Piątek (05.08.2011), 7.30 wyruszam do Berlina. Po drodze zabieram Krzyśka i jedziemy razem na lotnisko. Bileciki, bagaże, lot i lądujemy w Genewie. Do Les Houches docieramy za pomocą firmy Alpybus, która podwozi nas pod samo miejsce zamieszkania. Logujemy się do pokoju i idziemy na zakupy i zobaczyć miasteczko. Następnego (sobota) dnia przylatują nasi znajomi z UK i jedziemy się z nimi spotkać w Chamonix. Wcześniej urządzamy sobie treking po okolicy wchodząc do pośredniej stacji kolejki na Aiguille du Midi.
Tam konsumpcja i schodzimy w dół na spotkanie. Następnego dnia (niedziela) jest plan wjechać na Aig, lecz wieje strasznie i wyciąg nie działa. Robimy więc aklimatyzację w barach
Poniedziałek – jedziemy do St. Gervais La Fayet, gdzie wsiadamy do tramwaju TMB.
Jedziemy up. Na górze pogoda nieciekawa, ubieramy się cieplej i maszerujemy do schroniska Tete Rousse. Tam nocleg w pokoju.
Wtorek – śniadanie, wyjście i zaczynamy podejście pod Goutera. Śnieg zmrożony, dobrze się idzie, w kuguarze cisza.
Dochodzimy do Goutera, jedzenie i szukanie optymalnego miejsca na późniejszy nocleg na glebie.
Środa – 1 w nocy, pobudka, szaleństwo, ludzie krzyczą biegają, jedzą śniadanie – ogólnie niezły burdel. Bierzemy też czynny udział w tym zamieszaniu. Ok. 3 wychodzimy up. Widok piękny, sznur czołówek, w dole Chamonix – cudo. Wieje niemiłosiernie. Zimno jak cholera. Mamy w rękawiczkach ogrzewacze chemiczne. Dochodzimy do Vallota, tam już mnóstwo ludzi.
Cześć już zawraca, bo nie ma jak iść – tak wieje. My czekamy w tym syfie do 9, sytuacja się nie zmienia i też rezygnujemy. Wracamy do Goutera, snujemy się, śpimy na ławce, jemy, pijemy herbatę. 3 osoby od nas rezygnują i schodzą do Tete. My postanawiamy powalczyć dalej. Jest nas 3 i poznajemy 2 chłopaków z PL. Decydują, że spróbują atakować z nami. Kolejna noc w Gouter.
Czwartek – wychodzimy, startujemy o 8 rano. Pełen Sun, temp super. Idzie się dobrze. Tempo dobre. Rest pod Valotem.
Chłopaki (Marcin z Tomkiem) decydują że idą dalej. No to idziemy. Droga fajna, widoki rewelacja. Szczytujemy razem
Na szczycie spotyka mnie tragedia, odkładam plecak, wyjmuję aparat, wieje wiatr i zwiewa mi plecak na włoską stronę. Ku…wa, co ja teraz zrobię. W plecaku dokumenty, kasa, karty, ciuchy ciepłe. Zostałem tylko w tym co miałem na sobie. Nie czuje radości z wejścia. Idziemy na włoską stronę, może go widać, może się gdzieś zaczepił. Niestety, brak śladów. Wchodzimy powrotem na Mont Blanc i schodzimy w stronę Goutera.
W Gouterze mówię co się stało obsłudze – oni na to - ciesz się że żyjesz, to tylko sprzęt, kupisz sobie nowy. Tomek pożycza mi swój mały plecak, pakuję do niego to co miałem w depo w Gouterze, czyli śpiwór i matę + jakieś pierdoły.
W kuluarze jakaś akcja ze śmigłowcem była.
Bez humoru schodzę do Tete, tam waletuje na podłodze. Chłopaki oferują mi że mnie z sobą zabiorą do PL i pożyczą kase na żarcie. Ratują mi dupę. Jeszcze raz WIELKIE DZIĘKI.
Piątek – schodzimy do tramwaju, ja mam bilet w plecaku…czyli gdzieś we Włoszech. Musze iść z buta do Bellevue, z tamtąd w dół do Les Houches. Schodzimy na dół, pierwszy sklep – jedzenie i picie. Tomek z Marcinem już czekają w CHMX z zaklepaną kwaterą. Spotykamy się z chłopakami, logowanie na kwadracie i zakupy.
No i zobaczyłem słonia w Chamonix - może to na szczęście
Sobota – ja wraz z Tomkiem i Marcinem jadę do PL, Krzysiek zostaje do niedzieli, bo ma zaklepany lot na niedzielę. Też miałem z nim wracać, ale bilet mam po włoskiej stronie MB
Reasumując wyjazd bardzo udany, team dobrze zgrany i dobrany. Dziękuje Wam wszystkim*, że mogłem z Wami spędzić super czas w takim super miejscu.
*Krzysiu, Asia, Basia, Ray, Tomek i Marcin oraz Michał