Było nas trzech, w każdym z nas inna krew…
Adama poznałem w lutym na szczycie Świnicy; Sławka w maju na Zaklętym Murze w Dolinie Będkowskiej; Pomysł wyprawy w Dolomity, który chodził mi po głowie od długiego czasu spodobał się chłopakom i tak postanowiliśmy jechać w okolicach sierpnia do Italii. Największą przeszkodą dla mnie był brak urlopu, ale człowiek nie jest taki co by sobie nie poradził – po „zdiagnozowaniu” u mnie poważnego urazu kolana dostałem L4 na 2 tygodnie i skierowanie na rehabilitację w Dolomitach
DZIEŃ I
Około 9 rano 31 lipca 2011 dojeżdżamy do Rif. Seg. Marmolada przy jeziorze Lago di Fadaia. Sławek jest strasznie zmęczony i postanawia odpocząć, czym wzbudza ogólne zainteresowanie turystów – zdjęcie poniżej nie wymaga chyba komentarza
Lago di Fadaia
Ja z Adamem znajdujemy przyjemne miejsce na pierwszy tej wyprawy biwak na dziko i idziemy na krótką 4-godzinną wycieczkę na przełęcz przy Rif. L.Gorza (2478 m). W drodze powrotnej spotykamy Niemców, którzy pytają nas o drogę bo w ich mapach (Kompass) nie ma zaznaczonego szlaku, którym zamierzają iść – mamy więc okazję przekonać się o wyższości map Tabacco.
Wieczorem szybko rozbijamy namioty bo zaczyna padać deszcz – leje do rana.
Widok na Piz Boe (3152 m ) z Rif. L.Gorza (2478 m)
DZIEŃ II
Po nocnej ulewie rano prawie nie ma śladu a my nie spiesząc się przygotowujemy się do wyjścia w góry – naszym celem jest Punta Penia.
Około 10 wyjeżdżamy kolejką (4.50 euro w jedną stronę) do Rif. Pian dei Fiacconi (2626m) skąd zaczynamy marsz. Drogą 606 dochodzimy do małego i bezpiecznego lodowca, którym podchodzimy do początku ferraty biegnącej granią zachodnią. Ferrata jest łatwa, lekka i przyjemna a miejscami przesadnie ubezpieczona. Po pokonaniu ferraty znów dochodzimy do małego lodowca, którym dochodzimy na szczyt Punta Penia (3343m). W czasie drogi na szczyt mamy 4 pory roku – słońce, lekki śnieg, deszcz i grad. Na szczycie jesteśmy około godziny, po czym zaczynamy zejście lodowcem do końcowej stacji kolejki, którą wjeżdżaliśmy (na początku zejścia pokonujemy łatwą i krótką ferratkę). Do biwaku schodzimy drogą 606. W nocy znów leje a w namiocie 6°C.
Schronisko na szczycie Punta Penia (3343 m)
Widok na Piz Boe (3152 m) z Marmolady
Krzyż na Punta Penia (3343 m)
DZIEŃ III
Jedziemy do Malga Ciapela (1435m). Startujmy drogą 610 do schroniska Malga Ombreta (1904m) i dalej do Rif. O.Falier (2074m) skąd idziemy na przełęcz Pas de Ombreta i do Bivacco M.Dal Bianco (2730m) gdzie pierwszy raz tego wyjazdu nocujemy w górach. Wraz z nami nocuje 3 sympatycznych Włochów a klimacik jest pierwsza klasa. Przed snem miła niespodzianka – spokój gór zakłóca całe stado koziorożców alpejskich
Goście, goście czyli stado koziorożców alpejskich
Sławek pod Bivacco M. Dal Bianco
w środku bivacco bardzo przyjemnie - w dzień chłodno w nocy ciepło
DZIEŃ IV
O poranku szybkie śniadanko i kontynuujemy naszą trasę. Łatwą ferratą a następnie bardzo stromymi piargami dochodzimy na przełęcz, skąd granią wspinamy się na szczyt Cima D’Ombretta (3011m) – cały szczyt jest podziurawiony jamami z czasów wojny. Widok wspaniały - zwłaszcza o poranku. Ze szczytu tą samą granią, którą weszliśmy, schodzimy do miejsca, w którym dalej szlak prowadzi nas w dół stromymi piargami. Obchodzimy masyw Ombretty i szczyt Sasso Vernale i dochodzimy do ferraty Ombretta – ok 100m stromego i miejscami wymagającego zejścia. Po pokonaniu ferraty nieprzyjemnymi piargami dochodzimy do Pas de Ombretola (2864m) skąd drogą 612 znów po piargach schodzimy w stronę schroniska Falier, gdzie serwują najlepsze cappuccino jakie w życiu piłem . Ze schroniska schodzimy do auta w Malga Ciapela i trafiamy na kemping Malga Ciapela Marmolada, który jest na bardzo wysokim poziomie i z czystym sumieniem polecam (cena w sezonie 7,5 euro os + 6 euro auto). W nocy znowu burze.
