Środa (3 sierpnia)
Razem z Łukaszem i Michałem lądujemy w Białej Wodzie.
Pogoda bardzo dobra. Plecaki w . ciężkie!
W końcu dobijamy jakoś do schronu i bierzemy nocleg (5e z własnym worem).
Przepakowanie i ruszamy dalej.
Dolina Jagnięca, kozice na lewo i prawo:
Na przełęcz idzie się dobrze i szybko. Niestety pogoda zaczyna się, delikatnie mówiąc, pierdzielić.
Wszystko paruje, ogarnia nas mleko (niestety nie kozie).
Na przełęczy przyzbrajamy się i zaczynamy grań na pierwszy tego dnia szczyt.
Schronisko nad Zielonym Stawem z Jastrzębiej Turni
Kilka fotek i jedziemy dalej przez Jastrzębią Grań, Czerwoną i Modrą Turnię:
Ostatecznie kończymy na Kołowym, skąd przez Jastrzębią wracamy na upragniony spoczynek.
Jak się okazało materace posiadały funkcję masażu, zwłaszcza do północy...
Czwartek (4 sierpnia)
Wstajemy wraz ze wschodem słońca.
Pogoda jak dnia poprzedniego (na początku), idealna.
Zasuwamy dzielnie po łańcuchach, żeby w końcu zagłębić się w czeluście Dzikiej.
Witają nas takie widoki:
Kierujemy się w stronę złowieszczej Drabiny.
Łukasz wychodzi na prowadzenie. Drabina mu nie straszna, w końcu to strażak
Grań od Durnego po Spiskie niczego sobie:
i wczorajszy Kołowy:
Po odpoczynku, zaczynamy zabawę.
Na Małej Papirusowej Turni:
Pogoda zaczyna się pogarszać, momentami gęste mleko.
W porywach wiatru robi się na prawdę zimno.
Wejście na Pośrednią Papirusową Turnię:
Później trzeba było tą samą ścianką zejść na przełączkę między wierzchołkami (ciepło), żeby kontynuować drogę bez zjazdów
z przewieszonego wierzchołka.
W końcu na Wielkiej Papirusowej Turni:
Trzeba jeszcze jakoś zejść do przełęczy, komin:
Na Czarnym zbyt wiele nie widać, ale czasem się przejaśnia.
Nasza granióweczka odsłoniła się na chwilkę:
A tu troszkę inne klimaty, z drogi powrotnej