Łukasz T napisał(a):
zdecydował się wygrzać Swe umęczone kości
No własnie, miało być normalnie, jak wypoczywają normalni biali ludzie. I prawie było.
1 dzień.
Po spokojnym snie w niedzielę około 10 rano, z dwoma młodzieńcami udałem się w kierunku Zakopanego. Kwatera zamówiona, wszystko ustalone, jak z biurem podróży. Podróż przyjemna żadnych korków, 7 i pół godziny z przerwa na obiad i na miejscu. Licho nie śpi, telefon od znajomych i szybka przebieżka przez grań krupówek. Jak to w zwyczaju po grani, lekkie zmęczenie i oszołomienie. Ale cel na jutro nie zbyt wymagający, można.
2 dzień
Bez szaleństwa, młodzież lubi pospać, o 8.30 zaczynamy wznosić się na wyżyny Boczania, po 1,5 godzinie Murowaniec. Młodzież zachwycona jajecznicą. Trzeba ruszyć dalej. Do Karbu słychać tylko lekkie niezadowolenie, ale juz pod pierwszymi spiętrzeniami, młodzież się buntuje. Nie dadzą się zabić. A poza tym wkurza ich moje gwizdanie i śpiew, ponoć jest tak ciężko , że można wypluć płuca. Siła perswazji i robią takie rzeczy jakie tylko w erze. Na szczycie jesteśmy 10 minut przed rozkładem. Zejście ze strachem , ale poszło niezle.
Wieczorem, znów wspinaczka granią krupówek.
3 dzień
Zaczyna się niewcześnie. Kupalnice w Orawicach. Cóż się rozpisywać, to w sumie forum górskie, więc tylko powiem , że było super. Mało ludzi, to można ze wszystkiego skorzystać.
Wieczorkiem po odnowie biologicznej trzeba na grań krupówek.Ciężko. Nowe warianty i prawie zaliczony kibel.
4 dzień. Kluczowy.
W planach sa Rysy. Ruszamy na Słowację. Od początku idzie ciężko. Wydawało się, że skonczymy nad Popradzkim Stawem. Ale młodzież ambitna, walczą. Po drodze śliczne widoki na Żabiego Konia i łza w oku się kręci na wspomnienia z ubiegłego roku. Trzeba tam wrócić.
Walka o wysokość kończy się na Chacie pod Wagą. Młodzież rozważna , nie szafuje nadmiernie siłami, a ja nie bedę się pchał samotnie na domniemane lodowce

.
Zejście już prawie o zmroku, ale sił na grań krupówek nie brakuje.
Młodzież zapowiada na nastepny dzień rest.
Dzwonię do Łukasza T, czy by się nie wybrał na grań krupówek na następny dzień. Jest chętny. Tylko jego wariantem.
5 dzień
Od razu coś jest nie tak. Łukasz wywozi mnie do Kuźnic. Wyciąga linę i zawiesza ją na swoim plecaku. Czuje podstęp, ale uspokaja mnie, że to dla lansu. To rozumiem, od Kuźnic na krupówki z liną na plecaku. Lans.
Ale to bydle knuje dalej. Idziemy w stronę Nosalowej Przełęczy, tłumaczy, że musimy być wiarygodni, taternicy, czyli, że jemu z wysiłku po przejściu Nosala ślepie na wierzch wyjdą i bedzie smierdział potem.
Przekonał mnie, idziemy. Na rozstaju szlaków, Łukasz coś zaczyna mamrotać. Chodzi mu o to , że wszystkie lachony idą w kierunku Murowańca i tam trzeba się lansować. Ulegam znów jego podszeptom ( chociaz co to za lachony w softszelach, mało ja się kołchozniczek w walonkach naoglądał) i ruszamy. Nic nie wzbudza moich podejrzeń, wszystko tak jak powiedział, ślepie na wierzchu z wysiłku ( zwłaszcza po zmianie towarzystwa na skrócie), barwa apacza na twarzy, a jak śmierdzi.
Murowaniec. Nic ciekawego w środku. Łukasz wpada na pomysł, żeby przejść się na Kościelec. Ponoć jest jakaś nowa droga z Karbu i to taka co nie idzie pod górę , tylko dość poziomo. Jakaś graniówka. To mi pasuje, znam grań krupówek, a tam jest dość płasko, nie to co normalna droga na Kościelec. Idziemy. Pojezierze wlecze się niemiłosiernie, nareszcie Karb. Faktycznie ta druga perć na Kościelec jest dość płaska. Nie kłamał. Idziemy . Mija kilka minut, natępny rozstaj dróg. Łukasz zaczyna iść pod górę, ale nie ze mną te numery. Zawracam go, nie podoba mi się pod górę. Tam następuje te znamienne 10 sek. które mogło przenieść 16000 postów w niebyt. Ale umowa, umową, ma być płasko. Ta druga ścieżka jest dość pozioma, ale wcale nie łatwiejsza niż normalna droga na Kościelec i w dodatku nie skonczyła się na Kościelcu , tylko jak to powiedział Łukasz " to jest Pomylona Przełęcz, albo pomyliło mi się". W kazdym razie wskazuje mi kierunek i mówi " tam jest Kościelec". No to idę. Dalej juz znacie.
I tu jakoś mam zakłócenie w przebiegu urlopu. To nie był wypoczynek białego człowieka.
Ale końcówka dnia jest super. Łukasz by mi wynagrodzić trudy dnia zabiera mnie do wspaniałego ogrodu ornitologicznego na tyłach dworca autobusowego. Ptaki uśpione, ale dwa udało się zobaczyć, a nawet trzy ,bo jedna to była parka.
6 dzień
Powrót. Tylko 6, 5 godziny.
Nie warto tego czytać. Nic ciekawego