Witam Państwa.
Ostatni weekend umiliłem sobie chodzeniem po górach. Zwanych Niżnymi Tatrami. Trzy ( prawie ... ) dni chodzenia, trzy szczyty ( POWYŻEJ 2000 M !!!!!!!!

) zdobyte ( jeden metodą obleżniczą, drugi też, trzeci wzieliśmy z marszu ), Tri Vody prawie na koniec. Nas było 9 sztuk czyli trzy razy trzy. To znak tylko nie wiem jaki.
Wycieczka turystyczna zaczyna się w piątek z rana. Dla mnie w Żywcu. Podjeżdząją dwa bolidy, pakujemy się do jednego i w cztery osoby ruszamy na Liptowski Mikulasz. Za oknami milusio. Pogoda bardzo sympatyczna i turystyczna. Nawet zdjęcie z tej okazji zrobiłem :
Jedziemy, w Liptowskim znajdujemy parking i idziemy na ichniejszy dworzec autobusowy. Tam już czeka pozostała piątka uczestników dramatu. Wnikamy w autobus na Przełęcz Czertowica. 1200 metrów z hakiem. Cena biletu z bagażem 2, 60 euro. Droga kręta i przyjemna. Cena piwa w lokalu na Przełęczy 1, 20 euro. A takie coś stało obok drogi:
O równej 12 opuszczamy lokal i wchodzimy na czerwony szlak, który tego dnia miał nas zaprowadzić do Chaty gen. Stefanika ( a potem dalej ). Domek leżakujący tuż nad szczytem Babiej Góry. Oczywiście o wysokość chodzi. W pełni słońca ruszamy radośnie. Coś było widać więc zdjęcia robiliśmy:
Dochodzimy do góry o nazwie Rovienky, 1602 metry nad poziomem morza. Tam przerwa, rzut oczyma na wyłaniający się z chmur ( ano pojawiły się ) Dumbier - cel tego dnia ( po zameldowaniu się w schronisku ). Najwyższe bydle tego pasma górskiego - 2043 metry :
Po zasłużonym odpoczynku ( koleżanka właśnie obchodziła urodziny ) idziemy dalej. Przełęcz - podejście - przełęcz - grzbiet - przełęcz - schronisko. To tak w skrócie. Stefanika osiągamy po 210 minutach marszu i odpoczynków. Wita nas karabin maszynowy:
W schronisku otrzymujemy ośmio osobowy pokój. 14 euro od mordy. Ze śniadaniem. Kilka wersji śniadania do wyboru. Co do innych kulinariów to gulaszowy kociołek był po 2, 50 euro. Po szybkim posiłku ruszamy w wersji lekkiej i szybkiej na Dumbier. Ja np. niosłem napój i aparat. Panie Ali co pan na to ? Lekko jak lekko ale chmur od groma. Pogoda robi się zwykła. Znaczy się kichujowa. Na szlaku tłumy. Czyli kamziki i my:
Szlak dochodzi do rozstaju szlaków ( na drugi dzień też to miejsce odwiedzimy ). Po drodze po lewicy mamy łagodne stoki, zielone, brązowe, kosodrzewinowe. Po prawicy złomy, kozice i drobne kamyki. Takie altankowate. Od rozstaju zaczyna się milusi widok na lewo. Taki tatrzański. Urwiska, płaty śniegu w żlebach, skalista rzeżba. I kamziki:
W cudnych okolicznościach pogodowych wnikamy na szczyt:
Jak widać nic nie było widać. A ponoć ładnie z niego widać. Zaczyna padać. Dosyć ostro. I jeszcze wieje. Akurat w tym momencie pisze do mnie Matragona z pytaniem o pogodę. Dobrze trafiła