Rankiem na szczycie Cima Ombretta
w jednej z jam na Cima D'Ombretta
DZIEŃ V
REST
DZIEŃ VI
Rankiem z kempingu wyjeżdżamy do miasteczka Chiesa (1242m), zostawiamy samochód przy drodze i ciśniemy asfaltem do gospodarstwa agroturystycznego na przełęczy C.ra della Grava (1627m). Mimo, że asfalt to i tak droga przyjemniejsza niż ta do Moka . Drogą 557 podchodzimy ostrym podejściem w kierunku ferraty Alleghesi. Na krótkim postoju na uzupełnienie płynów itd. Sławek oznajmia nam, że odpuszcza i wraca do auta – pada w jego kierunku tylko jedno jedyne pytanie – „dobrze to przemyślałeś?” Sławek jest pewny swojej decyzji więc ją szanujemy i dalej idę już tylko z Adamem. Po dojściu na początek ferraty zaczyna padać i nie zanosi się by przestało, więc podejmujemy decyzję o odwrocie do najbliższego schroniska. Do Rif. A.Sonino Coldai (2132m) dochodzimy mocno przemoczeni i postanawiamy zostać na noc bo pogoda nie pozwala by dziś kontynuować. Adaś załatwia nocleg po 20 euro za noc, jednak po rozmowie z barmanką i okazaniu się legitymacją KW uzyskuję dla nas zniżkę 50% a miła barmanka proponuje spaghetti w bardzo korzystnej cenie (w schroniskach nie prywatnych obowiązują zniżki 50% na nocleg w wieloosobowych pokojach i na niektóre potrawy dla osób zrzeszonych w klubach wysokogórskich). Szkoda, że na piwko zniżek nie było, ale i tak nie mogłem sobie odmówić . Siedzę więc, piję piwko, rozmawiam z barmanką, która nawiasem mówiąc była jedyną ładną włoszką, która widziałem w Italii (nie ma jak Polki) a w międzyczasie Adaś odnajduje przypadkiem suszarnie, gdzie suszymy przemoczone ciuchy. W nocy podobno była burz, ale spałem jak zabity
Przed pierwszą próbą...
przed schroniskiem Rif. A.Sonino Coldai (2132 m)
DZIEŃ VII
Trawers Civetty
Dzień zaczął się miło. Jak to zwykle w moim przypadku od gorącej czarnej kawy. Jeszcze milej się zrobiło jak po jej wypiciu idąc za nią zapłacić usłyszałem od wspomnianej wcześniej barmanki – „pan dziś nie płaci, życzę zdobycia szczytu i sprzyjającej pogody”. Zrobiło się naprawdę miło i sympatycznie. W dobrym nastroju ruszyłem z Adasiem w kierunku ferraty – droga wyglądała trochę inaczej niż podczas ulewy. Do ferraty degli Alleghesi dochodzimy w bardzo szybkim tempie i zaczynamy długie wejście na szczyt. Przez cały czas towarzyszy nam bardzo gęsta mgła, tak gęsta, że momentami nic nie widać – zorientowałem się, że jestem na szczycie po tym jak przywaliłem łbem o szczytowy krzyż (kask się przydał tylko ten jeden raz) Monte Civetta (3220 m) osiągamy po około 3,5 h. Schodząc gubimy szlak – mgła ciągle tak gęsta, że już się nie widzimy. Błądzimy tak ponad godzinę, aż dochodzimy do pionowego urwiska, gdzie podejmujemy decyzję, że pora cisnąć z powrotem do góry i zacząć jeszcze raz. W końcu odnajdujemy szlak, którym dochodzimy do Rif. M.V. Torrani (2984m) skąd kierujemy się w stronę ferraty Tissi. Po przejściu na czuja pola śnieżnego odnajdujemy ferratę i zaczynamy zejście. Trudności ferraty potęguje niesłabnąca mgła, poza tym jest mokro i ślisko. Mimo tych utrudnień udaję się bezproblemowo pokonać ferratę. Dalej idziemy piargami - drogą 558 dochodzimy do przełęczy della Grava, gdzie odbijamy w drogę 586 i schodzimy do kempingu o zaskakującej nazwie - Civetta w miejscowości Pecol. Po kolacji idziemy na zasłużone sobotnie piwko do miejscowego baru. W nocy standardowo pada deszcz.
