Rohu napisał(a):
Moim zdaniem raki na Babiej to zdecydowanie przerost formy nad treścią.
Oczywiście pod warunkiem, że nie idziesz Percią Akademików, bo tam mogą się przydać.
Niby tak, też miałem takie samo zdanie. Do czwartku, kiedy to podchodziłem z Krowiarek. Ścieżka w lesie o 8 rano to było jedno wielkie lodowisko. Moja Żona po 200 m powiedziała że ma to gdzieś i zakłada raki. Stwierdziłem że co mi tam, i tak nikt mnie nie widzi i robię to samo. Z miejsca ruszyliśmy dwa razy szybciej. Żadnych rozjeżdżających się nóg, żadnego zsuwania się, najzwyklejszy marsz pod górę. Od Sokolicy były niby mniej potrzebne, ale z wygody już do szczytu ich nie zdejmowaliśmy. Wszystkie bardziej strome miejsca mimo oblodzenia przechodziło się z palcem w d... na wprost, a widzieliśmy po śladach, że idący dnia poprzedniego kombinowali gdzieś bokami, stawiali stopy bokiem, były nawet podrąbywane stopnie. A my prosto "na rympał". Trzeba jednak przyznać że warunki były specyficzne, bo był albo zupełny lśniący lód, albo beton ze zlodowaciałą powierzchnią. A w dół to niemal bieg, z przerwą na Sokolicy doszliśmy do Krowiarek w godzinę. Nie chcę myśleć ile gleb by nas czekało bez raków
Pierwszego dnia w Tatrach, w niedzielę, schodząc z Hali Gąsienicowej odpięliśmy raki koło Murowańca. No bo przecież "nie będziemy robić z siebie idiotów i iść w nich przez Boczań". Na Skupniów Upłazie było ślisko, ale dobrze. Koszmar zaczął się już w lesie na Boczaniu. Taka sama polewa, z tym że przyprószona świeżym śniegiem, tak że nie było widać gdzie jest lód, a gdzie nie ma. Żona wywinęła tylko malowniczego orła, natomiast ja ponadrywałem sobie wiązadła w kolanie, jak noga mi "uciekła" w bok. Ból taki, że gwiazdy zobaczyłem i mi się niedobrze zrobiło. Ale że to nie pierwszy raz (sport się kłania), więc zacisnąłem zęby i skuśtykałem w dół, tyle że 3 razy wolniej i ostrożniej. A potem cały wyjazd kolano podciągnięte wodą, bolące, spuchnięte. Dziś jak wyszedłem pobiegać to 5-6 km i grzecznie do domu

bo boli i kolano i mięśnie które jakoś inaczej muszą pracować. Teraz w takich warunkach nigdy nie zdejmę raków bo "głupio iść w nich w lesie".
Widziałem jednak na tej Babiej panią, która weszła w rakach i ... z czekanem. Po co jej czekan idąc od Krowiarek to nie wiem, ciężko się na tej "stromiźnie" nim posługiwać.
_________________
Maciej Łuczkiewicz
http://naszegory.info - nasza strona o górskich wyprawach
http://czarnobyl1986.info - moja strona o wyprawach do "zakazanego" miejsca