Po zejściu z na camping w Randzie, zgodnie z prognozami pogoda się załamuje. Całą noc leje dość obficie, leżąc w śpiworze z niepokojem myślę o tym ile świeżego śniegu dowali i jakie po tych 2 dniach będą warunki na górze.
Od tego zależy sens porywania się na główny cel naszego wyjazdu.
Za dnia na dole jest w miarę znośnie, lekka mżawka lub przerwa w deszczu umożliwiają nam spacer do Täsch w celach informacyjno-rozpoznawczych. Po 2 dniach przychodzą od chłopaków optymistyczne prognozy, będzie chłodniej ale słonecznie. Nie chcemy tracić czasu na zmianę doliny i podejścia ,zatem decydujemy się na łatwy cel w pobliżu,aby obadać stan pokrywy śnieżnej i zaplanować dalszy pobyt w górach. Wybór pada na Breithorna w wersji „super light turistas”, czyli kolejką na Klein Matterhorn i stamtąd jakieś 2godziny podejścia na szczyt :alien: Bilet strasznie wali po kieszeni ,zakupujemy go na campingu, gdyż uprzejma Pani przy okazji rejestracji poinformowała nas, że istnieje taka opcja , tańsza od zakupu przy kasie kolejki w Zermatt o 12 franków.
A zatem wywalamy po 78 franków z bólem serca

Musimy podjechać do Zermatt pociągiem z Täsch (cena 7,60Fr w jedną strone) o 6.20, gdyż busiki z campingu w Randzie do Zermatt odjeżdżają dopiero o 8.00,a my chcemy zdążyć na pierwszy wagonik kolejki na Klein Matterhorn o 7.15.(przy okazji cena busika 7Fr,a więc taniej niż pociąg i nie trzeba dymać do i z Täsch na piechotę 30min).
Wreszcie stajemy pod stacją kolejki, a tam już kręci się parę osób objuczonych sprzętem, jak wygłodniałe wilki, mają niemalże wypisane na twarzy ”okno pogodowe!”.Mimo to zerkamy na tablice ze wskaźnikiem temperatury na górze z pewną taką nieśmiałością…jest –9C
Nagle wszyscy nieruchomieją i rozdziawiają gęby...”o ku….a!”, nad Matterhornem wschodzi słońce.

Podróż trwa dość długo ok. 45 min, a za szybą niezmiennie ośnieżony ,biały Matt. Człowiek niby czuje się osaczony jego ciągłym widokiem, ale co tu dużo gadać, zerka i wzdycha podświadomie..
Na górze urządzamy sobie szybkie wyjście na wierzchołek Klein Matterhorna po stalowych konstrukcjach. Jak się patrzy na te wszystkie zabudowania i infrastrukturę na górze to jakoś cały smak gór pryska…W duchu tęsknie za naszym biwaczkiem pod Alphubelem ,ale jest szansa ,że niedługo przeniesiemy się znów na łono natury. Choć z drugiej strony nie jesteśmy tu dla przyjemności!
Ze szczytu Klein Matterhorna znów widok Matta ,ale trochę z innej perspektywy:

No to czas zacząć spacer, na trasę wyruszyły już przed nami pierwsze „tramwaje”. Idzie się bardzo fajnie, nareszcie słońce zaczyna coś grzać, bo to oziębienie ,nie powiem, konkretne było. Z drugiej jednak strony to dobrze wróży naszym dalszym planom.

Po ok. 2 godzinach docieramy na kopułę szczytową. Niby droga prosta, ale grań dość eksponowana i wąska, no jest gdzie polecieć.

Tym bardziej, że zaczyna robić się tłoczno i trzeba patrzeć pod nogi przy mijankach co by w swoją lub czyjąś linę się nie zaplątać albo nie wleść na mniej pewny śnieg. Ogólnie świeża warstwa to ok. 20-30cm,a pod spodem stary, twardy beton.
Na szczycie w całym tym rozgardiaszu szybko cykamy fociaka.

Nareszcie nie jesteśmy jedynymi babami ..dołącza do nas wesoła kobieca trójka z Niemiec. Schodzimy inną drogą -wschodnią granią Breithorna. Bardzo ciekawy i ekscytujący odcinek.Obie z Anią mamy uśmiechnięte banany , stwierdzamy, że to najprzyjemniejszy prezent jaki mogła nam ta góra zaoferować od tej strony

Podczas zejścia zaczyna się chmurzyć. My myślimy jeszcze po cichu o podejściu lodowcem w kierunku Polluxa a właściwie schronu-bivacco Rosi e Volante pod Roccia Nera (4075m) w celach rozpoznawczych na poczet przyszłej działalności na tym terenie, ale chmury robią się tak gęste, że za chwilę wszystko nam się zakrywa mgłą i tylko czujemy jak słońce pali po twarzy.

Z daleka jeszcze rzut oka przed zachmurzeniem na Castora

Schodzimy do stacji kolejki ,siedzimy chwilkę w kafejce zajadając potworną sałatkę na spółkę a na zewnątrz mleko i przelotny opadzik śniegu. Współczujemy tym, którzy właśnie teraz docierają tu kolejką za 90Fr
Zjeżdażmy na dół i wszystko wraca do normy wraz z wysokością… Teraz podziwiamy wspaniałą północną ścianę Breithorna. Z tej strony jest przepiękny!

Wracamy do Randy busikiem z Zermatt i urządzamy suszenie. Poznajemy naszych sąsiadów z Turcji ,którzy właśnie wracają spod Matterhorna ,na którym przeżyli ciężki kibel z poniedziałku na wtorek.
Oj dostali chłopcy w d..ę.

Słuchamy tych opowieści ,wyciągamy się na karimatach na zielonej trawce i chłoniemy ostatnie promienie słońca. Zostajemy poczęstowane bananami i suszonymi figami.
Następny dzień to już ciężkie tyranie z domem na plecach..i smak całodniowego podchodzenia, ale to już inna historia.
http://picasaweb.google.pl/iwonka.stank ... a09092010#EDIT:
Aktualny link do zdjec
https://photos.app.goo.gl/j8Xz93yjC1LKiq613