na Monte Civetta (3220 m) w totalnej mgle
DZIEŃ VIII
Jedziemy do Cortiny D’Ampezzo na kemping Olimpia (za sam i 3 osoby 34 euro). Zwiedzamy miasteczko. Dzień restowy. W nocy „zaskoczenie” - duża burza
DZIEŃ IX
Po porannej powodzi w namiocie połowa rzeczy mokra i postanawiamy jechać nad morze. Po przejechaniu ok. 30 km jest już upał i stwierdzamy, że lepiej zjechać nad jeziorko, które wypatrzyliśmy na mapie. Trafiamy na jakiś zamknięty kurorcik gdzie jest wszystko czego nam trzeba – stoliki, leżaki plażowe, łódki, rowerki wodne i przede wszystkim piękne jezioro – Lago di Pieve di Cadore, w którym nie omieszkaliśmy się wykąpać. Rzeczy już wysuszone, my najedzenie i wypoczęci, więc około 17-tej wracamy do Cortiny, a konkretnie do startu drogi 442 (kilka km za miejscowością Pocol). Plan jest taki by dojść do Rif. A.Dibona (2037 m), tam przenocować a rankiem wyruszyć na Lipellę. Po kilku minutach od zaczęcia podejścia zaczyna lać, ale twardo idziemy dalej. W schronisku kolejna niemiła niespodzianka – cena nas zabija 40 euro za noc – wracamy więc do auta, gdzie z Adasiem rozbijamy na dziko namiot w lasku na polanie (1732 m) a Sławek noc spędza w samochodzie. W nocy szaleje burza, ale tym razem namiot nie przemaka.
Lago di Pieve di Cadore - wspaniałe miejsce na rest
DZIEŃ X
Nad ranem jest bardzo zimno – w namiocie 0°C. Wyruszamy dobrze już znanym błotnistym szlakiem 442 do schroniska Dibona, skąd szlakiem 404 kierujemy się w stronę ferraty Giovanni Lipella. Ferrata początkowo biegnie 500 metrową sztolnią, która stopniowo wznosi się ku górze. Następnie mozolnie trawersuje ściany prowadząc na tzw. „amfiteatr” Tofany di Rozes. Końcowe podejście na szczyt jest bardzo wyczerpujące, ale udaje się nam zdobyć pierwszą z Tofan – Tofana di Rozes (3325 m). Widok jest przepiękny, ale mocno wieje przenikliwy, zimny wiatr, więc po nacieszeniu oczu zaczynamy żmudne zejście w kierunku Rif. Giussani (2580 m). Adam pocisnął przodem, ja za nim, ale czekam na Sławka. Po drodze zaliczam glebę na śniegu i cudem wyhamowując po kilku metrach unikam przejażdżki na sam dół. Ze schroniska Giussani idziemy drogą 403 do schroniska Dibona, skąd po raz kolejny błotnistą drogą 442 przez las do auta. Szybkie jedzonko, rozbicie namiotu i spać, bo rankiem w planie ferrata Giuseppe Olivieri, na którą idę tylko z Adasiem (Sławek oznajmił rezygnację już na szczycie Tofany di Rozes – chyba dało mu w kość). Noc jeszcze zimniejsza niż poprzednia.
gdzieś na Lipelli
amfiteatro na G.Lipella
Krzyż na Tofana di Rozes (3225 m)
ze szczytu Tofana di Rozes (3225 m)
Góry i Adaś w środku
DZIEŃ XI
Pobudka bladym świtem, szybka kawa, śniadanko i ciśniemy do Dibona skąd kierujemy się w stronę Rif. Pomedes (2303 m). Stamtąd podchodzimy pod ferratę G.Olivieri i nią wchodzimy na szczyt Punta Anna (2731 m). Ferrata do łatwych nie należy - przy założeniu, że stalówek używa się tylko do asekuracji drogę wyceniłbym na mocne IV z kilkoma miejscami V. Z Punta Anna kontynuujemy wspinaczkę ferratą Aglio na szczyt Tofana di Mezzo (3244m). Po drodze wchodzimy jeszcze niezaznaczoną na mapie ferratą na jakiś szczyt, jednak musimy zejść tą samą drogą, gdyż innej nie ma – bardzo siłowy fragment ferraty po pionowej ścianie. Ze szczytu drugiej z Tofan schodzimy na platformę widokową (3224 m) na górnej stacji kolejki Freccia nel Cielo (podniebna strzała – nazwa wypas nie ma co). Właściciel już wszystko zamyka i zaraz ma odbyć się ostatni kurs kolejki. Proponuje nam, że możemy nocować (jest taka możliwość – jest pomieszczenie, gdzie można walnąć się na glebie) my jednak mamy inne plany. Ferratą Lemon i Formenton wchodzimy na ostatnią z Tofan – Tafana di Dentro (3238 m). Te ferraty mimo, że nie są trudne trochę mnie stresują, gdyż całą drogę płaczę jak nastolatka na Titanicu (poprzedniego dnia zgubiłem