W Tatrach byłam w lipcu (pogoda do bani) i troszkę w sierpniu. Na razie opiszę przeżycia z sierpnia
W nocy z 10/11 ładuję się o 1 w busa, w Krakowie jestem przed 7 w Zakopanem po 9. Nosi mnie już pierwszego dnia, więc z całym dobytkiem (niedużym

) jadę na Palenicę Białczańską. Korek masakryczny, ale kierowca busa to mistrz kierownicy, drugim pasem wymija auta (ponoć może tak) i dość szybko docieramy na miejsce. Tam tłumy. Asfalt mnie dobija, ledwo co idę, ale taką miałam ochotę na Wrota, że idę. Ale od skrętu na żółty szlak wraca wola życia. Tam już nie czuję zmęczenia. Na Wrota Chałubińskiego niewiele osób idzie. Na miejscu serwuję sobie dłuższy odpoczynek. Cisza i te cudne widoki. W dole o ile dobrze się orientuję Staw Ciemnosmreczyński. Ojj, kusiło na dół tam, ale wiem, że nie wolno, a ja grzeczna jestem. Więc siedzę i gapię się. Po jakimś czasie złażę na dół. Z racji dość późnej pory daruję sobie Szpiglasową, wracam tą samą trasę, zaliczam niegroźną wywrotkę i wracam do Zakopanego, gdzie idę na kwaterę. Taki prosty szlak na rozgrzewkę, chciałam dalej, ale było późno, a i ja byłam zmęczona troszkę.
Dzień kolejny. Chciałam wejść na Małą Wysoką. I weszłam

Rano autobusem do Smokowca, potem elektriczka do Tatrzańskiej Polanki i asfaltem (kolejny raz pójdę normalnym szlakiem) w kierunku Śląskiego Domu. I dalej już Doliną Wielicką na Polski Grzebień. Byłam tam po raz czwarty. Dwa lata temu złażąc z Rohatki tylko tam podeszłam, na MW brakło czasu. Rok temu przyblokował mnie łańcuch, sama nie wiem czemu, bo teraz przeszłam zupełnie spokojnie. W lipcu burza nie pozwoliła na MW. I teraz w końcu!!! Na przełęczy mgła, ale idę na Małą Wysoką. Schodzący ludzie mówią, że widoków brak. A tymczasem... jak weszłam mgła opadła, widoki powaliły mnie kolana. Coś pięknego, coś cudownego, ze wszystkich stron, nie mogłam się napatrzeć. Będę tam wracać, wyjątkowo widokowy szczyt, po prostu bajka. Po jakimś czasie wracam na przełęcz i dalej na dół. Chciałam przez Rohatkę, ale bałam się, że nie wyrobię czasowo na autobus, a nie byłam gotowa szukać spania na Słowacji. Więc po raz kolejny Doliną Białej Wody

Ale ta Dolinka urokliwa, jak nie goni burza to jest jak najbardziej ok

Tym razem tylko popadało, ale deszcz krzywdy mi nie zrobi, tym bardziej, że dopadł mnie na granicy lasu już, lało, może 30 minut, potem wylazło kochane słońce. Super udany dzień. Uwielbiam Małą Wysoką
Kolejny dzień. Miałam zaplanowane wejść na Bystrą i Błyszcza. Kusiło w Wysokie jednak. Ale jednak postanowiłam trzymać się planu. Bystra i Błyszcz i koniec

Na drugi dzień wiedziałam, że mądra decyzja to była. Właziłam Doliną Starorobociańską bo chyba tamtędy najszybciej. Szlak zniszczony, po drodze jedzie jakiś traktor ciągnie drzewo, ludzie schodzą z drogi

Ale lezę dalej, chmury się gromadzą, bynajmniej nie są jasne. Jak zacznie lać i grzmocić to mnie trafi chyba. Dość deszczu burz miałam w lipcu. Jakieś turystki zachęcają mnie do marszu, mówią będzie dobrze, troszkę optymizmu

No to idę. Na Siwej i Gaborowej nie siedzę długo, tyle, żeby wody popić, zjeść czekoladę. Idę dalej, inni też. Już na podejściu na Bystrą, kap, kap, kap. Do licha, pada. Kurtka na grzbiet, tyle co założyłam skończyło się kap kap. Gdzieś daleko coś zamruczało. Wrrrr, idę dalej. Włażę na Bystrą, wita mnie pięknym słońcem i niebieskim niebem. Na polską stronę widoczki, na słowacką piękna mgła, która jednak dość szybko opada. Wygrzewam się tam jakiś czas, po czym jednak decyduję się schodzić, żeby nie kusić losu. Idę na Błyszcza, potem już w dół. Znów gdzieś mruczy, widzę, że w Wysokich może być niewesoło. Nade mną jednak słońce, schodzę przez Ornak, który gości mnie po raz 3 tym sezonie

Ale lubię ten szlak. Dalej Iwaniacka, gdzie robię dłuższy postój, potem Kościeliska. Dzień udany i podziękowania dla miłych turystek za te słowa: więcej optymizmu

Dzięki temu szłam tam gdzie planowałam. A tego dnia w niektórych rejonach Tatr ponoć była burza, grad, deszcz.... .
cdn...