Jako że pierwsze kroki na forum mam już za sobą nabrałem odwagi na pierwszą relację
Od dawna planowaliśmy aby w wakacje uderzyć większą grupą w góry ale praca 'na grafik' powoduje, że zgranie terminów dla kilku osób graniczy niemal z cudem. W końcu udało się - termin: sierpniowy długi weekend, cel: Beskid Żywiecki.
Dzień 1
W piątek wstajemy przed świtem i o 4.40 wraz z P. i W. jesteśmy już w pociągu z Białegostoku do stolicy. W Warszawie łąpiemy kolejny pociąg i w okolicach południa jesteśmy w Krakowie. Jak na razie podróż marzenie - w przedziałach mało ludzi, zero opóźnień. Chwilę po znalezieniu odpowiedniego peronu podstawia się nasz ostatni tego dnia pociąg Kraków - Zakopane. Ładujemy się do środka, zajmujemy miejsca i obserwujemy z każdą chwilą skład pęcznieje od turystów. W Makowie Podhalańskim ku uciesze współpasażerów zwalniamy swoje miejsca i pakujemy się do busa - kierunek: Zawoja. Zaraz po 15 jesteśmy już w 'Hance'. Cisza i spokój - poza nami chyba nikogo nie ma.
Zostawiamy rzeczy, ładujemy do plecaków wodę i parę innych pierdół i wychodzimy. W czasie jazdy pociągiem uznajemy, że zaraz po przyjeździe robimy małą rozgrzewkę przed sobotnim podejściem na Babią. Wybór pada na Mosorny Groń. Przed 16 jesteśmy już na szlaku. Zapowiada się ciekawie: urokliwy mostek nad Jaworzyną i dość ciekawe podejście. Potem szlak skręca na dość szeroką kamienistą drogę co za bardzo nas nie cieszy ale staramy się nie narzekać

Po około godzinie jesteśmy na szczycie i mamy piękny widok na Babią Górę - jest pięknie. Czas na piwo! I tu jedyna chyba podczas całego pobytu przykra niespodzianka - w barze mają tylko Warkę Strong. Fu! Innej opcji nie było więc chciał nie chciał bierzemy po Warce i siadamy racząc się widokiem na Pasmo Babiogórskie. Chwilę później jesteśmy już na niebieskim szlaku, mijamy wodospad na Mosornym Potoku i kierujemy się do Zawoji na obiad/kolację. Po drodzę do 'Hanki' robimy jeszcze piwa w lokalnej pizzerii i ok 23 dojeżdżają do nas samochodem S. i M.
Widok na Babią Górę z Mosornego:
Wodospad na Mosornym Potoku:
Dzień 2
Po śniadaniu już w piątkę kierujemy się zielonym szlakiem w stronę Babiej. Całe pasmo z Zawoji robi niesamowite wrażenie a jako, że dla M. to pierwszy wyjazd w góry martwimy się trochę jak uda nam się podejść na szczyt i jednocześnie wszczepić M. górskiego bakcyla. Na dobry początek zaskakuje nas bardzo dobre przygotowanie szlaku - do niczego nie można się przyczepić. Dochodzimy na luzie do wiaty i zaczynamy bardziej strome podejście. Do samego schroniska na Markowych Szczawinach nie było już mowy o luzie. Podejście zmusiło do niemałego wysiłku i wycisnęło masę potu. W schronisku nagroda za trud - zimne piwo. Siadamy i delektujemy się nektarem bogów. Po chwili jednak chumory nam się lekko psują - nadciągają ciemne chmury, zanosi się conajmniej na deszcz. Szybka decyzja: nic nas nie goni - odczekamy chwilę, aż pogoda przestanie wariować.
Po około godzinie ruszamy na szczyt. Rozdzielamy się: S. i M. idą szlakiem czerwonym, P., W. i ja kierujemy się na Perć Akademików. Na poczatku szlak idzie Górnym Płajem i nie wymaga wysiłku, po chwili jednak szlak odbija w prawo i zaczyna się podejście. Im dalej tym stromiej, czuć pracujące mięśnie i pot. Dobrze wybraliśmy! Po około godzinie zaczyna się to na co czekaliśmy: łańcuchy. Na początku bardziej służące do asekuracji ale im dalej i wyżej tym bardziej pomocne przy wchodzeniu. Zaczyna padać lekki deszcz a gdy dochodzimy do klamr również grad. Kiepską pogodę rekompensują nam cudowne widoki na Zawoje, pobliskie szczyty i tęczę. Jeszcze tylko trochę wysiłku i jesteśmy na szczycie. Pogoda wyraźnie się psuje: pada, wieje, w oddali słuchać odgłosy burzy. Chmura przykrywa szczyt - nadzieja na zobaczenie ze szczytu Tatr umiera... Po kilkunastu minutach na szczyt docierają S. i M. Pogoda poprawia się na tyle, że szybko zapada decyzja: idziemy na Sokolicę.
Droga mija dość szybko i po jakimś czasie robimy już zdjęcia z Sokolicy. Po chwili schodzimy już Percią Przyrodników ku Górnemu Płajowi. Jest bardzo stromo i ślisko. Podczas całego zejścia maksymalna koncentracja. Wejście tym szlakiem musi wyciskać siódme poty! Po zejściu percią mkniemy już na luzie niebieskim szlakiem w stronę schroniska. Tam znów krótka przerwa na piwo i obieramy kierunek na czarny szlak i powrót do Zawoji. Około 10 h w górach, ponad 20 km - M. dała radę!
Łańcuchy i klamry na Perci Akademików:
Widać! Nie widać! Widać!:
Babia Góra widziana z zejścia czarnym szlakiem:
Dzień 3
Po sobotnich wojażach na Babiej niedzielę planujemy spokojną. Cel: Polica! Po śniadaniu ładujemy się do samochodu i kierujemy się na południowy wschód. Pogoda piękna więc przy Przełęczy Krowiarki stoją już dziesiątki jak nie setki samochodów. Wyrazy współczucia dla osób, które miały niewątpliwą przyjemność przebywać na szlaku w takim tłoku! Jedziemy dalej i po chwili naszym oczom ukazuje się trochę wolnej przestrzeni i Tatry. Coś pięknego! Jeszcze tylko parę km i możemy zostawić samochód przy wejściu na czarny szlak. Zakładamy plecaki i ruszamy drogą w stronę Przełeczy Zubrzyckiej. Po kilkunastu minutach jesteśmy już na niebieskim szlaku i od razu zaczyna się podejście pod Czyrniec. Podejście nie jest strome ale za to dość długie i męczące. M. ma lekki kryzys, musimy robić częste przerwy i odpowiadać na pytania o odległość od schroniska.
Czyrniec lekko nas zmęczył ale podejście pod Policę było już w miare luźne. Do tego te widoki! Szczyty Tatr, które mieliśmy za plecami powodowały, że co chwila oglądaliśmy się za siebie. Na Policy robimy krótką przerwę na zdjęcia i po chwili idziemy już w kierunku schroniska na Hali Krupowej. Tam dłuższa przerwa i standardowo zimne piwo. Jest jeszcze plan aby iść dalej czerwonym szlakiem w kierunku Judaszki i zejść do drogi niebieskiem ale plan niestety upada i po odpoczynku w schronisku ruszamy czarnym szlakiem w dół. Ponownie mamy Tatry w zasięgu wzroku. Niesamowite widoki. Po jakimś czasie jesteśmy już w samochodzi i wracamy do Zawoji. Rano czekał już na nas powrót do szarej rzeczywistości...
Między Policą a Złotą Grapą:
