2009 rok zamknął za sobą drzwi na amen! Nowy wlazł z zaśnieżonymi buciorami i od od razu wydał rozkaz: NIE SPAĆ, ZWIEDZAĆ!!! Ma rację, ma rację!
Cel wycieczki jak zwykle do końca nie jest znany. Bieszczady czy Świętokrzyskie? W końcu, nie samymi Tatrami człek żyje

) Dostać się znad morza w Bieszczady to zimą nie lada wyzwanie więc postanowiłyśmy (ja i ma żona), że pierwsza tegoroczna wycieczka będzie lajtowa - czyli Łysica i Łysa. Bierzemy poniedziałek wolny i o 21-wszej w piątek - 8 stycznia - meldujemy się na peronie i czekamy z niecierpliwością na nasz pierwszy w tym roku pociąg, który zabierze nas do Kielc.
W pociągu szukamy całego wolnego przedziału by móc się rozłożyć jak przystało na prawdziwe turystki. Znalazłyśmy... Ale nie cieszyłyśmy się samotnością zbyt długo.Wpakowali się do nas dwaj bracia, których poczucie humoru nie bardzo spasowało się z naszym. Nie było jednak AŻ tak tragicznie. Koledzy wysiedli w Wa-wie więc miałyśmy jeszcze 4 godziny wygodnego snu. Budzę się. Żona mówi, że w sumie już powinnyśmy być, bo jest po czasie. Nieee - pomyślałam - przecież nie może tak być, żeby pociąg był na czas, jakaś godzina spóźnienia to przecież norma. I tak też jest.
Siedzimy sobie, patrzymy przez okno, podziwiamy piękną zimę, śmiejemy się z niewyspanych twarzy.
- dobra, idę umyć zęby - mówię - O QR.WA!!! Gdzie mój plecak???
- o ja pier.dole
Pięknie się - jasna dupa - zaczął roczek... niech to szlak!!!
- nie, nie!!! żaden skur.wysyn nie popsuje mi tego wyjazdu!!!
Tu stacja Kielce, tu stacja Kielce
Lniany worek, a w nim: śpiwór, termos, 2 pary rękawiczek, książka, pusty karton po soku; kubek z resztą zimnej herbaty w ręku - to cały mój bagaż (całe szczęście kasa, dokumenty i komórka były całą noc przy mnie).
Olśnienie: ja pier.dzielę... w plecaku był aparat! nieeeee!!!!!

(( dobra, dobra - lepiej teraz niż jakby mieli zaj.ebać w drodze powrotnej;
Szybka ocena sytuacji i plan:
1 - najpierw sprawdzamy o której mamy coś do Bodzentyna, hmmm... a może do Katarzyny? potem szlakiem do Bodzentyna? (grunt to sprecyzowane plany

)
2 - idziemy coś zjeść
3 - a potem na zakupy, / muszę se kupić jakieś skarpety i gacie... (a może nie... nie, no muszę

