Ostatni raz w Tatrach byłem w styczniu tego roku. Był to zarazem pierwszy zimowy pobyt tatrzański. Potem długo, długo nic i majowy wyjazd w Pieniny. Dłuższy pobyt w górach zbliżał się wielkimi krokami. Z każdym zbliżającym się dniem wymyślałem coraz to nowe trasy. Na tydzień przed wyjazdem ze składu wypadł nam jeden uczestnik. Trudno we trójkę też można. Szóstego lipca 2.45 pobudka i piętnaście minut później wyjeżdżamy w składzie: Ja, Wojtek i Marek. Pogoda na dziś miała być burzowa, ale za to od czwartku ma być lampa. Przed godz 9 dojeżdżamy do Nowej Leśnej, gdzie przez najbliższe kilka dni będziemy wypoczywać po górskich wędrówkach. Po posiłku jedziemy do Szczyrbskiego Plesa. Niebo nad Tatrami niebieskie przeplatane chmurami

.
Parkujemy przed Nowym Szczyrbskim, gość z budki inkasuje 3 EU i o 11.20 ruszamy na szlak. Na początku chwilę asfaltem. Ludzi sporo. Już stąd widać pierwszy jakby nasz check-point - Wodospad Skok.
Wchodzimy w las szeroką kamienistą drogą. Po wyjściu z niego ukazują się piękne widoki skalistych szczytów Tatr jakich mi brakowało. Po lewej Skrajne Solisko, po prawej Skrajna Baszta. O 12.30 jesteśmy pod wodospadem.
Parę chwil odpoczywamy, ja robię zdjęcia. Za progiem ludzi jakby mniej. Idziemy teraz tzw Zadnią Polaną po złomach skalnych. Gdy o 13.40 docieramy nad Capi Staw zmartwił mnie widok zza pleców. Ciemne, kłębiące chmury nie zapowiadają dobrej pogody. Miałem rację. Po chwili zaczyna padać zimny, zacinający deszcz. Już miałem zrezygnować i wracać, ale po chwili wróciły do mnie „pogodne myśli”. Postanowiliśmy przeczekać deszcz. Po 10 minutach deszcz zelżał, teraz tylko lekko mży.
O 14.30 jesteśmy na przełęczy mijając schodzących w dół ludzi (podobno szlak jest jednokierunkowy) i dwa płaty śniegu. Będąc na Koziej Przełęczy myślałem, że nie ma węższej w Tatrach gdzie prowadzi szlak – myliłem się. Wszedłem jeszcze pare metrów wyżej. Pokazała się Wysoka, Mięgusze, Koprowy, po części zalodzony Kolisty Staw i z drugiej strony Wyżni Furkotny Staw na tle Ostrej.
Niżej usiedliśmy na chwilę. Stąd już tylko w dół.
Po drodze na starym płacie śniegu robię „dupozjazd”, obserwuję morze chmur, choć nie jest to takie superaśne ale i tak robi wrażenie. Cały czas kropi deszczyk. Powoli schodzimy wzdłuż Doliny Furkotnej
do magistrali i stamtąd jeszcze pół godz na parking.
Podsumowując dzień: cel osiągniety, 960 metrów różnicy wzniesień, Marka rekord wysokości pobity o 7 m

czas akcji górskiej 6’25 h
więcej zdjęć tu:
http://picasaweb.google.com/robson245/T ... IPIEC2010#
cdn..