Zdjęcia z 17 lipca ( Hrebienok - Teryho Chata ):
Relacja z ostatniego dnia pobytu w słowackich Tatrach Wysokich.
Po noclegu w Terince budzę o 6.00 rano kolegę widząc bezchmurne niebo i słoneczny poranek. Wychodzę przed schronisko, a tam widoki jak z bajki - Pośrednia, Żółty, Baranie Rogi, masyw Lodowego, Durne i Łomnica - widać wszystkie szczyty i granie jak nigdy przedtem. W dodatku koło stawu spostrzegam kozicę. Po śniadaniu wliczonym w cenę noclegu szybko zbieramy się do dalszej drogi. Ponoć koło 14.00 ma się pogoda zepsuć, więc czasu jest niewiele. Teoretycznie myślimy nawet o L.S. ale na razie idziemy szlakiem zielonym na Lodową Przełęcz. Szlak prowadzi razem ze szlakiem na Czerwoną Ławkę aż do Lodowej Dolinki. Szlak nie jest mozolny, ma wspaniały,wysokogórski charakter, przewija się też przez skaliste zakończenie bocznej grani Lodowej Kopy na stronę Dolinki Lodowej, gdzie istotnie śniegu nie brakuje ( 18 lipca ). Widać wkrótce rozgałęzienie szlaków i dwie przełęcze. Szlak na Czerwoną Ławkę - przełęcz wąską i niżej wyraźnie od Lodowej położoną - skręca tu w lewo, kierując się przez dno Dolinki Lodowej pod ścianę Małego Lodowego Szczytu. Wyżej biegnie po skałach. Natomiast szlak na Lodową Przełęcz poprowadzony jest w zakosy po stromym , piarżystym zboczu i następnie dość szerokim żlebem na przełęcz. Co ciekawe na Czerwoną Ławkę idzie kilka osób, a nikt- poza nami - na Lodową. Od rejonu Lodowego Stawku zaczyna się dość konkretne podejście, trzeba uważać bo żwir i piarg wyjeżdża spod nóg, ścieżka w większości jest już ustabilizowana drewnianymi drągami, ale od strony ścian Małego Lodowego miejscami zakrywa ją jeszcze stary, zlodowaciały śnieg - który trzeba omijać od prawej po stromym piarżysku. Przydają się tutaj kije teleskopowe. Pod południowo-wschodnią ścianą Małego Lodowego leży jeszcze pole śnieżne wysokie na kilkaset metrów - można by na nartach pozjeżdżać. Ze ściany Małego Lodowego widać i słychać spadające co jakiś czas kamienie. Licząc na wspaniały widok najszybciej jak możemy osiągamy przełęcz. Lodowa Przełęcz ( 2376m ) jest przełęczą najwyżej położoną ze wszystkich udostępnionych znakowanym szlakiem turystycznym. Wysokość jest naprawdę b. duża- wszak przełęcz leży wyżej niż wierzchołek Ostrego Szczytu ( 2360 m ) czy wierzchołek najwyższego szczytu Tatr w bezpośrednim otoczeniu Zakopanego - Świnicę ( 2301 m ) przełęcz ta przewyższa aż o 75 m

Widok z przełęczy, choć częściowo ograniczony, jest wspaniały. Na południu prześwietlona słońcem grupa Durnego i Łomnicy, strzelista Pośrednia Grań, obok imponujące ściany i granie Jaworowych Szczytów, Turni, Ostrego. Dalej grupa Szerokiej Jaworzyńskiej i Tatry Polskie. Wg opisu przewodnika Szczerby idziemy na L.K. Podejście kawałek prostą granią i dalej stromym chwilami żlebem . Wspinaczka jak w żlebie Kulczyńskiego. Podczas niej pada rekord wysokości z 2003 r. ( Rysy) , także kolegi - Sławkowski Szczyt z 16 lipca 2009. W końcu czuć już niebagatelną, ogromną wysokość. Gdy wychodzimy na grań klimat jest wręcz kosmiczny - totalny szał. Wprawdzie od Słowacji nadchodzą chmury,ale wiatr je przewiewa co i rusz tworząc fantastyczny spektakl ciągle zmieniających się panoram, pojawiających się i znikających szczytów...Choć Gerlach nie odsłonił się w ogóle, to jednak Lodowy i owszem. Przez chwilę było na nim kilku turystów, którzy jednak b. szybko zaczęli schodzić, i - właściwie -przegapili najlepsze widoki. Uznaliśmy że darujemy se Lodowego, bo czas gonił, a grań do prostych ponoć nie należy, w dodatku z południa coraz więcej chmur- trzeba się spieszyć . Na szczycie byliśmy może z pół godziny, ale ja chętnie bym tutaj pozostał na dłużej, jest tu murek chroniący od wiatru. W dole 400 m niżej szczyt Szerokiej Jaworzyńskiej, na horyzoncie boczna grań Świnicy po Wołoszyn, nawet z wys. 2600 Mięguszowiecki wyglądał imponująco...wspaniałe widoki w