W oddechu przed następnym wyjazdem w coś wyższego zatęskniło mi się do mojego "odkrycia zeszłego roku" tzn.do Beskidu Wyspowego:)
W piątek dojechaliśmy jakoś do Limanowej skąd wiele przemaszerowałam kilometrów,do teraz czuję tego efekty..było sporo po asfalcie:( chyba przy piwie tą trasę wymyśliłam
Mimo wszystko coś ciekawego po drodze było.
Cmentarz wojenny na wzgórzu Jabłoniec w Limanowej
Cmentarz na wzgórzu Golców:
Uroki Beskidu Wyspowego:
Pogoda zapowiadała się burzowa. Na Mogielicę dotarliśmy już poganiani przez burzowe chmury.Tym szlakiem na Mogielicę jeszcze nie właziłam,i tak sobie myślałam jaki będzie w porównaniu z innymi,i tak po głowie chodził mi tytuł relacji "Mogielica,bo to zła kobieta była";-)
Tam też czekała na nas warszawska koleżanka,która obwieściła,że już się z Mogielicy nie rusza. Zmobilizowało nas to do..wypicia wreszcie upragnionego zimnego piwka (uchowało się w plecakach

) i rozbicia namiotu "u stóp góry"..
Burza nadeszła pod wieczór,przeczekaliśmy ją w namiocie. W nocy tez nieźle lało..a rano było już pięknie:)
Pobudka zaplanowana była na wschód słońca,ulewa pozowiliła nam jednak się wyspać. Ruszyliśmy w stronę przeł.im.Rydza-Śmigłego koło 7 rano.
Widok z góry Łopień:
Zeszliśmy do Dobrej,gdzie udało nam się rzucić okiem na kościółek,i jego wnętrze. Otwarcie było od 10,ale trwały prace porządkowe..piękne stare wnętrze,warto zobaczyć..
Kościółek z zewnątrz:
Z Dobrej szybki transport do Rabki Zaryte,skąd żółtym szlakiem przez Perć Borkowskiego wleżliśmy na Luboń Wielki.
Tam szybkie,zimne piwko..szybkie,bo sporo turystów,i hałasu tyle,że...lepiej pójść dalej
Zeszliśmy do Jordanowa,długim i niezbyt ciekawym szlakiem. Gdzieś tam Tatry się wyłaniały na horyzoncie.
Sama końcówka asfaltem na dobicie,ale w końcu wiedziałam co robię
Powrót do domu zepsutym autobusem relacji Zakopane-Rybnik to jakby masaż za darmo,ałuu!! Fajny wypad,na pewno na jesień wpadnę znów w te okolice,bo je szalenie lubię
