Czas wyruszyć znowu w góry. Nasz cel padł na Tatry. A jadę w składzie ja i kolega z pracy, który powoli aczkolwiek systematycznie wdraża się w klimat szwędania się po górach i pagórach. Był już ze mną dwa razy i czuje że to nie był raz ostatni – naprawdę mu się spodobało. Przechodząc do sprawy wyjeżdżamy w nocy z piątku na sobotę. Pięć minut po 7 jesteśmy w Zakopcu.. Pogody na weekend nie nastrajały optymistycznie, a będąc w grodzie Kraka prognozy się potwierdzały. Lecz ku naszej uciesze dojeżdżając na miejsce jest dobrze. Idziemy do marketu „Jagna” coby zaopatrzyć się w odpowiednie „izotoniki”. Potem szybko łapiemy busa i jazda na Łysa Polanę. O 8.30 wyruszamy na szlak. Kto szedł tą drogą wie o co chodzi. Gdyby nie te widoki na Polanie Biała Woda to dwie godziny nudne jak … .
Idziemy powoli – nigdzie nam się nie śpieszy. Na Polanie pod Upłazki posilam się jeszcze zimnym „izotonikiem”. Jakiś czas po Polanie pod Wysoką zaczyna się jako takie podejście. Plecak mi ciąży ale … po pewnym czasie ukazuje nam się Kacza Siklawa. Nasza Siklawa z „Piątki” nie ma do niej startu . Po pierwszym razie, gdy przeszliśmy Litworowy Potok nie wiem dlaczego ale coś mnie poprowadziło prosto

przedzierając się przez kosówkę „błądząc” dotarliśmy nad Zielony Kaczy Staw.
Posiedzieliśmy tam jakiś czas, pojedliśmy jagód – tak wiem nie wypada w Parku Narodowym, ale nie mogłem się oprzeć pokusie. Ok. wracamy na szlak szarpiąc karimatę. Dochodzimy Do Litworowego Stawu,
w którym od roku (co najmniej) pływa łódka ze styropianu. Siedzimy tam jakiś czas i uzupełniamy potrzebne „witaminy”.
Po godzinie postanawiamy wejść na Małą Wysoką. Zostawiamy plecaki schowane w głazach i na lekko ruszamy w górę.
Zmarzły Staw pod grzebieniem już zdążył od 10 – go lipca rozmarznąć. Dochodzimy Na Polski Grzebień, pytam Kuwanę czy chce dalej. Twierdzi, że nie da rady – problemy z żołądkiem. Ok. nie nalegam – byłem przecież tam niedawno.
Schodzimy po plecaki ale na miejscu okazuje się, że jest już późna godzina. (w którym momencie nam ten czas uciekł?) Jako, że plan taktyczny na ten dzień był przejść Rohatkę i spać w Zbójnickiej Chacie mieliśmy śpiwory i karimaty, więc postanawiamy przeczekać noc w kolibie obok Stawu Litworowego. Do łysej na pewno byśmy nie zdążyli przed zmrokiem. Wieczór zbliżał się powoli,
jeszcze wolniej mijały godziny nocne. Krótkie odcinki snu przeplatane pobudkami nie pozwalały zbytnio odpocząć. Odgłos płynącego nieopodal potoku myli mi się z deszczem a szumy samolotów wydawały mi się jak grzmoty w oddali. Wychodząc za potrzebą okazało się że to tylko siedziało w mojej głowie, bo niebo było bezchmurne a tyle gwiazd to ja chyba nie widziałem nigdy. W końcu się rozjaśniło, ale wstajemy dopiero po ósmej. Kuwana uderza głową o niski sufit „o curva!!!”. Okoliczne szczyty spowite są chmurami.
Nie nigdzie mi się nie chce włazić pod górę. Robię parę zdjęć wypijamy po „izotoniku”, zwijamy cały nasz majdan
i schodzimy ku Łysej Polanie. Jak sobie przypominałem powrotna dolinę Białej Wody sprzed roku to…. Jagody po drodze słodziutkie, woda źródlana też niczego sobie.
Jeszcze na koniec musimy podejść na parking w Palenicy i o 13.30 jesteśmy w Kolibecce” obok ronda w Kuźnicach. Tam pyszne pieczone kiełbaski piwko i do domu. Było fajnie i ciekawie. Kuwana pierwszy raz zdobył wysokość ponad 2000 m.n.p.m. i już planujemy następny wyjazd.
Więcej zdjęć tu:
http://picasaweb.google.com/robson245/T ... RPIEN2010#