Robert18 napisał(a):
Trzeba pamiętać także że całą ta dyskusja ma charakter trochę akademicki w rzeczywistości na stopień winy i odpowiedzialności ma wpływ wiele innych czynników.
To oczywiste.
Robert18 napisał(a):
Wydaje mi się że prawo karne nie powinno być straszakiem tutaj. Głównie to od rozsądku klientów tych przewodników powinno zależeć to gdzie idą itd. W przypadku dzieci oczywiście wszyscy opiekunowie, nie dopuszczalne według mnie tak jak mówiłem jest całkowita ignorancja ze strony opiekunów gdzie idą ich dzieci z kim, pod czyją opieką itd. Nie można się powoływać na nieznajomość czy nie wiedzę tego ze wycieczka w Tatry pod okiem Pani z polskiego jest ryzykowna. To było by bardzo głupie tłumaczenie tłumaczenie.
Podobnie jak chief jestem przewodnikiem i niestety spotkałam się z wieloma przypadkami ignorancji górskiej wśród nauczycieli.
Taki przykład:
Prowadziłam w Tatry wycieczkę gimnazjalistów do przysłowiowego już Morskiego Oka, trasa jak wiadomo łatwa, dzieci było w grupie ok 40, tyle ich na tą trasę można zabrać.
Był to dzień 2 czerwca.
Młodzież miała na nogach przeważnie trampki lub tzw. "halówki", na sobie cienkie kurtki i sweterki, kilka osób było tylko w podkoszulkach.
Kiedy już dojeżdżaliśmy autokarem do Palenicy Białczańskiej zaczął padać deszcz, zaproponowałam paniom nauczycielkom zmianę planów, ale one się stanowczo nie zgodziły, bo bardzo chciały iść do Morskiego Oka.
Na Palenicy ogłosiłam aby dzieci kupiły sobie pelerynki, aby przynajmniej nie zmokły, ogłosiłam również ze pójdziemy w jedną stronę około 9 km, ale jak się potem okazało - jednak nie wszyscy te pelerynki kupili, około 10 osób nie miało okrycia.
Poszliśmy szosą do góry, na wysokości Wanty (mniej więcej w połowie drogi do góry) deszcz zamienił się w mokry śnieg.
Zapytałam znowu panie nauczycielki czy nie lepiej byłoby zawrócić, ale były bardzo uparte i nie chciały.
Ponieważ nie widziałam specjalnego niebezpieczeństwa - poszliśmy dalej aż do schroniska.
Dotarliśmy tam po kolejnej godzinie, młodzież kompletnie przemoczona, zobaczyliśmy 15 m2 jeziora, bo nic więcej nie było widać.
Wypiliśmy po gorącej herbacie i zaczęli wracać, tymczasem śnieg nadal padał i padał, kiedy przechodziliśmy ponownie koło "Wanty" było go już po kolana, dzieci szły po nim w trampkach, czasem się ślizgały.
Poniżej Wodogrzmotów już na szczęście tylko lało, za to bardzo mocno.
Co mnie trochę denerwowało - nie miałam ze strony nauczycielek żadnej pomocy, chociaż było ich 4 szły wszystkie razem na samym końcu w ogóle nie zwracając uwagi na to co się dzieje w grupie i gadały.
Wg nich przewodnik miał pilnować całej grupy, a ja szłam na początku - i nie mam przecież oczu z tyłu a dzieci jak tylko zobaczyły śnieg zaczęły się natychmiast gonić i rzucać śniegiem.
Kiedy grzecznie zwróciłam uwagę nauczycielkom i poprosiłam o pomoc odpowiedziały wprost, że w górach odpowiedzialność za grupę bierze przewodnik.
Po 5-6 godzinach takiego "spaceru" wszyscy kompletnie przemoczeni znaleźliśmy się w autobusie i pojechali na kwaterę.
Kiedy potem przemyślałam tą sytuację - myślę, że też popełniłam błąd, bo powinnam była zawrócić zaraz jak tylko zaczął padać śnieg.
Tyle że wtedy stracilibyśmy około 2,5-3 godzin z dnia a nie doszli do żadnego konkretnego miejsca.
Dałam się namówić na dalszą trasę a trochę chciałam tym paniom pokazać "chciałyście bardzo - no to macie". Tylko że niestety odbyło się to kosztem dzieci, tutaj widzę że nie byłam wystarczająco stanowcza i asertywna.
To jest akurat jednostkowy przypadek (dla mnie najgorsze jak dotąd doświadczenie "przewodnickie") ale w samym tylko tym roku na około 15 prowadzonych wycieczek, w tym 10 górskich miałam 4 sytuacje takie, że w grupie 20-40-osobowej znalazła się jedna, czasem dwie osoby, które stanowczo nie powinny pójść tam dokąd prowadziła trasa.
Nie były to wcale trasy ekstremalne - konkretnie Schronisko pod Szarotką, Dolina Pięciu Stawów, Giewont i Krywań.
Na żadnej z tych tras nie trzeba ludzi asekurować, grupy liczyły tyle osób że można je na podanych trasach opanować.
Ale kiedy cała grupa jest sprawna a na trasie jest małżeństwo z 7-letnim dzieckiem, którzy wszyscy są w górach absolutnie pierwszy raz, lub 62-letnia pani, która tez jest w Tatrach pierwszy raz, ma lęk przestrzeni (i od razu idzie na Giewont) - to widać że organizator imprezy nie poinformował ich wystarczająco jasno czego się można na wycieczce spodziewać.
W takiej sytuacjach (dla mnie na ten rok 40 % sytuacji) nie wyobrażam sobie tych konkretnych wycieczek bez przewodnika.
Pozdrowienia
Basia