Dlaczego z dedykacją dla Istebnej to się okaże na końcu.
Jako że się ostatnio namnożyło relacji wspinaczkowych, więc dla równowagi temat "spacerowy".
Ale nie był to spacer całkiem lajtowy, gdyż pojechałam sobie nawiedzić kurs przewodnicki SKPG na jego przejściu szkoleniowym.
Zaczęło się od tego, że wraz z kilkoma osobami zdecydowałam się na dojazd autobusem, zaś kolega, który jest szefem prowadzącym cały tygodniowy wyjazd a jednocześnie głęboko zaangażowanym Miłośnikiem Kolei jechał z resztą osób trasą Gliwice - Katowice - Cieszyn pociągiem.
W efekcie wyjechali z Katowic o pół godziny wcześniej, dojechali zaś do Cieszyna 40 min. później niż ja.
Pociąg z Katowic do Cieszyna się spóźnił, po porozumieniu telefonicznym kupiłam im bilety, wpadli zdyszani na peron, kiedy pociąg już tam stał (całą drogę między dworcami kolejowymi w Cieszynie polskim a Cieszynie czeskim przebyli biegiem).
Już bez przeszkód dojechaliśmy do Jabłonkowa-Nawsia a stamtąd autobusem do miejscowości Horni Lomna.
Niestety przez pomyłkę wysiedliśmy z autobusu o dwa przystanki za wcześnie.
Ale za to mam zdjęcie takiego ciekawego znaku drogowego:
Po asfalcie uciekło przed nami takie stworzenie (długości ok 20 cm. więc było to jeszcze dziecko)
Nieostrość obrazka wynika z tego, ze tak szybko uciekało a mój aparat wolno łapie ostrość.
Po stromym podejściu osiągnęliśmy przełęcz Murinkovy, gdzie zaczepił nas student z Ołomuńca grzecznie pytając czy możemy wypełnić ankietę na temat CHKO Beskydy potrzebną mu do pracy dyplomowej.
Oczywiście zgodziliśmy się.
Tu nasza ekipa zastanawia się nad ankietą:
Weszliśmy ładnym szlakiem na Wielki Połom, z podszczytowych skałek był ładny widok na pobliską Łysa Horę:
Potem było piwo i pyszna "czesnakova" w schronisku Skałka, przyjemne zejście w popołudniowym słońcu do Mostów u Jabłonkowa, chwila moczenia nóg w potoku i ponowne podejście w kierunku Girovej, gdzie w schronisku mieliśmy zaplanowany nocleg.
Już blisko celu drogę zagrodziło nam (dosłownie - zerwana jest droga ze szlakiem turystycznym) ogromne osuwisko:
Jak słowo daję jeszcze czegoś takiego w życiu nie widziałam.
Z tego co się już później doczytałam osuwisko powstało w tym roku 19 maja, w miejscu znanym jako "Czarci Młyn".
Było tam kilka skałek i małych jaskiń, szlak przechodził poniżej skałek, teraz cały ten teren jest niedostępny.
Ziemne pionowe urwisko ma tak na oko wysokość ze 25 m.
Co tam się spod niego odsłoniło tego jeszcze nie widać, bo przykrywa to roślinność i zwały skotłowanej ziemi.
Dotarliśmy o schroniska, udostępniono nam noclegi po 100 koron w zbiorowej sali (część osób na łóżkach, część na karimatach).
Wieczorem uzupełniliśmy elektrolity (czapują Radegast), zjedli przysmażone na rożnie kiełbaski i stosunkowo wcześnie, bo przed północą poszli spać.
Kolejny dzień rozpoczęliśmy "kursowo" od panoramki ze szczytu Girowej:
Rano też trzeba uzupełnić elektrolity:
Potem panoramka spod szczytu o nazwie (nomen-omen) "Komorovsky Vrch".
Widoczek na Jaworzynkę, w oddali Ochodzita a jeszcze dalej Romanka, Przełęcz Pawlusia, Lipowska i z tyłu Pilsko:
I chwila odpoczynku w Hrczawie (najbardziej na wschód wysunięta wieś czeska, oddalona od innych wsi o ok 15 km, za to tuz przy granicy z Polską i Słowacją):
Za kolejne 2 km doszliśmy na tzw. Trójstyk:
Nic takiego nadzwyczajnego, ale nigdy wcześniej tam nie byłam, więc wypadało wreszcie być.
No i na koniec trzeba było spełnić swój obywatelski obowiązek:
B.