I ja chciałam się pochwalić swoją relacją z przełomu sierpnia i września, po której pozostało mi niestety już tylko parę siniaków.
Słowem wstępu chciałam powiedzieć, że mój pierwszy raz (bez skojarzeń

), poważniejszy niż szkolna wycieczka w Tatrach, był 3 lata temu, i od tamtej pory są one stałym punktem wrześniowego bądź co bądź aktywnego wypoczynku.
Mam nadzieję że komuś uda się przebrnąć chociażby przez kawałek.
Dzień 1. 27.08.2009
Założenie: Schronisko Ornak - Ornak, - Siwa Przełęcz - Starorobociański - Kończysty - Trzydniowiański.
Tak na rozgrzewkę.
Osoby dramatu: Ja i mój Luby.
7:30 wyjście z kwatery, późno, no ale cóż.. przed 9 dotarłam do schroniska na Hali Ornak.
Widać tłumy nieziemskie, dlatego zaczynam się przekonywać że schronisko potrafi być sympatycznym miejscem jeśli nie ma w nim ludzi. I nawet panie przy barze takie jakieś milsze były.

Posililiśmy się szybko śniadankiem (szarlotka w Ornaku, póki co mój numer 1) i poszliśmy tam gdzie mieliśmy, co też widać na załączonym obrazku.
Dalszą częścią wycieczki miał być Starorobociański, co jak później się okazało, tym razem nie było nam to dane.
Kasia (to małe czerwone) można powiedzieć, że gdzieś na Ornaku, a po prawo górski motylek.
W tym miejscu chciałam serdecznie pozdrowić panią w różowych spodniach - zjawaniała po górach jak dzika

Też bym tak chciała w jej wieku.
Dzień II. 28.08.2009
Wrota Chałubińskiego albo Szpiglasowy. (do wyboru, do koloru)
Moja ambicja podpowiadała mi że jestem w stanie zrobić oba punkty, ale mój Mężczyzna był innego zdania i kazał mi wybierać, bo stwierdził że choć raz chce wrócić o ludzkiej porze do domu. Padło na Szpiglasa.
Po dokonaniu wyboru, z Tradycji musiała stać się Zadość (od siebie powiem, że zaczęło się to w 2007 roku na Czerwonych Wierchach) i tak powstało zdjęcie "But z górą w tle" edycja 2009.
Poprzednie wersje: "But z górą w tle 2009", "But i góra 2008", "But z górą w tle" (2007))
Ogólnie szlak był jednym słowem super. Chyba jeden z najprzyjemniejszych jakim szłam do tej pory.
Posilając się po drodze batonikami, popijając je Poweraidem (czy jakoś tak) ostatnie metry do Szpiglasowej Przełęczy, pokonałam z lubym na wyścigi (co później to okazało się błędem), oraz co wywołało konsternację na twarzach siedzących tam osób. (taki szpan, nie

)
Widok na lewo i dwa widoki na prawo
Później wejście na szczyt, zejście ze szczytu, łańcuchy ( i w tym momencie osiągnęłam tą mistycznę wiedzę, na czym polega schodzenie na łańcuchach bez stosowania dupozjazdów.
Później odpoczynek kontemplując widoczek (panoramy będę później

)... i zaczęło się...
To był on... Achilles. Zejście przez Roztokę nie było już szybkie i bezbolesne. A wyjście z busu jeszcze gorsze.
Jak dotąd miałam problemy tylko z kolanami, które o dziwo mnie nie bolały. Może to za sprawą kijków, którymi dopiero co uczyłam się posługiwać (na szczęście obyło się bez ofiar i wydłubanych oczu), więc tu nastąpiły dni z życia wyjęte, o których nie będę się rozpisywać. Na szczęście dla mnie, następnego dnia (ostatnia sobota sierpnia, padało, przyjechali nasi znajomi, więc postanowiliśmy poszwendać się po Zakopanem. Poszwendać jak poszwendać, ja kuśtykałam.
W niedziele pogoda się unormowała, słonko przygrzewało, więc chcieliśmy znajomków wyciągnąć przynajmniej do Siwej Przełęczy, by w końcu pokonać Starorobociańskiego (podejście nr 2, uparłam się na niego jak nie wiem co)... skończyło się na mrożonej kawie w Schronisku w Chochołowskiej i moim kuśtykaniem do rowerów.
Dzień nie wiem który, 01.09.2009
Jak mawiają starzy górale, do 3 (prawie 4) razy sztuka
Cel: Starorobociański.
Osoby dramatu: Ja, mój Luby i nasi znajomi, sztuk dwie.
Na Siwej Przełęczy razem z naszym celem:
Znajomym całkiem dobrze, choć niezbyt szybko się szło (pomimo iż prowadzą dosyć hmmm... osiadły tryb życia; ) powiedzieli że idą dalej. Ja nie narzekałam, bo sama nie szłam zbyt szybko by nogi nie nadwyrężyć.
Widoczki na szczycie i ze szlaku idąc od strony Jarząbczego:
Nasze wleczenie się - moje ścięgno, odciski znajomego przyczyniły się do tego, że w dolinę zeszliśmy jak już było szarawo. Na domiar złego, rowery zmyły się szybciej niż powinny (tak nas poinformowali przejeżdżający jacyś kolaże) i całą Dolinę Chochołowską musieliśmy iść na piechotę. Po ciemku. Koleżanka wyciągnęła czołówkę, mój chłopina latarkę i tak wlekliśmy się w dół, a ja tylko modliłam się by żaden niedźwiedź nie wyszedł na spacer. Po drodze przebiegło nam coś kunopodobnego, śmiesznie przebierało nogami, a mój Lubi, wiedząc o mojej niedźwiedziofobii, oznajmił że to na pewno był kunomiś. Chociaż równie dobrze mógł to być wyrośnięty kot.
Do miejsca gdzie powinny stać busy dotarliśmy 5 minut po odjeździe pks'a i godzinę przed ostatnim. Zadzwoniliśmy po taryfę. Słychać tylko było beczenie owiec i nerwowe szczekanie psów.
03.09.2009
Miała być wycieczka do Murowańca-a-potem-się-pomyśli, w ograniczonym składzie, bo 1/4 z nas po ostatniej wyprawie narobiła sobie odcisków jak stąd do tamtąd, więc wyszliśmy we trójkę. Doszłam do 1/4 Jaworzynki i.. w tył zwrot. Boli. Kumpela z Lubym poszli sami. Przynajmniej tak powiedzieli
Tu gdzieś była przerwa na uzupełnienie zapasów na Słowacji.
06.09.2009
Pogoda - średnio na jeża.
Osoby dramatu: Ja i Luby.
Pora na zwiedzanie Zakopanego. Plan był ogólnie taki aby ominąć Krupówki, ale średnio się dało, ale dzięki temu, już wiem jak wygląda osławiona Atma (nic specjalnego