okulary lodowcowe i naświetlone oczy zaczynają się buntować). Na szczycie wpisujemy się do książki i wyruszamy dalej w poszukiwaniu bivacco, które jak „mówi” mapa powinno nie być przesadnie daleko. Około 19.30 dochodzimy do Baracca degli Alpini (2922 m) – odszukanie tego bivacco to prawdziwe wyzwanie, ponieważ ta niepozorna, mała chatka jest tak wkomponowana w skałę, że trudno ją dostrzec nawet z niewielkiej odległości. W środku jest już 3 Włochów, jemy z nimi kolację (jak to pięknie brzmi – tak naprawdę powinienem napisać – pochłaniamy wszystko co mamy w błyskawicznym tempie), robimy pamiątkowe zdjęcie i rozmawiamy. Po niedługim czasie do schronu przybywa jeszcze 2 Włochów, w środku więc komplet – 7 osób. Widok na Cortinę z naszego tymczasowego domu zapiera dech w piersiach a zachód słońca jest niesamowity. W nocy jest potwornie zimno – spię we wszystkim co miałem (tylko deszczówkę sobie darowałem) – koszulka, bluza, polar, softshell, 2 przydziałowe koce i nadal mi zimno. Co prawda w środku jest kominek, ale drewno wilgotne i nie rozpalamy by się nie podusić. Jakoś udaję się zasnąc…
Cortina D'Ampezzo z ferr. G.Olivieri
na ferr. Olivieri
Wyjście z pionowej ściany na ferr. Giuseppe Olivieri
na szczycie Tofana di Mezzo (3244 m)
panorama ze szczytu Tofana di Mezzo (I)
panorama z Tofana di Mezzo (II)
na szczycie Tofana di Dentro (3238 m)
z sympatycznymi Włochami przy Baracca degli Alpini (2922 m) gdzie spędziliśmy bardzo zimną noc
zachód słońca "z okna" bivacco
Bracca degli Alpini jest tak zakamuflowana, że nawet z bliska ciężko dostrzec cokolwiek oprócz skały
panoramka "z okna" bivacco o zachodzie
Good night Dolomites
DZIEŃ XII
Rankiem witają nas ciepłe promienie słońca, które wpadają przez szczeliny. Dojadamy jakieś resztki z kolacji i cała nasza siódemka zaczyna zejście. Początkowo pokonujemy bardzo łatwą ferratę by później bardzo przyjemnym szlakiem 407 dojść do Rist. Pietofana (1675 m), gdzie ma przyjechać po nas Sławek. Około południa pojawia się nasz transport i jedziemy już w pełnym składzie na kemping do Cortiny, którą jeszcze niedawno oglądaliśmy z góry. Jedzonko, prysznic, pranie i odpoczynek po ciężkiej trasie – pogoda jest piękna więc wylegujemy się przed namiotami sącząc zimnego browarka, który smakuje jak nigdy. Zapada decyzja, że jutro po śniadaniu jedziemy na Słowenię by wejść na Triglav.
Good morning Dolomites
DZIEŃ XIII
Około 11 opuszczamy kemping i kierujemy się w stronę Słowenii. Na miejscu odwiedzamy skocznię w Planicy, uzupełniamy zapasy żywności (sporo taniej w porównaniu z Włochami) i szukamy dogodnego miejsca na ostatni w czasie tej wyprawy biwak na dziko.
DZIEŃ XIV
Pobudka, szybkie śniadanko i o 6 jesteśmy w drodze na Triglav –mamy do pokonania około 2200 m przewyższenia. Około południa docieramy na szczyt (2864 m) a tam jak na jarmarku – ludzi multum – tańczą, śpiewają, piją wino z kieliszków (a jakże), sprzedają piwo po euro – normalnie szopka. Jak szybko weszliśmy tak szybko uciekliśmy. Jeżeli, ktoś wybierałby się w Alpy Julijskie tylko by wejść na najwyższy szczyt to osobiście odradzam – lepiej się przejść na Giewont. Nie znaczy, że w Julijkach nie ma fajnych górek, ale Trójgłowemu mówię – już się nigdy nie spotkamy.
Po zejściu szybka kolacja, jeszcze szybsze przepakowanie auta i zaczynamy wracać do kraju.
Zaczynam już tęsknić za Dolomitami a w głowie pojawiają się pierwsze pomysły co by tu jeszcze w tych pięknych górach zrobić – a jest gdzie cisnąć!
Polecam obejrzeć film ze zdjęć dostępny pod poniższym linkiem (najlepiej w HD 1080p i na full view)
https://picasaweb.google.com/lh/photo/S ... directlink
Link do zdjęć z opisami:
https://picasaweb.google.com/1063911491 ... directlink
Mam nadzieję, że Was nie zanudziłem.
Jeśli macie jakieś pytania to chętnie na wszystkie odpowiem.
Do zobaczenia na szlaku.