Sezon letni w końcu rozpoczęty i u nas!
(Fanatyk i Explorer---Michał i Marcin)
O 3:30 wpadam na Dworzec PKS w Krakowie. Po 5 min podjeżdża autopek, ale co z tego, nigdzie nie ma Michała
Dzwonię…i słyszę:
O kurfa!!! Chyba zaspałem! To co, 4:40?
W końcu dołączył Michał i jedziemy tym 4:40.
Z Palenicy ruszamy równo o 8.00.
Nad Czarnym Stawem krótka ocena sytuacji i decydujemy się iść żlebem, z obejściem progu.
Teren cholernie kruchy, skały zostają nam w rękach. Na dodatek jest tam kilka mniej uczęszczanych ścieżek, które mogą wprowadzić w błąd.
Tak, więc momentami decydujemy się dymać po grzędach skalnych, które są przynajmniej solidne.
Dalej droga jest już oczywista, aż do samej przełęczy. Daje także okazje, żeby podziwiać wspaniały blok szczytowy Żabiej Lalki,
ściany Żabiego Mnicha i Niżne Rysy.
Widoki z przełęczy:
Grań prowadząca na szczyt (I) :
Na przełęczy decydujemy, że na pierwszy ogień pójdzie "Zakonnik". Szybki łyk wody i jedziemy.
Graniówka jest bardzo przyjemna: świetne skały, fantastyczne chwyty. Po max 15min jesteśmy na szczycie.
Nie ma za wiele miejsca, ale za to jakie widoczki!
Robimy kilka fotek póki jeszcze chmury są w miarę wysoko.
Po ok. 20min zaczynamy zejście, które dzięki porządnej skale idzie bardzo sprawnie.
Na przełęczy zaczyna kropić deszcz:(
Decyzja może być tylko jedna,
idziemy dalej!
A dalej zaczyna lać i to konkretnie, dobrze, że teren nie jest już tak dupiasty jak w żlebie.
Ze względu na zmniejszającą się widoczność i śliskie skały nie forsujemy też tempa, po za tym czas mamy dobry.
W pewnym momencie widzimy tuż przed nami W.S. Przełączkę, jesteśmy w domu.
A na przełączce... niespodzianka, stadko kozic z małymi. Tak blisko to jeszcze nigdy kozicy nie widziałem
Na szczyt wchodzimy prosto od przełączki, przez mały komin.
Długo nie siedzimy, bo widoczność zerowa i deszczem ..
Na Białczańskiej decydujemy, że nie będziemy wracać przez Słowację, sprawdzimy czy Mokra Wanta faktycznie jest mokra
(dziwne żeby po deszczu sucha była)
Droga się dłuży strasznie, lekki deszcz daje w dupę. Wanty też nie pomagają, skały wygłaskane i strasznie śliskie.
Ten odcinek daje nam trochę po palić.
Lekko ubabrani docieramy do stawu i potem szybko do Moka, żeby choć chwilę odetchnąć.
Do Palenicy wracamy na 17.45.