stronę Rysów, Wysokiej, Mięguszy, Żelaznych Wrót, chwilami Tatr Bielskich i Kołowego, kapitalna przestrzeń w stronę imponujących olbrzymów - Durnych i Łomnicy. Niewielką tylko część panoramy przesłania stąd kopuła szczytowa Lodowego. Uwagę przykuwają całkowicie zaśnieżony żleb z Wagi do Zmarzłego Stawu w Dolinie Ciężkiej i zaśnieżone Galerie Cubryńskie. Tego dnia wydarzył się tam wypadek- na szczęście nikt nie zginął. Zejście na przełęcz zajmuje nam półtorej godziny, podczas gdy wejście tylko godzinę. Trzeba uważać bo tu kamienie lubią latać i wyślizgiwać się spod butów. Na przełęczy spotykamy turystę z okolic Krakowa, który dotarł tu z Tatrzańskiej Łomnicy i idzie do Jaworzyny, skąd autokarem do T.Ł. po samochód. Proponuje nam podwiezienie bezpośrednio do Krakowa. Nie odmawiamy, tym bardziej że jesteśmy już usatysfakcjonowani naszymi dokonaniami, poza tym nasze stopy, kolana i ramiona - mimo iż plecaki nie są zbyt ciężkie - są w fatalnym stanie po tym maratonie - bez dłuższego odpoczynku się nie obejdzie. Schodzimy od 12.30 z Lodowej Przełęczy - do przejścia mamy 10 km drogi i do stracenia ponad 1300 m wysokości względnej. Koledzy narzucają b. szybkie tempo do samego końca. W okolicy Jaworowego potoku robimy dłuższy popas na wysokości ok. 1500 m n.p.m. Ciemne granatowe chmury pojawiają się nad granią Jaworowych Szczytów dopiero koło 16.00. Po drodze mijamy kilku tylko polskich turystów/ek idących do Terinki ( zapewne nie łatwe to podejście i przejście ). Po drodze chwilami ciekawe widoki na Tatry Bielskie i Lodowy, Kołowy , Jagnięcy - nijak mają się one jednak do tego co widzieliśmy wcześniej. W piętrze lasu na wys. ok. 1300 m trafia na nas kolejne zaskoczenie - zmieciony i powalony w 2 miejscach las, i co najb. szokujące - zmielona ziemia, drewno i śnieg zmarznięty - tu zeszły niezłe lawiny zimą. Ale jakim cudem na wys. 1300 m ( Beskidów wysokość ) w drugiej połowie lipca śnieg przetrwał - nie mam pojęcia. Dalsza droga zdaje się nie mieć końca. Po drodze stacja wodociągowa z czasów komuny słynna ze swojej szpetoty. Do Jaworzyny Tatrzańskiej docieramy dopiero koło 19.00. Wtedy też zaczyna padać deszcz. Ja siadam na przystanku autobusowym - nie mam już siły na nic. Kolega idzie jeszcze do sklepu spożywczego ( zamknięte ) i do kościółka św. Anny ufundowanego przez Hohenlohe'go. Gdy nadjeżdża autokar ( luksusowy ) to wsiadamy i jedziemy w stronę Ździaru. Cena przejazdu do T. Łomnicy to 1.30 euro - b. tanio. W Ździarze kilka przystanków, na których wysiadają miejscowe kobiety. Piękne widoki zwłaszcza na Tatry Bielskie. W końcu od Matlar widać już gigantyczne spustoszenia w lasach poczynione przez słynną Kalamitę z 2004 r . - mimo upływu 5 lat wciąż księżycowy krajobraz. Właśnie tutaj łapie nas oberwanie chmury i burza z prawdziwego zdarzenia- całą Cestą Svobody płynie woda. Ściany deszczu zalewają szyby. Gdy dojeżdżamy do T.Ł. deszcz ustaje i dzięki temu nie mokniemy. Widać jednak rwące potoki po ulewie w masywie Łomnicy i Kieżmarskiego, oraz pioruny uderzające w Sławkowski. Wkrótce jest już spokojny wieczór, a my jedziemy samochodem do Polski. Drogi na Spiszu są gładkie i szersze niż na Podhalu, u nas dziur nie brak. Gdy zmrok nas dopada na Podhalu jesteśmy świadkami pięknego spektaklu - pioruny co chwila rozjaśniają niebo i uderzają w Gorce, Gubałówkę i w Tatry - wszystko to widać i słychać. Deszcz towarzyszy nam już do Krakowa - gdzie docieramy po 22.00. Tam się rozstajemy, jedziemy pociągiem do Katowic, i do domu docieramy ok. 1.30 w nocy dnia 19 lipca 2009. Tak kończy się nasza wyprawa tatrzańska. Do niezapomnianych chwil należą zwłaszcza te z dnia ostatniego. Na Górnym Śląsku też leje, okazuje się że to ogromny front atmosferyczny nad Polską całą i Słowacją, i padać ma jeszcze kilka kolejnych dni - bezsensowne/ bezprzedmiotowe byłoby więc pozostanie w tej sytuacji pod Tatrami/ w Tatrach.