Od dłuższego czasu wyczekujemy okna pogodowego żeby wybrać się na jakąś eskapadę. Trafia się w końcu odrobina słońca w wolny dzień i wieczorem decydujemy się na Wysoką... tą niższą Wysoką bo koło Szczawnicy. W składnie ja, Ewa i nasz nie uśmiechnięty kierowca – puchaty. Chcieliśmy wyjechać o ósmej, a najlepiej o siódmej jednak wiedzieliśmy, że mogą być problemy ze wstawaniem więc przed dziewiątą dopiero ruszaliśmy w trasę. Z pierwszym piwem wytrzymujemy aż do Myślenic i już widzimy, że pogoda tego dnia będzie po naszej stronie. Dojeżdżamy do Szlachtowej za Szczawnicą i stamtąd żółtym szlakiem idziemy w stronę Wysokiego Wierchu. Wyprzedzamy po drodze sporo osób co może zwiastować tłumy na Wysokiej i w Wąwozie Homole. Słońce grzeje, pojedyncze chmury na niebie, jest pięknie i widoki na tatry jakich z tej odległości jeszcze nie widziałem. Pierwszy postój robimy w lesie za Durbaszką i przy ścieżce rozkładamy się z chlebem, serkami, margaryną i sztućcami, prawie jak restauracja. Posilamy się i po krótkim odpoczynku ruszamy ostro do przodu. Przy odbici na Wąwóz Homole zagaduje do grupki osób z mapą bo widze, że nie bardzo wiedzą gdzie iść, a sami wybraliśmy się bez mapy. Szybkie spojrzenie i mówię, że musimy się wrócić jakieś 20 metrów i iść prosto, a nie w lewo, gość mi na to odpowiada, że lepiej trzymać się czarnego szlaku... informuję go, że to granica nie szlak.
W ostatnim podejściu na Wysoką coraz więcej widoków na Trzy Korony i tatry, a na szlaku koszmarne metalowe schody! Na szczycie tylko kilka rodzin z marudzącymi dzieciakami, rozbijamy się po drugiej stronie szczytu, ZTGMujemy, robimy krótką sesję zdjęciową delektujemy się słońcem. Po takim godzinnym delektowaniu się widzimy, że spiekliśmy się i wyglądamy jak buraki. Schodzimy przez Wąwóz Homole, zahaczając po drodze o jakieś ścieżki dydaktyczne i pijąc kolejne piweczka (ochłodzone w strumieniu). Schodzimy niżej i... znowu te paskudne schody, drewniane, połamane i bez barierek pasowały o wiele lepiej. Dalej już droga asfaltem do samochodu, kąpiel w zimnym strumieniu i możemy szczęśliwi dusić się w korku do Krakowa.
Nie obyło się bez awantury.
Trochę więcej zdjęć na GEKONACH.
_________________
A ja dalej jeżdżę walcem, choćby pod wałek trafić miał cały świat.
http://summitate.wordpress.com/