. Na koniec piątku jeszcze jedno zdjęcie :
Deszczowy powrót do schroniska a tam typowe zachowanie turystyczne. Woda gorąca od 20. Tak napisane było na kartce. Nie wierzcie w to ...
Dobranoc Państwu.
Sobota wita nas mgłami i biegającymi chmurami. Śniadamy o 7 ( można wybrać godzinę śniadania ), pakujemy się, unikamy kłów wygłodniałego psa i ruszamy. Długa droga daleka przed nami. Pierwszym celem dnia miała być Kamienna Chata ( 2 000 metrów ) i Chopok. Później Deresze, Sedlo Polana i dalej ... Skończyliśmy w Chacie. Poziomo padający grad i pomruki w oddali skutecznie zweryfikowały plany. Widoczność momentami była taka, że wypatrywałem czerwonych znaków na kamieniach. Bo nic innego nie było widać.
Tak więc nic nie widząc nagle zobaczyłem takie coś :
To łazienka z sauną wystawiona przed Kamienną Chatą. Wnikamy na pustą jadalnie i myślimy co dalej. Na odpowiednie tory myślenia kieruje nas burza za oknem. I milusi grad pukający w okienka. Czasami tak padało z niebios, że człek zastanawiał się czy iść do ubikacji na polu. Jedynej. Nie ma co za dużo mysleć - trzeba pytać o nocleg. A schronisko to ma 22 ( 25 ? ) miejsc leżakowych. No i pospaliśmy sobie na podłodze w jadalni. 10 euro od osobnika. Tak jak za łóżko. Co do noclegów to i w Stefaniku i w Kamiennej są zniżki na Alpen. W Kamiennej z kartą 7, 50 euro, w Stefaniku nie wiem. Gulasz z knedlikami 5 euro, wyprażany ser z szynką, frytkami i sałatką 6 euro, zupy około 2 euro. Pół litra cudnej herbaty 1, 50 euro. Piwa zwykle nie pijam więc ceny nie znam. W międzyczasie wnikają turyści. Masowo. Wyglądają jak wodospady. Makabra po prostu. Mała sala całkowicie się zapełnia. Pojawia się również grupa wódko pijaczy słowackich. Byli cudni. Średnia wieku 55 lat, wyglądy weteranów 45 lat walki z alkoholem i straszliwe głosy. Wzruszająca była scena jak na stojąco, ze łzami w oczach zaśpiewali hymn Słowacji. Tak się wzruszyli, że dwóch siadając nie trafiło w stołki. Pili dalej. My w sumie też. Okno pogodowe pojawiło się w okolicach godziny 17. Oto co wyszlo z tego fotograficznie :
Później znajomi wtoczyli się na Chopoka ale mi się nie chciało. Mgła, mokro, wrednie, zimno. Po kiego się umęczać. Około 22 chatar pogonił łóżkowiczów do łóżek, nam wydał koce, wyciągneliśmy śpiwory i poszlismy spać. Ale nie od razu.
Dobranoc Państwu.
Niedziela wita nas słońcem, błękitnym niebem, bezwietrzną pogodą i milutką temperaturą. Tak mi się śniło. Rzeczywistość była normalna. Zero widoków i mgła unosząca się na wietrze. Ale czekajcie a będzie Wam dane. Śniadamy. Odradzam jajecznicę z trzech jajek i chleb ( 2, 50 euro ). Zawiera cebulę. Parówki po 2 euro ( ? ) były lepsze. I czas coś zdobyć. Czyli Chopka - drugi szczyt tych gór. Ze schroniska idzie się na niego ... 4 minuty. Mam z tej okazji plan. Przyjdę tam, zamelduję się w schronisku i wejdę 25 razy w ciągu dnia na szczyt. Wszyscy czasojebcy z Orlej będą mogli mi wtedy skoczyć.
A oto co było nam dane widzieć ze szczytu:
Jak pewno się domyślacie były to ostatnie podrygi słońca ... na jednym ze zdjęć widać Krywań, Gerlach i Dumbier. A to ujęcia szczytu i okolic:

Oczywiście na Chopok weszlismy również bez zbędnego obciążenia.
Żegnamy się ze schroniskiem i ruszamy na grań. Jako cele Deresze i Przełęcz Polana - dla wszystkich, i dalsza trasa "na czerwono" dla pięciu sztuk. Oto co było widać :
Na Przełęczy rozstanie. Cztery sztuki, w tym ja, w dół przez Tri Vody do Jasnej Doliny Demianowskiej. Cześć szliśmy Ścieżką Dydaktyczną. Pozostała piątka miała urlopy w poniedziałek więc ruszyli dalej. Do niejakiej Utulni. Twierdzą, że coś widzieli po drodze. My widzieliśmy takie coś :
Staczamy się do cywilizacji. Wyciągi, kolejki, hotele i przystanek autobusowy. Do LM 1, 35 euro z bagażem. A za oknem słońce ... W Liptowskim przełazimy na dworzec kolejowy i jedziemy do Rużemberoka. 1, 18 euro. Pociąg jechal szybko i równo. Oto co było widać za oknem:
W Rużemberoku pakujemy rzeczy do grzecznie stojącego od piątku POLONEZA i idziemy objadać się. W lokalu dworcowym dwudaniowy obiad 3 euro. Można i tak. Nawet z tej okazji piwo wypiłem. Lane , 1 euro. Teraz czas na krążownika szos. Ruszamy na Polskę. Przez Jurgów wtaczamy się do Ojczyzny. Z racji , że aparat zaczął świecić na czerwono zdjęcie z jazdy zrobiłem jedno :
Jedziemy do Nowego Targu. Ja do 20.30 poczekam na autobus a znajomi pojadą do Nowego Sącza. W międzyczasie idziemy nad Biały Dunajec. Oto efekty zdjęciowe znad brzegu rzeki:
I to by było na tyle. Do Żywca dotarłem o godzinie 22.30.
Dziękuję za uwagę.