Byłam na kursie w "Samotni" wprawdzie dawno (1990), ale program się chyba zasadniczo nie zmienił.
Trudno mi porównywać z Tatrami, bo nie byłam na kursie w Tatrach
Jak każdy taki kurs daje tylko absolutne podstawy i raczej polega na tym, że wykazuje jakie ogromne braki się ma.
Potem trzeba te braki sukcesywnie uzupełniać - już samemu.
Na "moim" kursie były podstawy asekuracji, wspinaczka z zastosowaniem śrub lodowych, ćwiczenia w zjeżdżaniu na linie, hamowanie czekanem itd. Kurs trwał 5 dni. Mi zasadniczo za wiele nie dał, bo już przedtem dość sporo chodziłam zimą po Tatrach. Trochę wspinaliśmy się po skałach w otoczeniu stawu, teraz o ile wiem - już nie wolno tego robić.
Bardzo dużo zależało od grupy, z niektórymi instruktorzy szybko "lecieli" na przód , z niektórymi - jeśli sobie gorzej radzili - szło to wolniej.
Potem był 2-dniowy kurs lawinowy, tylko wtedy (rok 1990) nie było jeszcze w powszechnym użyciu piepsów, więc nie mieliśmy ćwiczeń z piepsami, a tylko z sondą, przekrój śniegu itd.
Na kolejnym kursie lawinowym byłam kilka razy znacznie później przy całkiem innych okazjach.
W Samotni da się prowadzić szkolenia tak samo jak w Tatrach, bo zasadniczo polegają one na kopaniu się w śniegu w bliskiej okolicy schroniska i zjazdach na krótkich, bezpiecznych stokach. W Tatrach jest mniej więcej tak samo.
A jak już się trafi na lawinową "4" to ćwiczą tylko 100 m od "Betlejemki"
Najwięcej zależy od "jakości" i umiejętności szkoleniowych instruktora prowadzącego i to jest absolutna podstawa na wszystkich kursach !
O ile wiem to kolega jacob.p.pantz był tam (tzn. w Samotni) na kursie jakieś 4-5 lat temu (???), może coś napisze o bardziej bieżących szkoleniach.
Pozdrowienia
Basia
P.S.
Tak prawdę mówiąc pojechałam na ten kurs z ciekawości, a poza tym dzięki jakimś dotacjom (był to pierwszy kurs organizowany dla przewodników) miałam ten kurs i cały pobyt prawie za darmo, o ile pamiętam płaciłam tylko za zakwaterowanie, nawet jedzenie nam fundowano i całe szkolenie też - więc skorzystałam.