Pierwsza część zeszłoweekendowej wycieczki została już opisana przez Rafała w relacji z Wysokiej:
http://forum.turystyka-gorska.pl/viewtopic.php?t=10361
Wczesnym popołudniem żegnamy się z Raffim, Michałem i Marcinem na Przełęczy Waga. Chłopaki przez Rysy wracają na Palenicę gdzie czeka na nich auto. Ja siedzę jeszcze dobre 15 min na Wadze delektując się widokami na Lodowy Szczyt, który dopiero teraz wyrwał się z okowów chmur.
Po dłuższej chwili schodzę do Schroniska pod Rysami na obfity obiad i najlepszą herbatę na świecie. Nie mam gdzie już się spieszyć, bo do Popradzkiego wcale nie jest daleko, a godzina jeszcze wczesna.
Nad staw docieram spokojnym tempem z wieloma przystankami po 2h. Biorę klucz do pokoju. Okazało się, że nie nie trafiłem najlepiej. W wieloosobowej sali są rodzice z malutkim dzieckiem, które wyraźnie boi się spać w towarzystwie obcych ludzi. Dobrych kilka godzin przewracałem się z boku na bok słuchając płaczu dzieciaka.
Mimo, że położyłem się po ciężkim dniu bardzo wcześnie, nie czuję się wypoczęty wstając o 5.30 rano. Plan, który obmyśliłem poprzedniego dnia jest dość ambitny i dobrą chwilę walczę z lenistwem czy w ogóle wprowadzać go w życie zamiast zawinąć się po prostu komunikacją zbiorową na drugą stronę gór. Strasznie czułem w kościach trasę z poprzedniego dnia. Stwierdziłem jednak, że zbyt rzadko jestem w Tatrach i mam tu za daleko żeby marudzić. Zbieram się i po chwili ruszam asfaltem w dół do elektriczki. Łapię jeden z pierwszych kursów i przed 8 rano wysiadam w Tatranskiej Poliance.
Początkowo idzie mi się źle, ale wiem że wystarczy się rozruszać. Udaję się w kierunku Doliny Wielickiej i droga do schroniska zajmuje mi około półtorej godziny. Nie spotykam ani jednej osoby. Pogoda jest średnia, ale pocieszam się że chmury nie otuliły jeszcze wierzchołka Gerlachu.
Schronisko omijam szerokim łukiem nie przystając nawet na chwilę. Pierwszy raz jestem w tej dolinie i obserwuję otoczenie. Po pokonaniu progu docieram do górnego piętra z Długim Stawem i położonym nad nim Żlebem Karczmarza. Stożek piargowy jest potężny a próg żlebu robi nieprzyjemne wrażenie. Pogoda coraz gorsza, nie wiem czy zdążę załapać się na jakiekolwiek widoki. Zmęczenie już pod Polskim Grzebieniem daje się we znaki, a wiem że nie mogę za bardzo zwlekać - po zejściu do Łysej czeka mnie jeszcze 5h jazdy samochodem. Na przełęczy niewiele widać i chwilę zastanawiam się czy w ogóle wchodzić na Małą Wysoką. Ale skoro już tu jestem...
Zostawiam plecak w okolicach siodła i ruszam. Na górze czeka mnie miła niespodzianka. Chmury jednak nie są tak gęste i co chwila odsłaniają się kolejne doliny. Otoczenie Staroleśnej robi niesamowite wrażenie. Wyobrażam sobie, że przy lepszej pogodzie widok musi być stąd bajkowy. Ale i tak nie ma co narzekać - widać dokładnie Jaworowy, Lodowy i Pośrednią Grań. Staroleśna na wyciągnięcie ręki, podobnie jak potężny Gerlach naprzeciwko. Na chwilę odsłaniają się wierzchołki Wysokiej, na której walczyliśmy dobę wcześniej.
Aura mówi jednak stop i chmury zaczynają się przewalać wokół mnie. To definitywny koniec widoków na dziś - ale i tak było super.
Schodzę na przełęcz, zabieram plecak i kieruję w dół w kierunku Białej Wody. Mijam Zmarzły i Litworowy Staw. Ten drugi podobno jest ładnie położony, ja niestety tego nie zweryfikuję. Po chwili ukazuje się Kaczy Staw o ładnym kolorze wody. Cudo.
Kilka osób mija mnie po drodze. Trochę późno idą jeśli zamierzają dotrzeć na Polski Grzebień. Dochodzę w końcu w okolice taboriska. Teraz będzie już z grubsza płasko. Jestem mocno zmęczony a tu jeszcze chyba z 10 km drogi. Biała Woda ciągnie się jak smród po gaciach. Na ostatnim odcinku odpoczywam już co 10-15 min drogi. W końcu parking. Cała droga z Tatrzańskiej Polanki zajmuje mi niecałe 8h.
2 dni - 2 razy całe Tatry w osi N-S. Na jakiś czas mam dość. A na Małą Wysoką muszę jeszcze wrócić. Jak będzie lepsza pogoda.