) oraz gdzie jest Sabała
Tutaj też nastąpiło opisywane już przeze mnie zdarzenie z pewną panią, i pochowaną Sabałą.
07.09.2009
Osoby jak wyżej.
Kolejny dzień wziął mnie na jaskinie, i na nowo poznawanie już poznanego, dlatego wylądowaliśmy w Dolinie Kościeliskiej. I tak:
Zaczęło się od Mroźnej (wstęp płatny 3zł, ale po ostatniej wizycie jakieś 7 lat temu nie zaszkodzi.), później Raptawicka - podejście po dosyć sypkich kamieniach, wspinaczka po skałach (asekuracja łańcuchami, a gdzie łańcuchy się kończą, od razu drabina jakieś 3,5 metry w dół.
do Mylnej niestety nie poszliśmy, jedna zwykła latarka to jednak za mało i niewygodnie. Czołówka potrzebna i nic więcej, niby wiedziałam, ale... Coś trzeba zostawić sobie na przyszły rok. I tutaj też, również w innym wątku wspomniana przeze mnie dzieweczka w balerinach nie-wdzięcznie tuptająca po kamykach.
Wąwóz Kraków:
Dalej - Dolina Pisana (sympatyczna drabinka) i jedna z dwóch opcji do wyboru: po skale z łańcuchami, albo przez Smoczą Jamę - też z łańcuchami i po ciemku. Oczywiście wybrałam opcję numer 2. Śmiesznie było. I ślisko. Ubrudziłam się jak nigdy w życiu
Na koniec tej wycieczki trochę baranów:
08.09.2009
skład osobowy: taki sam.
cel - Krzyżne:
W sumie wycieczka nie charakteryzowała się czymś szczególnie wartym opisania, może oprócz tego że była długa, żmudna, czasami monotonna.
Murowaniec:
Kościelec, na drugim Czerwony staw.
A tu już na miejscu. Jak widać trochę ludzi wpadło na podobny pomysł.
Pogoda niby ładna, ale wiało niemiłosiernie. I tak na zdjęciu:
Kasia i Kasia 10 minut później:
Mieliśmy zejść do Pięciu stawów, ale brak funduszy na autobus zmusił nas do powrotu tą samą drogą co przyszliśmy.
Na szczęście, bo ta
z pozoru niewinna chmurka owinęła wszystko wkoło, że nie wiem czy czubki butów było widać, a naszła zaraz jak my zeszliśmy z hmm... "najcięższej" części, a parę osób na przełęczy jeszcze zostało.
10.09.20009
cel:
Świnica. (Świnica-Zawrat dla ścisłości)
Podstawowy błąd: godzina 10 na Kasprowym, przed 12 na Świnicy.
Widok ze szczytu:
Już jest ludzi jak mrówków, a w dole widać jeszcze więcej zmierzających na szczyt.
Nauczona lekcja: głupota boli. Tylko dlaczego mnie?
Zaobserwowane głupie zachowanie nr 1:
Ludzie wchodzą, w momencie gdy stoi się w szparze na klamrach/kominie (jak zwał, tak zwał) i zastanawia dlaczego Bozia nie dała trzeciej nogi.
Zaobserwowane głupie zachowanie nr 2:
Ludzie łapią się łańcucha którego jeszcze nie zdążyło się zwolnić. Dobrze że miałam rękawiczki, bo moje mięcho z ręki, skapywało by teraz gdzieś ze skały.
Zaobserwowane głupie (bardzo głupie) zachowanie nr 3:
Ludzie zrzucają w dół kamienie nie zwracając uwagi, że niżej może iść szlak. Dlaczego? Bo fajnie się turlają.
Skorzystałam z okazji i dałam upust swojej frustracji i powiedziałam niektórym co o tym sądzę (o spadających kamieniach itd.). To jest według mnie, doskonały przykład na to, jak kompletnie "zieloni" ludzie dzięki kolejce na Kasprowy, którzy nie mają nawet bladego pojęcia o podstawowych zasadach bezpieczeństwa w górach wybierają się na szlak, który do spacerowych nie należy.

No i na koniec panoramki (nie w kolejności):
widok z Kasprowego, otoczenie Murowańca na Gąsienicowej
Widok ze Starorobociańskiego Wierchu i z Zawratu:
D5SP i Widok ze Szpiglasowego Wierchu)
Teraz niestety pozostało mi czekać do przyszłego roku.
Pozdro pińcet.
