chief napisał(a):
kilerus napisał(a):
Jeżeli gdzieś potrzebny jest czekan, to po co tam iść?
Aby dość do celu
Czerwcowy płat (których w tym okresie bywa sporo) może być poważną przeszkodą na trasie, gdzie przejście przez niego to spore ryzyko. Z czekanem już o wiele mniejsze.
chief, kto jak kto, ale kilerus jako taternik na pewno juz o tym wszystkim wie, zwlaszcza po ostatnich czerwcowych przygodach
osoby-kilerus i Rohu
czas akcji- 5 czerwca 2011
miejsce akcji-zejscie z Posredniej Przeleczy do Dol.Starolesnej-teren turystyczny, ok. 0+
sprzet posiadany-lina+szpej
sprzet zostawiony w domu-raki i czekany
fragment relacji z rzeczonego dnia
Rohu napisał(a):
W Chmielowskim i Świerzu jest napisane: "Droga - o ile żlebu śnieg nie zalega - bez żadnych trudności."
Problem jest taki, że śnieg w żlebie ciągnie się od samej przełęczy dokąd tylko wzrok sięga.
Mimo wszystko wydaje nam się to lepszą opcją niż Ławka i postanawiamy próbować szczęścia.
Jak się dosyć szybko okazuje kruszyzna jest tu jednak jeszcze większa niż po drugiej stronie.
Ale cholera, przecież miało być łatwo, więc ładujemy się w to gówno.
Zachodzące chmury przesłaniają nam dalszą część żlebu, więc schodzimy momentami nie wiedząc co nas czeka dalej.
Większość drogi przeszliśmy trawkami po prawej stronie żlebu. Nieco za połową musieliśmy w końcu przekroczyć stromy jęzor śnieżny, bo po prawej stronie było na tyle stromo, że nie dało się już iść.
Zejście tym gównianym żlebem do szlaku zajęło nam chyba ponad 3 godziny. Sypało się wszystko, poza tym było ślisko, a perspektywa wpadnięcia do zaśnieżonego żlebu i zjechania nim kilkaset metrów w dół była przerażająca.
Całą grań Żółtej Ściany o wycenie III przy tym "zejściu bez trudności" to pikuś i bułka z masłem.
Myśleliśmy nawet o jakichś zjazdach na linie, ale nie znalazł się ani jeden pewny blok skalny na który można by założyć jakąś pętle.
Spod nóg wyjeżdżały nawet głazy o wielkości małych fiatów. Na jednym takim udało mi się przejechać spory kawałek i na szczęście przekręcić się i spaść za niego. Gdybym nie złapał równowagi i poleciał do przodu to prawdopodobnie dzisiaj nie miałbym już nóg.
W innym momencie na nogę zaczął obsuwać mi się głaz tak ciężki, że sam go nie dałem rady przesunąć. Trzymałem go prawą łydką i dwoma rękami. Gdybym puścił to przygniótłby mi stopę. Na szczęście kiler był w pobliżu i razem go podtrzymaliśmy, a ja wyciągnąłem nogę.
Zejście tym żlebem w takich warunkach to była jedna wielka masakra.
Rohu, sorry, ze znow uzylem twojej relacji, ale ona dobrze ilustruje problem wiosennych sniegow w Tatrach
Spiochu napisał(a):
Cytuj:
Kiedyś widziałam w czerwcu kolesia który miał czekan przypięty do plecaka. Niektórzy takie rady biorą dosłownie.
Kiedyś w połowie czerwca zjeżdżałem na nartach z Kasprowego, widziałem też Topr przeszukujący lawinisko pod Beskidem. Także nie wiem co Ty dziwnego widzisz w tym czekanie? Na niektórych trasach to jest właściwie standard, szczególnie na początku czerwca.
Spiochu napisał(a):
Śnieg w czerwcu to nie tylko breja, czasem też beton z fragmentami lodu. Wchodząc żlebem na któryś z wyższych szczytów czekan jak i raki wydaje się oczywistym wyborem
proste jak budowa cepa
widac, ze forumowy beton dawno nie chodzil po czerwcowych betonach z fragmentami lodu
chief napisał(a):
Cytuj:
Choć fakt, że ten czerwcowy śnieg będzie już raczej przeleżały = brejowaty i raki by zawadzały
Wszystko zależy, gdzie się idzie i jakie sa warunki. Jak sie ma dziabe, to raki, sa raczej zbyteczne. Czekan nie tyle jest potrzebny do dziabania (chyba, ze przebieg trasy to wymaga, jak zaśnieżone progi/uskoki) ile do wyhamowania, ewentualnego poślizgu, bo pazurami, to tak ciężko
Nie ma znaczenia, jaki jest miesiąc, czy czerwiec, lipiec, sierpień, bo w górach nie ma trwałych schematów. Liczy sie trasa i warunki na niej.
jako forumowy klakier zgadzam sie w 200% z przedmowca