) / jakaś mapa też by się przydała / i coś do żarcia na resztę dnia
PKS i bus sprawdzony! Zapiekanka zjedzona. Idziemy na miasto! O!!! - "wszystko po 2,90" - wchodzimy! Teraz pewexy. Nie ma problemu: jeden tu, drugi kilkadziesiąt metrów dalej. Zakupy zrobione! Najgorzej było z mapą. Nie kupowałyśmy nic w Gdańsku, bo przecież w Kielcach na pewno będzie większy wybór! Taaa! Większy!!! Dupa, nie większy! Zaopatrujemy się w jakiś przewodnik i ruszamy na Św. Katarzynę.
Idziemy do schroniska / agroturystyki czy coś w ten wzorek. Bardzo miły Pan mówi nam, że owszem, nie ma problemu z noclegiem:
- 25 zł, pokoje z łazienką
- ile? 25 zł? ale nam łazienka w pokoju nie potrzebna... - miły Pan wzrusza ramionami - a dla studentów jakieś zniżki?
- tak - 22 zł, ale to wcale nie jest drogo, są noclegi i po 30 zł
- ok, niech sobie będą ale my dziękujemy! w Bodzentynie czeka na nas nocleg za 15.
Żegnamy się i pytamy jeszcze o drogę.
Szlak przez las wyceniony na 3 h robimy w 2.40 (plan był na dwie ale zanim ja się rozbujaaam...) czy jakoś tak. Piękny, biały, pusty szlak; a przepraszam - nie pusty: w towarzystwie ptaszków (wg mojej znajomości: większych i mniejszych wróbli - hehe).
Wychodzimy z lasu, zaczyna się robić szaro. Droga prowadzi w dół do głównej ulicy. Przecudna szklanka pozwala na zaliczenie dupozjazdu. Gdy jesteśmy na dole jest już ciemno. Padający deszcz i mróz tworzy na warstwie śniegu - warstwę lodu. Przy świetle lamp wygląda to bosko!
Schronisko młodzieżowe prawie całe nasze!
- będą Panie jeszcze gdzieś wychodziły?
- tak, jest tu jeszcze jakiś sklep otwarty?
- tak, jest
- najlepiej monopolowy
- ale w schronisku nie można spożywać alkoholu
- dobra, dobra...
Jako, że grzeczne dziewczynki jesteśmy, posłuchałyśmy się Pana i poszłyśmy na grzane piwko do kawiarni: "Mała czarna". Polecamy!
Tyle by było jeżeli chodzi o dzień pierwszy.
Drugiego dnia łapiemy stopa i jedziemy do Nowej Słupii aby stamtąd zaatakować Łysą. Nasz kierowca po tym, jak się dowiedział, gdzie chcemy iść: gdzie? na Łysą? w takie warunki? wiecie, ile będziecie szły? dziewczyny! ze 4, no może 3 godziny! Zastanawiam się co to za szlak, że tak krótki odcinek pokonuje się
w tyle godzin. Oczywiście nie rezygnujemy z wędrówki i w 45 min jesteśmy przy Św. Krzyżu. Szoferowi się chyba coś popierd...
dalmatyńczykom dziękujemy:
brama:
klasztor:
punkt widokowy:
wracamy:
kulawa jaskółka:
Po nacieszeniu się tymi widokami, schodzimy do Huty:

i kilkoma stopami witamy ponownie Św. Katarzynę.
Łysa zaliczona, to teraz Łysica!
Pięknie ośnieżone szlaki to to, co zimową porą lubimy w niskich górach najbardziej!
Udało się!!! Hurraaaa!!!
Kaplica i źródełko Św. Franciszka:
Powrót do Katarzyny i kolejny stop do "domu". Zaliczamy jeszcze ściankę:
i idziemy zwiedzać ruiny zamku.
Blask ulicznych latarni i chór z pobliskiego kościoła sprawiają, że klimat jest wyjątkowy!
Dzień kończymy ponownie ciepłym piwkiem i wracamy do schroniska. Czas na plan na kolejny dzień! Pociąg do domu ok. 19-tej więc cały dzień do dyspozycji. Pomysłów cała masa: Bodzentyn, Kalisz, Sandomierz, Ujazd, Krzyżtopór, Warszawa, Niekłań... Po długich rozmowach telefonicznych głównie nt. rozkładu pociągów i pks-ów w różne rejony wybór pada na pozycję ostatnią: Jedziemy oglądać piaskowce w Rezerwacie: "Skałki Piekło pod Niekłaniem".
Jak ustaliły, tak zrobiły: bus do Kalisza, pociąg do Skarżyska-Kamiennej, bus do Odrowąża, stop do Niekłania i włala! jesteśmy na miejscu.
Powrót stopem do Skarżyska, potem pociąg do Warszawy, kolejny do Gdańska, nocny autobus... i jesteśmy w domu...
Mimo, że była to najdroższa z moich weekendówek uważam ją za bardzo udaną!
Dziękuję Państwu za uwagę i zapraszam na kolejny odcinek z serii: małe i duże aankii podróże

)
ps. Dziękujemy również zimie, dzięki której PKP miało wielogodzinne opóźnienia - dzięki temu byłyśmy w domach ponad 3,5 godziny szybciej

oraz wszystkim szoferom, którzy się nas nie przestraszyli
http://picasaweb.google.pl/aankaa.gd