A ja napisze o swojej podróży. Nie wazne kiedy.
Jechalem stopem ze wspaniala dziewczyna na wschod Polski. Chcielismy sie dostac do malej wioski miedzy Lublinem a Zamosciem. Przedostatni odcinek pokonalismy juz PKS`em. Dalej nie bylo juz czym sie dostac - zostało nam raptem 6 czy 8 km drogi - byl juz wieczor. Siedzac na lawce i zbierajac sily "na dalsza droge" zatrzymal sie przy nas samochod z mlodymi ludzmi a widzac namiot itd zapytali sie czy nie podwiesc nas. Dostalismy sie na miejsce - to co chcilismy objerzec bylo wspaniale. Po wszystkim postanowilem odnalesc ludzi ktorzy nas podwiezli (jeden z nich wysiadl razem z nami) - powod byl prozaiczny -jedzenie zostawione w bagazniku. Spotaklem go a wraz z nim jego zone, ktora z rozpuszczonymi wlosami z koralami i przepaska (materialem przewieszonym z ramienia na biodro) stala obok niego. W "przepasce" bylo 3 tygodniowe malenstwo. Po 5 minutach rozmowy zaproponowali nam zebysmy sie rozbili u nich . Impreza trwala do 1 w nocy a oni poszli duzo wczesnij (ich dom byl jakies 1,5km z tamtad). Spalismy u innych gospodarzy. Rano przyszlismy do nich. Okazalo sie ze wlasnie z ich drewnianej chaty wychodzila inna grupa ludzi. W sumie wieczorem rozmawialismy z nimi moze 20 minut -moze nie- ale gdy nas tylko zobaczyli zaprosili do srodka powiedzili zeby czestowac sie wszystkim czym maja. Dom przestronny, a cieplo jakie tam bylo i szczera milosc niesamowita. Jak potem opowiadali nocowali tam wszystkich, ktorzy zblodzili do tej wioski - "bo tak trzeba" w ogrodzie, w domu, na poddaszu jak sie dalo. Nigdy tego nie zapomne. Lecz to nie koniec podrozy . Wracajac trafilismy do wiekszego miasta, aby lapac stopa (a byl juz wieczor) postanowilismy wyjechac PKS`em do 1 wioski na trasie wylotowej zeby „lapac stopa od nastepnego rana”. Pech chcial ze kierowca w PKS sie nie mial pojecia gdzie chcemy jechac

. Rozgorzala dyskusja na prawie caly autobusu i gdy w koncu powiedzilismy ze nam nie chodzi o ta wioske tylko o miejsce "na stopa" prawie przez glosowanie wybrano nam najleposze miejsce. Kupilismy tam bilety lecz po 5 minutach jazdy odwrocila sie do nas kobieta i powiedziala ze jesli chcecie "to kupcie bilet do konca - przenocujecie u mnie". Nocowalismy w bloku we wspanialej rodzinie dostalismy kolacje, wykompalismy sie, mielismy swoj pokój a rano sniadanie i nawet cos na droge. Mowicie niemozliwe zeby po 5 minutach znajomosci ktos zupelnie obcy zaprosil Cie do domu i ugoscil tym co mial najlepszego? A ja mowie ze to mi sie przydazylo, nie bylo to bynajmniej 100 lat temu - a tych ludzi bede pamietal chyba do konca zycia.
Czy bylo tylko rozowo. Jasne ze nie (podczas podrozy udalo mi sie starcic dowod osobisty-czy zgubilem czy ktos pomogl nie wiem) a i pare innych zeczy tez sie zawieruszylo. Ale TAKICH ludzi jakich spotkalismy zycze wszystkim. Badzmy dobrzy dla siebie - bo to pomaga wierzyc w ludzi.
senior
PS wezcie czasem na stopa jakies biedactwa co z namiotem i karimata skacza gdzies na poboczu - mysle ze wiekszosc z nas pamieta jescze jak sama jezdzila - niech i mlodsi tez maja to szczescie
