nawet ktoś wystrugal dla wygody pobierania i tablice postawił, że to woda pitna
20.08.2009.
cele - Łopata i Jarząbczy
pogoda - kolejny dzień lampy jak brzytwa
wejście dla odmiany przez Grzesia i od podnóza Wołowca ide dalej sama. na Wołowcu plaża, miło sie opala, ale ludu sporo, nikt nie schodzi więec ruszam sama. dziś z kijkami, Bozia mnie natchneła bo przy zejściu tyle gruzu, ze wybitnie mi sie przydaja do hamowania. dogoniłam jakichś 4 chłopaków (którzy potem przy chodzeniu z Jarząbcego tak piknie śpiewali, aż echo niosło

, mnie mineła jakaś szybkobieżna parka, potem dałam sie przegonić bo mnie ta lampa jednak pokonała, w życiu takiego upału w Tatrach (!!?!!) nie czułam, myslałam, że wyparuje. wody miałam dużo więc piłam jak smok...
na Jarząbczy szlak czyściutki poukładany, ceprostrada az miło

no.. troche wysoko bo 200 m pod góre tak na raz, ale góra fajna

na szczycie w końcu zmarzłam

, po 10 min poczułam to 12 stopni C ktore wisiały na komunikacie o pogodzie

Kończysty, plaża i łapanie zasiegu w komórce, Trzydniowiański i na obiadek, tym razem zdązyłam na otwartą kuchnie
21.08.2009.
przechodzimy na Ornak Dol. Iwaniacką, na przełeczy plaża, ludzie, chłodne napoje, dziewczynyw bikini, tym razem tez plażujemy solidnie
na Ornaku przepychamy sie przez wieeelki tłum, meldujemy, wrzucamy manele do przechowalni i idziemy do Dol Tomanowej. a tem zero ludzi, dopiero jak sie opycham jagodami wieeelkimi jak borówki mijaja nas 2 zbłąkane dusze. potem jeszcze na połaczeniu szlaków (jedne zlikwidowany, szkoda

) jakaś rodzinka i dopiero na podejściu pod Chudą Przełączke sie pojawiaja jakies osoby.
a ktos mi smsa przysyła, że piszą w necie, ze w Tatrach tyle ludzi, że wprowadzili ruch wahadlowy na szlakach
Tomanowa jest po prostu CUDOWNA, KULTOWA, NIESAMOWITA I MAGICZNA! zakochałam sie po raz kolejny w Tatrach tam i chyba kupię sobie śpiewnik z piosenkami folkowymi z tej okazji!
schodzimy do Kościeliskiej i tam sie przepychamy jeszcze przez Mylną, tylko 2 osoby przed nami, w tym dziewczyna w krótkich spodenkach i lekkich butach, przynajmniej sie tak nie umazała tym błotem wapniowym, tez tak pójde rozebrana następnym razem
na Ornaku śpię pierwszy raz, miłe schronisko, chociaz troche smutne takie wieczorem, szybko kuchnie zamykają, a w tych korytarzykach mozna sie zgubić, szlak mogliby tam mi narysowac
22.08.2009.
schodzimy droga pod reglami przez Dol Małej Łąki, bo tam jeszcze nie byłam, wnikam na 5 do Dol. za Bramką, biore tam mini kapiel ;P
no i kuniec moich Tatr