Szalony- autostopowy-

rozpoznawczy wypad do Rumuni
Wraz z koleżanką tegoroczne wakacje miałysmy spędzic w Słowenii, jednak moja miłośc do Rumuni zwyciężyła.. Spędziłyśmy póltorej dnia z przerwą na nocleg( paka tira;) w drodze -o przygodach których było milion pisac tu nie będę.
Naszą Bazą wypadową było miasteczko Brasov - piękne Stare miasto -i pilnująca go górka przyozdobiona napisem Brasov.. Stamtąd za 2,5 (1 lea -1 zł) lei pociagiem ruszamy do Busteni- udaje się taniej kierownik pociagu nie chiał pozbawic funduszy 2 polskich studentek- więc nie daje nam biletu a kaskę chowa do swojej kieszeni;) Do Busteni z Barsova docieramy po niecałej godzinie- pociągi są prześcigane przez stada slimaków;) Pogoda niezbyt sprzyjająca deszcz wisi nad nami. postanawiamy jednak wchodzic- w końcu po to tłukłyśmy sie z Polski..Więc idziemy na znaku 4, 4,5 ore spoko:)
Szlak niesamowicie piękny jak równie fatalnie oznakowany, trzeba być bardzo czujnym by z niego nie zejść.. Po drodze mijamy znaczki Pana z piszczelami;) jak i całe mnóstwo krzyży z zdjęciami ludzi którzy tu zginęli.. W zeszłym roku zginęli tam znajomi naszego gospodarza w wieku 20 lat.. Osobiście jestem bardzo zdziwiona trasa nie wydaje mi się wyjątkowo trudna..
Często przystajemy spowodu mgły ograniczającej widocznośc i podziwiamy jak przychodzi i odchodzi.. Jest cudownie.. Osobiście uważam, że szlak ma więcej uroku we mgle niz w słońcu.. jakby wyrysowany wprost z Tolkienowskich opowiesci.. nic tylko czekac jak wypadną jacyś orkowie z Mordoru:)
Te marzenia zostają przerwane deszczem.. przestaje się robić przyjemnie.. trasa z łancuchami a tu leje jakby się zerwała chmura.. znajdujemy małą grote ale nie nadaje sie na schronienie.. wiec czekamy w deszczu.. kiedy słabnie ruszamy dalej mając pod nogami potoki spływajace szlakiem.. nasze nieprzemakalne buty toną.. w końcu dochodzimy! Nie mamy jednak sił by siedziec na szczycie uciekamy do schroniska Babele Caraiman( nie polecam!!) gdzie mroczno nieprzyjemnie i ponuro. w miejscu gdzie stoimy tworzą sie jeziora a mi dosłownie woda wylewa sie z rękawów..prosimy o wrzątek lecz- tutaj go c zadostac nie mozemy jest tylko kakao i trza płacic 5 lei. .
Chwila na nabranie sił i postanawiamy ruszyc na Babele. Dalej pada ale już nie tak intensywnie.. W schronisku na Babele wita nas 60 letni chudy jak szczapa facio . Zaprasza nas na obiad oraz prowadzi do przytulnego ciepłego pokoju który oferuje nam za 30 lei- niebo w porównaniu z schroniskiem na Caraiman. Zostajemy idziemy na obiad jest 17.. tam przyjaciele gosopdarza wspaniali ludzie częstują nas przysmakami i tamtejszą wódką- naprzemian z piwem.. Gospodarz jest w stanie wiadomo jakim- oświadcza sie na przemian raz mnie raz mojej przyjaciółce.. Smiechu cała masa ..O godz 18 wiatr rozwiewa chmury.. pożyczam buty od młodzieńców z Niemiec i biegnę na okoliczne wzgórki z aparatem.. Za płaszcz służy śpiwór.. omal nie porwany przez silny wiatr. Czekamy na zachód słońca który jest wynagrodzeniam za cały trud..W między czasie testuję niemieckie buty i wspinam się na trolle;)
Następnego dnia idziemy na Omul.. pogoda dopisuje wypoczete i nakarmione z życzeniami szczescia od gospodarza wedrujemy szczęśliwe.
Na szlaku stada ludzi którzy dotarli tu kolejką ( w schronisku na Omulu robią oczy że weszłysmy na Caraiman i chcemy schodzic Omula) W trakcie odoczynku na zboczu moja kumpela upuściła plecak, bezradne patrzyłyśmy jak się toczy w szalonym tempie. Jestem wśiekła na koleżanke miałobyc 15 min przerwy a tu ?? proponuję by go zostawiła ale się dziada upiera idzie po niego mijają wieki i sie niepokoję.. w końcu sie wyłania szczęsliwa- z otwarym plecakiem na plecach.. Okazuje sie że nawet nie sprawdziła czy ma wszystko. kurtka została na dole!
Litościwe schodze po kurtkę wsciekłośc dodaje mi skrzydeł:) z 15 min zrobiły się 2 h.. dobra zmordowane tą przeprawą tuptamy na Omul.. mijając pasterzy ,stada owiec ,turystów, Krzyży..
Na Omulu przerwa i schodzimy odprowadzane zdziwionymi spojrzeniami.. Miałysmy nadzieję zmączone i zarażone głupawką ,że spotkamy jednego z 4,500 niedziwedzi żyjących w tych terenach ale nie.. ponoć częsiej je widać w mieście..
Szczęśliwe wracamy do Brasova- a pózniej jedziemy do Budapestu, pięknego lecz niesamowicie zatłoczonego przez mase młodzieży- jest sezon kocertów. Czym prędzej więc uciekamy i w drodze powrotnej lecimy jeszcze na symboliczny cmentarz w Tatrach słowackich. Ja mam zamiar tam umrzec bo z Rumuni oprócz pamiątkowego noża;) przywiozłam ostre zapalenie tchawicy i przy Popradzkim Plesie mam gorączke 38;) dzielnie jednak idziemy jeszcze do Srtibskiego Plesa .. W Popradzie kończymy wędrowanie stopem i wracamy autobusem do Zakopanego , Kraków gdzie się rozstajemy ja bowiem jadę jeszcze w Beskid Wyspowy.
Rumunię polecam gorąco 
_________________
Bo ten, kto raz nie złamie w sobie tchórzostwa, będzie umierał ze strachu do końca swoich dni. A.S
" a mały lachon może być??" z cyklu znani i lubiani
